Znaleziono 0 artykułów
17.09.2021

Książka tygodnia: Jim Thompson „Pottsville”

17.09.2021
Fot. Getty Images

Powieść Jima Thompsona „Pottsville” ukazała się 60 lat temu w magazynie typu pulp. Jest jednak tak przenikliwa, celna i precyzyjna, że współczesnemu czytelnikowi nie potrzeba wiele więcej. Ma uniwersalną funkcję czerwonej flagi nad kąpieliskiem: krzyczy „uwaga”. Przestrzega przed zdemoralizowaną władzą.

Czy język prostaczka może być uroczy? Może, jeśli mówi nim Nick Corey i napotykani przez niego ludkowie, a spisuje to wszystko Jim Thompson. Warto zaznaczyć, że Corey jest wymyślony od początku do końca. Thompson zaś to jak najbardziej prawdziwy amerykański pisarz i scenarzysta filmowy, ściągnięty do Polski przez wydawnictwo Czarne, zamieszkały na panteonie amerykańskiej literatury kryminalnej. Powieści Thompsona były wielekroć przenoszone na ekran, jak np. „Ucieczka gangstera” ze Stevenem McQeenem i Ali MacGraw, a później z Alekiem Baldwinem i Kim Basinger. Jim spróbował też aktorstwa w kultowym filmie na podstawie powieści Raymonda Chandlera „Żegnaj laleczko”. Pisarstwo i aktorstwo, choć tak różne od siebie, wychodziły Thompsonowi wybornie.

Powiedzmy też, że mimo iż Nick Corey jest zmyślony od początku do końca, to koleżkowie Corey-podobni dobrze żyją na tym świecie. I tego należy się bać, zwłaszcza wtedy, gdy mamy ich na wyciągnięcie ręki. Wiemy wszak, że jak Corey w powieści, tak jego realne sobowtóry kochają rządzić. Tu robi się śmieszno i straszno.

Leci to z grubsza tak. Nick Corey jest szeryfem w miasteczku na zapyziałej prowincji USA. Mówi o sobie w trzeciej osobie liczby pojedynczej, jakby był kardynałem, wpływowym politykiem, a co najmniej utożsamiał się z niektórymi posłami na Sejm lub prezydentami Rzeczpospolitej (warto sprawdzić w internecie, jak wielu zwolenników ma ta nieznośna maniera językowa oraz – jak wielu z nich z pewnością nie wie, co to jest „trzecia osoba”). Niewielkie pocieszenie daje nam fakt, iż Corey ma świadomość, że jego możliwości, przede wszystkim te intelektualne, są raczej ograniczone, czyli – że nie powinien nic specjalnego zwojować. Lecz furda z możliwościami, skoro do głosu dochodzą ambicje. Miernota spasiona ambicjami i z zadartym nosem to miernota, która może wyrządzić wcale niemierne krzywdy.

Fot. materiały prasowe

Stworzony przez Thompsona Nick Corey uważa, że ubiera się po kowbojsku i elegancko, więc na tyłku – gdy jedzie służbowo, nadzwyczaj oficjalnie i z prośbą o pomoc – ma najlepsze lewisy. Nosi kapelusz za dziesiątki dolarów i nieco tańsze, skórkowe buty z cholewami, najlepsze do kowbojskiego zajęcia. Zważmy, że Thompson podgląda i podsłuchuje naszego szeryfa Nicka w początkach XX stulecia, a ówczesny dolar to był prawdziwy, mocarny dolar. Dzięki kapeluszowi, lewisom i butom dowiadujemy się, ile Nick potrzebuje na życie. Poza wszystkim Nick ma iluzoryczną pewność, iż jest bożyszczem kobiet. Jedne mu ulegają, a inne nie i do tych należy akurat żona, zołza i też niezła cwaniara. Owa cwaniara nawet nie chce z Coreyem sypiać. Czasem mu to przeszkadza.

Zamysł powieści Jima Thompsona „Pottsville” jest tak oczywisty, jak niepokojący. Autor zdaje się mówić: rozśmieszę was, a co bardziej uważnych przestraszę. Oto poznajemy Nicka, gdy pokłócił się z żoną, choć wcześniej ślinił się do jej nagiego ciała, gdy spała na brzuchu w małżeńskiej sypialni, uprzednio zrzucając z siebie kołdrę. Wsiada w pociąg (tam też wiele się dzieje), by spotkać się z innym szeryfem – swoim mentorem, cymbałem doskonałym, ale nadętym jak purchawka. Musi mu wyznać, iż w burdelu, z czego słynnie zapyziałe Pottsville, pojawiło się dwóch alfonsów. Mają te gady oczywisty zamiar: wykończyć Nicka Coreya bez zwracania uwagi na jego dokonania, lewisy, stetsona, skórkowe buty oraz pasję do płci przeciwnej. Niebawem alfonsi wąchają kwiatki od spodu. Dlaczego, jak, którędy, co dzieje się z szeryfem Nickiem? – odpowiedź znajdziecie w tej zabawnej i mądrej książce.

Bowiem Jim Thompson ma nam do powiedzenia znacznie więcej niż opowiedzieć o cholewkach i o portkach szeryfa gamonia. Nick Corey to zdegenerowany, łaknący władzy psychopata, świadom, że jeśli nic innego nie umie, może tylko ssać cycek rządzących. Kłamie, mataczy, pomawia. Jak trzeba, łapie za colta. No i zawsze znajdzie się ktoś, kogo można obarczyć winą za morderstwo i dalej wylegiwać się w nieróbstwie jak pączuś w maśle.

Powieść Thompsona ukazała się w magazynie typu pulp, wydawanym na najgorszym papierze chłamie; ten rodzaj książeczek, broszur i prasy dał tytuł filmowi Quentina Tarantino „Pulp Fiction”. Było to dawno, bo 60 lat temu. Ale jest tak przenikliwa, celna i precyzyjna, że współczesnemu czytelnikowi nie potrzeba wiele więcej. Ma uniwersalną funkcję czerwonej flagi nad kąpieliskiem: krzyczy „uwaga”.

Strzeżmy się ambitnych prostaczków mówiących o sobie w trzeciej osobie liczby pojedynczej, nawet jeśli noszą stetsony i eleganckie kowbojki z cholewami. To gnoje, ale mogą zgnoić nasze życie.

Jim Thompson, „Pottsville”, przełożył Krzysztof Majer, Wydawnictwo Czarne.

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Książka tygodnia: Jim Thompson „Pottsville”
Proszę czekać..
Zamknij