Znaleziono 0 artykułów
28.10.2022

Książka tygodnia: „Białe Miasto. Czarne Miasto. Architektura i wojna w Tel Awiwie i Jafie”

28.10.2022
Tel Awiw (Fot. Getty Images)

Sharon Rotbard, urodzony w Tel Awiwie architekt, Białe Miasto uznaje za legendę Izraela, wynik marketingu. Ale pisze też o miejskim życiu przez pryzmat polityki, kultury, różnorodności Żydów. I pokazuje telawiwskie Miasto Czarne, osiedla dalej od morza, biedniejsze, zapomniane.

Będzie ćwierć wieku, jak regularnie bywam w Tel Awiwie. Przyglądam się bodaj najbardziej żywotnemu miastu w całym basenie Morza Śródziemnego, choć leżą tam również Barcelona i Ateny. Nie zawsze podoba mi się ta żywotność, obecna nie tylko w klubach i restauracjach czynnych do świtu, lecz także w wieżowcach budowanych w miejscach, gdzie kiedyś stały małe domeczki, jak w najstarszej części miasta Newe Cedek.

Przez wiele lat pomieszkiwałem przy Sderot Gordon, góra pięć minut od szerokiej plaży, w sercu tak zwanego Białego Miasta, czyli kwartału nadmorskiego  między Sderot Nordau i Pinkas na północy do targu Carmel na południu. To skupisko pięknych modernistycznych budynków, wzniesionych w latach 30. zeszłego wieku. Naprawdę jest białe.

A tu czytam w książce Sharona Rotbarda „Białe Miasto. Czarne Miasto. Architektura i wojna w Tel Awiwie i Jafie”, że figa z makiem, że biały kolor mi wmówiono, to tylko marketing i miejska albo wręcz narodowa legenda Izraela. Tak naprawdę można co najwyżej mówić o kolorze szarym, brudnym. Zajeżył mnie ten Rotbard, choć jest architektem urodzonym w Tel Awiwie i przyznaje, że do obiektywizmu mu daleko, bo woli być zaangażowanym emocjonalnie aktywistą. Napisał książkę, gdy w 2003 r. umieszczono Tel Awiw na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO, co przypieczętowało legendę o Białym Mieście.

Były też wcześniejsze wydarzenia, na przykład wystawa w Muzeum Sztuki w Tel Awiwie, zatytułowana „Ir lewana” (białe miasto). „Stanowiło [to] pierwszą zorganizowaną próbę stworzenia obowiązującej wersji historii izraelskiej architektury. Z tej perspektywy Białe Miasto Tel Awiwu i jego kompozycja wyznaczały punkt zerowy – moment, kiedy izraelska architektura się zaczęła”.

(Fot. Getty Images)

Swoje zrobił wysiłek architektki Nitzy Szmuk, która w latach 90. zabrała się za konserwację telawiwskich budowli w stylu międzynarodowym, jak określano funkcjonalistyczny i minimalistyczny odłam architektury modernistycznej, do którego zalicza się szkołę Bauhausu. Stworzyła listę budynków, które uznała za warte zachowania. Stała się rzeczniczką ochrony modernistycznych zabytków Tel Awiwu, zorganizowała festiwal „Bauhaus w Tel Awiwie”, na który zjechali międzynarodowi goście: architekci, artyści i designerzy. To ona złożyła wniosek o umieszczenie Białego Miasta na liście światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Wniosek rozpatrzono pozytywnie. I tak legenda Białego Miasta Tel Awiwu poszła w świat.

Rotbardowi bardzo się to nie podoba. Pisze na przykład, że Tel Awiw nie powstał na wydmach, tylko w miejscu wydm, co dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Albo że Białe Miasto to nie tylko Bauhaus i lata 30., lecz także lata 50. i Le Corbusier. Też mam to głęboko w nosie, choć nie wątpię, że w oczach fanów architektury zyskuję miano profana.

Dla mnie naprawdę cenne u Rotbarda jest pokazanie historii Tel Awiwu przez pryzmat polityki, kultury i różnorodności Żydów.

Obok Białego pokazał telawiwskie Miasto Czarne, osiedla dalej od morza, biedniejsze, bo stawiane dla innych. Tel Awiw jakoś zakwestionował ideę Bauhausu. W europejskim założeniu miały to być domy dla wszystkich, również biedniejszych, tymczasem w Izraelu stały się miejscem zamieszkania elity, a nie mas. Jeśli dodamy, iż u początków miasta elita była aszkenazyjska, czyli europejska i jasnoskóra, Białe Miasto to nazwa wielce symboliczna. W Mieście Czarnym mieszkali emigranci z Jemenu i Maroka, gorzej wykształceni, ubodzy, zatrudnieni w bieda sklepach i lichych warsztatach. Tel Awiw zadzierający nosa, czyli polscy, niemieccy czy rosyjscy inteligenci, mówili na nich „czarni”. To również daje do myślenia.

Od wielu lat „czarni” i „biali” to pojęcia z przeszłości. Ale – podobnie jak Bauhaus w Tel Awiwie – dają wyobrażenie, jak trudne i wielowątkowe były początki żydowskiego państwa. Nie szło tylko o konflikt żydowsko-arabski, co można przełożyć na spór Tel Awiwu z Jafą przypieczętowany trudnym braterstwem, ale o awantury wewnętrzne, żydowsko-żydowskie.

Miasto Czarne można zobaczyć na przykład w okolicach dworca autobusowego. Są tak różne od Sderot Gordon, jak noc od dnia. Najpewniej te gorsze miejsca niebawem znikną, zamknięte zostaną warsztaty, składy opon, sklepiki z mydłem i powidłem. Pobudują tam szklane drapacze chmur. A gdzie wówczas podzieją się malutkie knajpki, plastikowe stoliki i sefardyjskie przysmaki? Już chciałbym znać adres, gdyż nie mam wątpliwości, iż w Tel Awiwie, dzisiaj równościowo białym i czarnym, znajdzie się dla nich miejsce.

(Fot. materiały prasowe)

Sharon Rotbard, „Białe Miasto. Czarne Miasto. Architektura i wojna w Tel Awiwie i Jafie”, tłumaczenie z angielskiego (anglojęzycznego wydania z roku 2014) Katarzyna Makaruk, Wydawnictwo Filtry

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Książka tygodnia: „Białe Miasto. Czarne Miasto. Architektura i wojna w Tel Awiwie i Jafie”
Proszę czekać..
Zamknij