Wiadomo, że globalne ocieplenie w Alpach jest dwa razy szybsze niż w niżej położonych regionach Europy, jednak tego, co stało się w tym roku, nie przewidziano – szwajcarskie lodowce straciły 3 kilometry sześcienne lodu. Jak spowolnić ich znikanie?
Jeden z najbardziej luksusowych hoteli świata stoi na 2869 metrach nad poziomem morza, tuż pod szczytem Eggishornu. Kiedy o godzinie 18 zamyka się wejście do kolejki zjeżdżającej w dolinę, goście dwuosobowej kabiny zostają sami – z koszem pełnym regionalnych specjałów i butelką dobrego wina. Ze stojącej pod gołym niebem drewnianej bani, w gorącej kąpieli, mogą oglądać zachód słońca i podziwiać rozgwieżdżone alpejskie niebo – tak daleko od jakiegokolwiek miasta nie ma sztucznych świateł, które zanieczyszczają ciemność nocy, dlatego gwiazdy wydają się na wyciągnięcie ręki. Nie bez powodu The Cube Aletsch – drewniana kabina na alpejskiej grani – opisywana jest jako hotel miliona gwiazd.
Ale największe wrażenie robi widok, który roztacza się z tarasu. Pomiędzy ośnieżonymi szczytami wije się jęzor lodu. Pofałdowany, przykryty czapą śniegu, spod której prześwituje lód, ciemny niczym wzburzone morze. To Aletsch – najdłuższy alpejski lodowiec, rozciągający się na dwadzieścia kilometrów. Jest tak majestatyczny, że UNESCO zdecydowało się całą jego okolicę wpisać na listę światowego dziedzictwa.
Strona rezerwacji The Cube Aletsch otwiera się raz w roku, w połowie marca. Trzeba się spieszyć – miejsca wyczerpują się w ciągu doby. Ludzie chcą spędzić noc z widokiem na lodowiec, dopóki jeszcze istnieje. Od 1870 roku skurczył się o ponad trzy kilometry. Górscy przewodnicy mogą pokazać linię, do której lód sięgał jeszcze na początku XX wieku. Jest bardzo wyraźna. Latem i wczesną jesienią powyżej stoki są zielone. Poniżej to szara, zdewastowana kraina – ślad po topniejącym gigancie.
Do 2100 roku Aletsch może zniknąć w całości. Tak samo jak wszystkie alpejskie lodowce.
Szwajcarskim lodowcom w tym roku ubyło ponad 6 procent lodu
Część upalnego lata 2022 spędziłam w Szwajcarii. Susza była tak dotkliwa, że dla krów pasących się na stokach gór Jury brakowało wody. Trzeba ją było dowozić cysternami i helikopterami. Z kolei w alpejskiej części kraju w zastraszającym tempie ubywało lodu. Topniejący lód odsłonił wrak samolotu z 1968 roku i zaginione ciała. A także przejście między dwoma lodowcami na wysokości 3000 metrów nad poziomem morza. Przejście zostało odsłonięte po raz pierwszy od kilku tysięcy lat. Upał rozmroził również wieczną zmarzlinę. Bez niej kruszeje Matterhorn, góra-symbol, obecna w logo szwajcarskich czekoladek. Zagrożenie jest tak duże, że w tym roku już pod koniec czerwca zamknięto trasy prowadzące na ikoniczny szczyt.
Pod koniec września Szwajcarska Akademia Naukowa (SCNAT) opublikowała raport o stanie lodowców w ich kraju. Od dawna wiadomo, że globalne ocieplenie w Alpach jest dwa razy szybsze niż w niżej położonych regionach Europy, ale tego, co stało się w tym roku, nie przewidziano w żadnych prognozach. Naukowcy spodziewali się, że sytuacja nie będzie dobra – w zimie spadło bardzo mało śniegu (który osłania lód przed topnieniem), do tego na wiosnę wiatr przyniósł grubą warstwę pyłu z Sahary, który przysypał lodowce (ciemniejszy lód i śnieg pochłania więcej energii słonecznej i szybciej się topi). Jednak nie sądzili, że może być aż tak źle. Na wykresie, pokazującym stratę lodu w poszczególnych latach (od 2003 roku, kiedy to zanotowano najwyższą stratę w historii pomiarów) – czerwony słupek wychodzi poza dolną oś. Lato 2022 nie mieści się na skali.
Szwajcarskim lodowcom w tym roku ubyło ponad 6 procent lodu. Jak podkreślają glacjolodzy, do tej pory za ekstremalne uznawano lata, w których ubywało 2 procent masy lodowej. Jak określić ubytek trzykrotnie większy od ekstremalnego? W naszym słowniku brakuje słów oddających rozmiary obecnej katastrofy. Może najlepiej opisują ją zdjęcia naukowców zrobione podczas pomiarów lodowców. Stoją z tyczkami (przypominającymi te do skoku wzwyż), które pokazują, dokąd jeszcze rok temu sięgał lodowiec – dziś to metry pustki. W kantonie Valais lodowiec Gries stracił cztery metry wysokości, a równina lodowcowa Plaine Morte obniżała się o pięć metrów. Z kolei Aletsch – który mogą oglądać goście hotelu pod gwiazdami – obniżył się aż o 6 metrów. W jednym roku szwajcarskie lodowce straciły 3 kilometry sześcienne lodu. Na swoim Twitterze Matias Huss – jeden z najbardziej znanych szwajcarskich glacjologów i przewodniczący organizacji GLAMOS (Glacier Monitoring in Switzerland) – napisał, że taka strata statystycznie była niemożliwa. I dodał, że w kryzysie klimatycznym „niemożliwe” staje się nową normą.
Pomiędzy 1931 a 2016 rokiem szwajcarskie lodowce zmniejszyły się o połowę
Nawet jeśli od jutra przestalibyśmy emitować gazy cieplarniane, alpejskie lodowce i tak znikną. To, co wypuściliśmy do atmosfery przez ostatnich kilkadziesiąt lat, działa jak ciepła kołdra, pod którą ciało stopniowo się ogrzewa. Ziemia pod tą grubą kołdrą będzie ocieplała się jeszcze przez przynajmniej kilkanaście lat (oczywiście proces będzie dłuższy i szybszy, jeśli będziemy kontynuować emitowanie gazów cieplarnianych) – tak wynika z analizy badań przeprowadzonej przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC). Dzisiaj widzimy skutki emisji gazów cieplarnianych przez naszych rodziców. Za chwilę zaczniemy obserwować skutki naszych emisji, których z roku na rok przybywa.
Szwajcarzy od dawna wiedzą, co się dzieje. W niektórych miejscach na wiosnę i lato okrywają lodowce białym materiałem, który ma odbijać światło i spowolniać topnienie – mniej więcej o połowę. Dzięki temu lodowe jaskinie i fragmenty tras narciarskich zachowują na kilka lat dłużej. Ale całych Alp nie przykryją, nie uchronią nas przed nieuchronnym.
Pomiędzy 1931 a 2016 rokiem szwajcarskie lodowce zmniejszyły się o połowę. Pomiędzy 2016 a 2021 straciły kolejne 12 procent objętości. W tym roku stopniało kolejne 6 procent. Tempo znikania lodowców jest tak duże, że jeszcze niedawne szacunki, że do końca wieku zachowa się 20 procent wszystkich alpejskich lodowców, wydają się zbyt optymistyczne. Niektórzy prognozują, że już w 2050 roku w Szwajcarii nie będzie można uprawiać zimowych sportów. Szwajcarzy próbują się na to przygotować. Przy lodowcu Aletsch, wokół którego działa Aletsch Arena z ponad stu kilometrami tras narciarskich na wysokości od 1845 do 2869 metrów na poziomem morza, latem w specjalnych zbiornikach gromadzi się wodę, aby zimą produkować z niej śnieg. A żeby ustrzec się przed rozmrażającą się wieczną zmarzliną – co powoduje, między innymi, tąpnięcia budynków – nowe stacje kolejek budowane są na specjalnych hydraulicznych słupach.
Topniejące lodowce są również problemem dla gospodarki. W Szwajcarii aż 60 procent elektryczności pochodzi z hydroelektrowni, których stabilność zapewnia woda, wypływająca z lodowców. Kiedy rozmawiam o tym z Andreasem Linsbauerem, glacjologiem z Uniwersytetu Zuryskiego, mówi, że na to Szwajcaria również może się przygotować – tworząc zbiorniki, zbierające zimą deszcz, żeby w suchych miesiącach regulować produkcję prądu odpowiednio zarządzając zgromadzoną wodą. Ale dodaje, że brak lodowców zmieni obieg wody i zwiększy ryzyko naturalnych zagrożeń – powodzi, osuwisk i błotnych lawin. Na to już przygotować się jest znacznie trudniej.
W 2019 roku urządzono dla lodowca Pizol ceremonię pogrzebową
Najtrudniej przygotować się na to, co nieuniknione – na stratę. Z 1400 szwajcarskich lodowców (jeszcze w 1970 było ich ponad dwa tysiące) już co najmniej cztery uznano za zmarłe, czyli zbyt małe, żeby wykonywać na nich pomiary. Są właściwie spłachetkami lodu, przyczepionymi do stoku – tak jak Pizol, który poszłam zobaczyć we wrześniu. Nawet nie wiedziałam, że patrzę na lodowiec, wydawało mi się, że to brudny śnieg na zboczu góry. Dopiero Andreas Linsbauer uświadomił mi, że na zdjęciu zniszczonego krajobrazu, które zrobiłam, jest resztka lodowca.
W 2019 roku 250 osób urządziło dla Pizol ceremonię pogrzebową. Aktywiści i glacjolodzy chcieli uświadomić społeczeństwu, że tracą coś, co tworzy nie tylko krajobraz Szwajcarii czy jest źródłem utrzymania. Razem z lodowcami znika cześć szwajcarskiej kultury i tożsamości. Na Heidi.news, w cyklu „Requiem dla naszych lodowców”, możemy przeczytać: „[Szwajcarskie lodowce] ukształtowały naszą wyobraźnię, płyną w naszych żyłach. Przemierzaliśmy je – pieszo czy na nartach. Legendy i mity z wysokich gór kołysały nas do snu. 1400 lodowców to nasz mentalny krajobraz”.
Ale jest jeszcze coś. Topniejące giganty działają jak kanarki w kopalni, których ciała szybciej od ludzkich reagowały na toksyczne gazy i ostrzegały przed niebezpieczeństwem. To lodowce – i te za kołami polarnymi, i te górskie – jako pierwsze reagują na ogrzanie klimatu. „Pytanie nie powinno brzmieć, jak możemy chronić lodowce” – mówi mi Andreas Linsbauer. „To jest tylko jeden fenomen w całym zbiorze zmian klimatycznych, jaki obejmuje podnoszący się poziom morza w Belgii, topniejące lodowce w Szwajcarii, braki wody w Azji czy umierające lasy w Polsce”. Lodowce jako pierwsze pokazują nam, jak szybkie i gwałtowne mogą być zmiany wywołane ogrzewającym się klimatem. I jak bardzo mogą wpłynąć na gospodarkę, styl życia, krajobraz i tożsamość. Choć w Polsce nie mamy lodowców, ich topnienie w Alpach uświadamia nam, że za kilka lat klimat i u nas zrobi się – jeszcze (!) – bardziej nieprzewidywalny.
Po opublikowaniu materiałów o stanie szwajcarskich lodowców w 2022 roku Mattias Huss powiedział dla Reutersa: „Wiedzieliśmy, że to się kiedyś stanie. Ale najbardziej szokującym doświadczeniem tego lata jest to, że przyszłość już nadeszła”.
Nie tylko w Szwajcarii.
Dziękuję Swizterland Tourism Polska za pomoc w dotarciu do lodowca Aletsch.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.