W opowiadaniach Ango Sakaguchiego bezwzględne okrucieństwo przeplata się z pięknem. Nic nie wciąga tak skutecznie jak to zderzenie. Mogłoby się wydawać, że japoński pisarz w swojej prozie wywraca porządek świata do góry. Ale on po prostu obnaża zło, do którego zdolni są ludzie.
Japońska literatura piękna ciągle pozostaje dla polskich czytelniczek i czytelników mało dostępna, tajemnicza, nieznana. Stara się to zmienić wydawnictwo Tajfuny założone przez japonistkę Karolinę Bednarz (autorka książki o Japonii „Kwiaty w pudełku”, wyd. Czarne). Tym razem proponuje nowość w serii Tajfuny Mini – poświęconej pisarzom i pisarkom z pierwszej połowy XX wieku, których proza do tej pory nie była tłumaczona na polski.
To przetłumaczone przez wydawczynię i złożone w jeden tom dwa opowiadania Ango Sakaguchiego: „W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” oraz „Wielkouchy i księżniczka Długiej Nocy”.
Bednarz we wstępie przestrzega, że ci, którzy utożsamiają japońską twórczość z minimalizmem, mogą być zszokowani, bo nie znajdą go u Sakaguchiego. Pisarz karmił się chaosem, całe życie przeciwstawiał się wywyższaniu rodzimej kultury nad inne, krytykował zrodzone z niej schematy i stereotypy. Jego utwory nasycone są satyrą i farsą. Pracował pod wpływem środków pobudzających, które, jak czytamy: „brał garściami, gdy goniły go terminy na oddanie tekstu – kiedy kończył pisać, uspokajał się stosem leków nasennych. Nawet w jego życiu pełno było farsy: jedna z najsłynniejszych anegdot na jego temat opowiada o tym, jak kazał zadzwonić do jednej z lokalnych restauracji i zamówić sto porcji ryżu z curry. Kiedy dostawcy stawiali przy wejściu do domu kolejne opakowania, Ango wziął część z nich, usiadł po turecku na trawniku przed domem i przystąpił do jedzenia, ignorując resztę domowników”.
Sakaguchi akcję obu opowiadań osadza w dawnych, bliżej nieokreślonych czasach. Ich wspólną cechą jest makabryczność zderzona z pięknem cielesnym i pięknem przyrody. Czyta się je raczej jak baśnie-przypowieści o zakochanych, pewnych siebie, uważających się za niezwyciężonych mężczyznach i przepięknych, emanujących blaskiem przeokrutnych kobietach. Im więcej ściętych głów, im więcej umarłych przez zarazę mieszkańców, tym większa radość w sercach bohaterek.
W opowiadaniu „W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” autor już w pierwszych zdaniach obala mit o rzekomo radosnej porze kwitnienia wiśni, która wszystkich ma napawać szczęściem, a towarzyszy jej zabawa i picie sake. „Ale to wszystko kłamstwa” – mówi i dowodzi opowieścią. Jej bohaterem jest rozbójnik mieszkający w górach i trudniący się okradaniem zamożnych podróżnych. Niczego się nie boi. Prawie, bo strach, który ociera się o niepojęte szaleństwo, ogarnia go, gdy znajdzie się w tytułowym lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie. Któregoś roku w tym czasie zabija bogatego wędrowca i uprowadza jego małżonkę, która okazuje się najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widział. Choć rozbójnik miał już osiem żon, dla nowej wybranki zabija je bez mrugnięcia oka, ścinając im głowy mieczem. Potem zaślepiony miłością zetnie jeszcze setki głów, by zaspokoić kaprysy ukochanej.
W drugiej baśni młody rzeźbiarz i budowniczy Wielkouchy staje do konkursu z dwoma innymi mistrzami. Mają trzy lata na stworzenie posążków Buddy. Najpiękniejszy będzie prezentem dla księżniczki, córki naczelnika potężnego rodu Długiej Nocy. Z Wielkouchego wszyscy się naigrywają od chwili, gdy pojawia się na dworze. Na widok jego olbrzymich uszu i twarzy przypominającej koński pysk księżniczka wybuchła pełnym szyderstwa śmiechem. Zrazu chciano go wypędzić, przekupić sakwą złota. Ale on został i zahipnotyzowany urodą córki naczelnika postanowił w zemście wyrzeźbić figurę demona.
Można by powiedzieć, że w swojej prozie Sakaguchi wywraca porządek świata do góry nogami. Ale wydaje mi się, że ludzie sami ten porządek już wcześniej zburzyli, a pisarz raczej nie potrafił znieść tuszowania pięknymi ideami okrucieństwa, do jakiego człowiek jest zdolny. W satyryczny sposób obnaża złą naturę naszego gatunku, nie pozostawiając żadnej nadziei. Chyba że uznamy, że nadzieję może dać zadanie śmierci. Jeżeli jednak uparlibyśmy się, by doszukać się w przewrotnym i wciągającym – w końcu okrucieństwo zderzone z pięknem wciąga jak nic innego – pisarstwie Japończyka minimalizmu, wskazałabym właśnie radykalne zakończenia, po których następuje krystaliczna, kojąca cisza. Na jak długo? Na to musimy sobie sami odpowiedzieć.
* Ango Sakaguchi, „W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie”, z japońskiego przełożyła Karolina Bednarz, wydawnictwo Tajfuny
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.