Angielski psychiatra John Barker w latach 60. XX wieku poświęcił się badaniom nad przewidywaniem przyszłości. Rejestrował wizje o nadchodzących wydarzeniach, przede wszystkich o katastrofach, żeby ostatecznie oszczędzić światu wielu tragicznych wypadków. Ten reportaż o potędze ludzkich przeczuć oraz potrzebie zbadania zjawisk, które trudno wyjaśnić, czyta się jak pochłaniający thriller.
„Peter Fairley poprosił kiedyś [Johna] Barkera, żeby mu wyjaśnił, dlaczego jego zdaniem ludzie umierają z przerażenia. Psychiatra odparł, że mogą tu wchodzić w grę dwa mechanizmy: »Z jednej strony ważna jest siła sugestii. Ale z drugiej strony, jak sądzę, śmierć w określonym momencie jest ludziom przeznaczona. (…) I dlatego możemy powiedzieć, że do pewnego stopnia jej termin jest… stały«”.
Lekturę tej książki zaczynałam z lekkim przymrużeniem oka, a kończyłam z niepokojem, że coś jest na rzeczy. Sam Knight, dziennikarz „New Yorkera”, napisał fascynujący i wciągający reportaż o potędze ludzkich przeczuć, przywołując historię angielskiego psychiatry Johna Barkera, który w latach 60. XX wieku poświęcił się badaniom nad tym właśnie zjawiskiem.
21 października 1966 roku rano na walijskie miasteczko Aberfan osunęła się hałda górnicza, zabijając 144 osoby, w tym 116 dzieci, bo zmiażdżyła przede wszystkim szkołę, w której uczniowie zdążyli już zacząć lekcje. Na miejsce tragedii przybył doktor John Barker, zatrudniony od niedawna w szpitalu psychiatrycznym Shelton w Shrewsbury, oddalonym od Aberfan o jakieś 200 kilometrów. Poruszyły go wzmianki o „kilku dziwnych i poruszających” zdarzeniach związanych z katastrofą. Interesowały go tematy makabryczne, należał do brytyjskiego Towarzystwa Badań Parapsychologicznych (jego członkiem był również Freud) i wierzył, że wkrótce psychiatria musi się otworzyć na „inny” wymiar, jaki stanowiły zjawiska kojarzone do tej pory z szamaństwem i szarlatanerią. Tym razem jego uwagę przykuł sen jednej z uczennic, która zginęła w katastrofie. Rankiem tuż przed osunięciem się hałdy dziewczynka miała opowiedzieć matce sen, w którym poszła do szkoły, ale szkoły nie było, bo zasypała ją góra czegoś czarnego. Matka uznając zapewne, że córka chce się wymigać od lekcji, zignorowała tę opowieść i posłała ją do szkoły. Później okazało się, że przeczucia o nadchodzącej tragedii miało więcej osób. Barker napisał do znajomego dziennikarza naukowego Petera Fairleya z „Evening Standard”, prosząc go, by opublikował ogłoszenie, nakłaniające czytelników do spisywania swoich przeczuć poprzedzających wydarzenia w Aberfan i przesłania ich lekarzowi na adres szpitala.
I to był zalążek późniejszego – tytułowego – Biura Przeczuć, założonego przez Barkera i Fairleya na łamach poczytnego angielskiego dziennika. Celem tego przedsięwzięcia było rejestrowanie przeczuć i wizji o nadchodzących ważnych wydarzeniach, przede wszystkich o katastrofach, a także katalogowania ich wedle kategorii i weryfikowania, czy się sprawdzały. Barker wierzył, że gdyby opracował „wzór” na związek przeczuć z faktycznymi wydarzeniami, mógłby oszczędzić światu wielu niepotrzebnych śmierci i tragicznych wypadków. Swoje wyniki publikował w medycznych periodykach, udzielał wywiadów, a nawet stał się swego rodzaju gwiazdą medialną. Czy chciał dostrzec prawidłowość, której nie było? Na ile jego teorie okazały się trafne? Nie zdradzę, bo popsułabym lekturę, a książka kończy się naprawdę zaskakująco – a to oczywiście dzięki zręcznej narracji Knighta.
John Barker jest postacią centralną w reportażu (nie rozumiem, dlaczego na okładce polskiego wydania widnieje Peter Fairley, a nie Barker) – poza jego obsesją na punkcie przeczuć poznajemy inne badania psychiatry nad śmiercią z przerażenia czy zespołem Münchhausena, a także jego życie prywatne. Ale Sam Knight przybliża nam też całe grono innych osób zajmujących się podobnymi zagadnieniami w tym samym czasie, a nawet wcześniej i później. Wprowadza także wiele postaci, które doświadczały przeróżnych wizji i przeczuć, np. pannę Middleton, będącą ważną bohaterką drugoplanową książki, która przewidziała m.in. śmierć Władimira Komarowa w wypadku statku kosmicznego Sojuz 24 kwietnia 1967 roku.
Autor w narrację wplata również bardzo ciekawe teorie na temat postrzegania czasu, które stanowiły wsparcie dla badań Barkera. Np. dramatopisarz J.B. Priestley „życie ograniczone nowoczesnym rozumieniem czasu prówywał do balansowania na linie wystrzępionej na obu końcach: naukowcy wiedzą przecież, że czas jest nieprzewidywalny zarówno na poziomie planety (z powodu względności), jak i na poziomie subatomowym (z powodu fizyki kwantowej). Dlaczego więc w ludzkim życiu miałby płynąć równomiernie i nieprzerwanie?”. Misterna konstrukcja reportażu sprawia, że przypomina on pochłaniający thriller.
„Biuro Przeczuć” ma szansę na równą popularność, co wydane w zeszłym roku po polsku „Imperium bólu” Patricka Raddena Keefe’a (Wydawnictwo Czarne), który zresztą rekomenduje książkę Knighta na okładce słowami: „To reportaż, który wciąga i niepokoi – wybornie napisany i bardzo wnikliwy”. A ja czekam na serial nakręcony na jego podstawie. Oj, będzie mroził krew w żyłach.
Postscriptum
Dodatkową gratką dla czytelniczek i czytelników „Vogue’a” zafascynowanych historią magazynu jest fragment, w którym autor oprowadza nas po redakcji „Evening Standard” zarządzanej wówczas przez Charlesa Wintoura, ojca i największego autorytetu zawodowego Anny Wintour. „Charles Wintour był człowiekiem eleganckim i obytym. Pracę w gazecie zaczął w roku 1946 w dziale opinii. Według tych, którzy znali go na początku kariery, gwałtownie się zmienił pod koniec lat pięćdziesiątych, gdy jego najstarszy syn Gerald zginął w wypadku drogowym. Wintoura zaczęto wówczas nazywać »chłodnym Charliem«. Od roku 1959 naczelny przekształcał »Evening Standard« w prestiżowy londyński dziennik wieczorny. Zatrudnił młodych dziennikarzy i redaktorów, których pracę rygorystycznie nadzorował. Odsyłał im teksty z krótkimi gratulacjami (co odważniejsi czasem przypinali je na tablicy w redakcji). Gdy coś naprawdę mu się spodobało, stukał środkowym palcem o biurko”. Musiał nim stukać, gdy Fairley i Barker przyszli do niego z pomysłem Biura Przeczuć w grudniu 1966 roku. A w tym samym roku Anna Wintour właśnie porzuciła edukację i ojciec miał ją wkrótce umówić na spotkanie z Barbarą Griggs, redaktorką mody w „Evening Standard”, która załatwiła córce szefa posadę w londyńskim butiku Biba. (Tu przekierowuję czytelniczki i czytelników do nowej biografii Wintour, wydanej właśnie przez wydawnictwo Marginesy). Ciekawe, czy ktoś miał wówczas wizję, jak potoczy się kariera najpotężniejszej dziś redaktorki naczelnej.
„Biuro Przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość”, Sam Knight, przekład z angielskiego Agnieszka Wilga, Wydawnictwo Czarne
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.