Adrian Hong skrupulatnie budował strategię obalenia Kimów. Jeździł po świecie, posługując się na zmianę trzema tożsamościami, nawiązywał kontakty z amerykańskimi decydentami, z agentami FBI, wydostawał dyplomatów z europejskich placówek Korei Północnej. Bradley Hope, śledząc działalność aktywisty, próbując zrozumieć jego motywację oraz niezwykłe zaangażowanie, rysuje z detalami obraz brutalnej dyktatury Kimów.
W połowie marca 2019 r. światowe media donosiły o ataku na ambasadę Północnej Korei w Hiszpanii, którego miała dokonać zorganizowana grupa złożona z 10 zamaskowanych napastników.
W Polsce również ukazała się garść artykułów na ten temat. „Gazeta Wyborcza” z 13 marca pisała: „Napaść miała miejsce 22 lutego w miejscowości Aravaca pod Madrytem. Sprawa zadrażniła stosunki Hiszpanii z USA. Rząd w Madrycie na razie oficjalnie milczy, ale zdaniem mediów wywiad hiszpański CNI doszedł do wniosku, że operacją kierowało dwóch agentów CIA. Hiszpanie ich zidentyfikowali i mogliby ich zatrzymać, ale na razie tego nie zrobili. Amerykanów poprosili o wyjaśnienia, odpowiedź była – według nich – »przecząca, choć nie przekonująca«. (…) Po trzech tygodniach śledztwa Hiszpanie są niemal pewni, że była to operacja wywiadowcza amerykańskich służb. Napad nastąpił pięć dni przed drugim spotkaniem prezydenta Donalda Trumpa z koreańskim dyktatorem Kim Dzong Unem w Hanoi w Wietnamie. Trump zapowiadał, że szczyt zakończy się wielkim sukcesem, czyli porozumieniem, w myśl którego Korea Północna wyrzeknie się broni jądrowej. Dyktator zażądał jednak najpierw całkowitego zniesienia sankcji – i spotkanie zakończyło się fiaskiem. Obaj przywódcy wyjechali z Hanoi przed czasem i bez porozumienia”.
Informacje podawane za hiszpańskim dziennikiem „El Pais” okazały się jednak nieprawdziwe. Dwa tygodnie później portal Onet.pl podawał: „Ujawniając 14-stronicowy dokument zawierający informacje o okolicznościach napadu na ambasadę Korei Północnej w Madrycie, sędzia [José de la Mata z hiszpańskiego Sądu Krajowego – przyp. aut.] wyjaśnił, że 10-osobowa grupa sprawców uciekła z placówki i udała się do Portugalii, skąd następnie odleciała do USA. De la Mata w szczegółowy sposób opisał działanie grupy, w której skład wchodzili obywatele USA, Meksyku, a także Korei Południowej. Kluczową osobą w szeregach uzbrojonej grupy był mieszkający w USA obywatel Meksyku Adrian Hong Chang. Wszedł on do placówki dyplomatycznej KRLD, podając się za przedsiębiorcę, po czym umożliwił wtargnięcie na teren ambasady pozostałym dziewięciu napastnikom. Hiszpański sędzia poinformował, że podczas przeprowadzonego 22 lutego ataku siedmioosobowy personel ambasady został związany i pobity. Jeden z dyplomatów KRLD był też nakłaniany do ucieczki z Korei Północnej do Południowej. Ze śledztwa wynika, że napastnicy ukradli z placówki dwa dyski przenośne, dwa komputery, telefon komórkowy, a także dwa twarde dyski. Jak ustalili hiszpańscy śledczy, 27 lutego Hong Chang skontaktował się z jednym z pracowników FBI, aby poinformować o przeprowadzonej w Madrycie akcji, a także przekazać mu skradzione materiały”.
Czytając te artykuły, niewiele się dowiadujemy. Ot, sensacyjka dość bezrefleksyjnie powtarzana przez dziennikarzy za zachodnimi mediami. Szkoda, że piszący te teksty nie zadali sobie trudu, by choć wygooglować, kim był Adrian Hong Chang stojący na czele owego komanda, poza tym, że miał meksykańskie obywatelstwo, mieszkał w USA i znał koreański. Nietrudno odnaleźć, że to aktywista od lat działający na rzecz pomocy mieszkańcom Korei Północnej, człowiek, który poświęcił życie na uświadamianiu opinii publicznej, co dzieje się w państwie rządzonym przez dynastię rodziny Kimów, informowaniu o obozach koncentracyjnych, permanentnym głodzie zabijającym od lat mieszkańców – na które światowi przywódcy przymykają oczy, udają, że nie widzą.
Tym, ile prawdy było w doniesieniach prasowych i dlaczego wkrótce po akcji pod Madrytem służby amerykańskie wystawiły list gończy za Adrianem Hongiem, postanowił się zająć Bradley Hope, dziennikarz długo związany z „The Wall Street Journal”, pracujący jako korespondent polityczny i ekonomiczny w Libii, Egipcie, Tunezji, Bahrajnie, Libanie i Zatoce Perskiej, a wcześniej już kontaktujący się na różnych czatach z Adrianem. Nad reportażem śledczym o działalności tego zapalonego i nieustępliwego aktywisty pracował trzy lata, by wydać go w 2022 r. Polski przekład autorstwa Krzysztofa Środy właśnie ukazał się w wydawnictwie Czarne.
Na czym polega życiowa misja Adriana Honga Changa
To pasjonująca lektura o człowieku, który postanowił obalić jeden z najpaskudniejszych współczesnych reżimów na świecie – dosłownie taki cel postawił sobie Adrian Hong.
Jego rodzice, chrześcijańscy misjonarze z Korei Południowej, prowadzili sierociniec w Tijuanie w Meksyku, tam w 1983 lub 1984 r. urodził się Adrian, tam chodził do szkoły. Potem rodzina przeniosła się do USA. Gdy Adrian zaczął studia na uniwersytecie Yale, nosiło go, szukał sprawy, w którą mógłby się zaangażować. Zgłębiał wiedzę na temat historii Korei, a punktem zwrotnym stała się dla niego książka o życiu Ganga Cheol-hwana urodzonego w Pjongjangu, który po latach spędzonych w obozie koncentracyjnym i pracy w kopalni złota zbiegł z Korei Północnej do Chin, a stamtąd do Seulu. Adrian tropił losy Ganga Cheol-hwana i jego współrodaków z północy, a im większą zdobywał wiedzę na ten temat, tym bardziej krystalizowała się jego życiowa misja. Założył jedną organizację pomocową, potem kolejne, pomagał uchodźcom, przeprowadzał akcje przerzucania uciekinierów, którym udało się dostać do Chin, do Korei Południowej lub do USA, wygłaszał wykłady o dramatycznej sytuacji w Korei Północnej, publikował artykuły, miał ogromny dar wyszukiwania informatorów, jeździł po świecie, posługując się na zmianę trzema tożsamościami, nawiązywał kontakty z amerykańskimi decydentami, z agentami FBI, został zaproszony do Białego Domu, budował strategię obalenia Kimów, wydostawał dyplomatów z europejskich placówek Korei Północnej i wprowadzał do ambasad amerykańskich czy południowoamerykańskich, prosząc o azyl dla nich. Wolontariusze pracujący dla niego, ufali mu, a on ufał Amerykanom i amerykańskiej konstytucji.
W Madrycie przeprowadzał akcję wydostania wysokiej rangi dyplomaty i jego rodziny z ambasady północnokoreańskiej i pomocy im w ucieczce. Akcja miała udawać porwanie, by krewni dyplomaty pozostający w kraju nie zostali za karę odesłani do obozów czy też skazani na rozstrzelanie. Akcja się nie powiodła, w końcu byli w nią zaangażowani ideowcy, wolontariusze, a nie wyszkoleni komandosi. Okazało się też, że pracownicy ambasady sami się okaleczyli, by władze Północnej Korei nie zwątpiły w ich lojalność, co groziłoby im śmiercią.
Bradley Hope pisze o walce z reżimem w Korei Północnej
Śledząc działalność Adriana Honga, jego niezwykłe zaangażowanie, próbując zrozumieć jego motywację do dokonania czegoś naprawdę doniosłego, Bradley Hope rysuje z detalami obraz brutalnej dyktatury Kimów od jej początków, utrwalanej izolacji kraju. Przytacza też świadectwa tych, którym udało się zbiec. Odwołuje się do publikacji Davida Hawka, obrońcy praw człowieka, byłego szefa Amnesty International w USA, który uważał, że w Korei Północnej nie dochodziło do ludobójstwa jak w Rwandzie czy Kambodży, gdzie brutalne mordy na tle religijnym, politycznym czy etnicznym trwały określony czas. „Był to raczej sterowany przez państwo system unicestwiania ludzkich dusz. Dla tych, których zamknięto w obozach, najprostszą drogą ucieczki była śmierć. Samobójstwa były na porządku dziennym. Strażnicy zmuszali więźniów do coraz cięższej pracy przy coraz mniejszych porcjach żywności, aż do momentu, gdy ich ciała po prostu przestawały działać. Wycieńczeni, umierali z głodu – z wszelkiej godności zostali odarci w chwili przybycia do obozu. (…) Ogromna większość obywateli była w rzeczywistości należącymi do państwa i pozbawionymi wszelkich praw niewolnikami. Ich jedynym zadaniem miało być budowanie potęgi i umacnianie władzy reżimu Kimów. Ci uprzywilejowani mieli lepszy dostęp do żywności i innych dóbr, ale żyli w nieustannym strachu przed utratą wszystkiego”.
Na świecie upadają dyktatury, jedne reżimy przepoczwarzają się w inne – jak w krajach, które mają za sobą Arabską Wiosnę. A Korea Północna przez misternie tkaną przez dekady izolację i niedopuszczanie do żadnych reform – choćby wzorem Chin, które otworzyły się na Zachód, ciągle utrzymując zamordyzm w kraju – trwa w niezmienionej formie. Fakt, że władze były zmuszone wpuścić organizacje humanitarne z transportem żywności, niczego nie zmienia, bez tej pomocy Kimowie za szybko traciliby z głodu swych niewolników.
Zachodnie rządy boją się tknąć Korei Północnej ze względu na broń jądrową, którą reżim dysponuje, pozostają więc oddolne inicjatywy aktywistów – idealistów wierzących w lepszy świat. Zawsze tak było i wygląda na to, że zawsze tak będzie. Dobrego zakończenia tu ciągle nie widać. Doświadczenia, jakie ludzkość ma za sobą, niczego nie uczą.
Anne Applebaum już 20 lat temu, w 2004 r. dla „The Washington Post”, przy okazji 60. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, napisała: „Zadowoleni z siebie kręcimy głowami, bo jesteśmy pewni, że gdybyśmy wtedy tam byli, wyzwolenie nadeszłoby szybciej. Nie zauważamy jednak, że dzisiejszy świat wcale nie jest inny”. Przywołując reżim w Korei Północnej, dodała: „Za kilkadziesiąt lat okaże się, że już w 2004 r. wiadomo było całkiem sporo o obozach w tym kraju. Okaże się, że z informacji zebranych przez grupy obrońców praw człowieka, południowokoreańskie kościoły, ekscentrycznych dziennikarzy i szpiegów wyłaniał się dość wyraźny obraz reżimu zła. Okaże się również, że coś można było w tej sprawie zrobić, że mógł coś zrobić rząd Korei Południowej, że Stany Zjednoczone mogły otworzyć nowe kanały dyplomatyczne, że Chiny mogły wywrzeć jakąś presję”.
Tymczasem Amerykanie Adriana Honga ścigają listem gończym. Musi się ukrywać, a gdy go złapią, grozi mu więzienie. „Uważam to za wielką niesprawiedliwość” – pisze Bradley Hope.
Bradley Hope, „Pokonać Kimów. Tajna misja przeciwko reżimowi”, przekład z angielskiego Krzysztof Środa, wydawnictwo Czarn
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.