Znaleziono 0 artykułów
14.02.2025

Reportaż „Niedźwiedź szuka domu” przygląda się relacji ludzi i zwierząt

14.02.2025
Fot.  Leon Neal/Getty Images

Ursus arctos to największy drapieżnik Europy i jednocześnie najbardziej nieuchwytny mieszkaniec polskich gór. Anna Maziuk w reportażu „Niedźwiedź szuka domu” podąża tropem tych zwierząt, próbując odczytać pozostawione przez nie znaki i rozwikłać zagadki ich życia. Szuka odpowiedzi na pytanie, jak zmieniający się świat wpływa na niedźwiedzie – i jak one wpływają na nas. Bo relacja między człowiekiem a tymi potężnymi ssakami jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać.

Można latami wędrować po jego terytorium i nigdy nie zobaczyć go na własne oczy. A jednak – coraz częściej pojawiają się doniesienia o spotkaniach z niedźwiedziami w środku zimy, gdy powinny jeszcze spać. Czy to znak ocieplającego się klimatu? A może efekt działalności człowieka – wycinek, zbieractwa, dokarmiania?

Wyznacznikiem obecności stabilnej populacji niedźwiedzi są samice z młodymi – w Polsce można je spotkać w Tatrach, Bieszczadach i Beskidzie Żywieckim. Ale czy w przyszłości będą miały tam swój dom?

Groźna bestia czy słodki miś? 

„Na początku był lęk” – Maziuk przywołuje słowa Ryszarda Kiersnowskiego z monografii „Niedźwiedzie i ludzie w dawnych i nowszych czasach”.  I rzeczywiście niedźwiedzie od zawsze budzą strach. W Biblii, mitach i innych tekstach kultury najczęściej występują jako groźne, pożerające ludzi bestie.

W biblijnej Księdze Daniela niedźwiedź był przedstawiony jako bestia. „Zimowa opowieść” Szekspira także portretuje go w ten sposób. Pamiętacie film „Zjawa” z Leonardo DiCaprio? Jeśli tak – na pewno w pamięć zapadła wam słynna scena walki z ursusem, który koniec końców ginie od kilku ciosów zadanych nożem. Cóż, to antyprzykład tego, jak w przypadku napotkania niedźwiedzia należy się zachować. Jeszcze gorzej zwierzę wypada w „Kokainowym misiu”. Komedia ta została oparta na prawdziwej historii – w 1985 roku baribal zjadł torbę kokainy i zmarł. W komedii jednak nie umiera; naćpany biega po mieście i pożera ludzi. 

Człowiek próbował oswoić wizerunek niedźwiedzia po swojemu. W XX wieku – jak pisze reporterka – ursusy przybierały także postać pociesznych, nieco niezdarnych maskotek – wesoło zajadających miodek, jak Kubuś Puchatek czy Miś Colargol. 

W rzeczywistości zwierzęta te nie są aż tak wielkimi fanami miodu – interesują je bardziej tłuściutkie larwy.. To ta miłość do uli sprawiła, że zaczęto nazywać ursusa „miedźwiedziem” (czyli miodojadem). 
Skąd jednak nazwa „miś”? Nie do końca wiadomo – Maziuk podaje trzy różne interpretacje, mi podoba się najbardziej ta, która mówi o „niewywoływaniu wilka z lasu” – określaniu go przez ludzi tak, żeby nie było wiadomo, o kogo tak naprawdę chodzi – z szacunku do leśnego króla. 

Pięknie ursusa nazywają rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej, Laponii, Kamczatki, Syberii. Tu jest on Silnym, Panem Lasu czy Miodową Łapą. Osobliwie mówią na niego członkowie społeczności Koyukon – dla nich jest on Bagnistym Kochaniem. 

Czy Bagniste Kochanie jest łatwe do kochania? Nie, ale jest to możliwe. Wystarczy poznać zasady tej miłości. A jednak większość nas, ludzi, decyduje się kochać misie na swój własny sposób. To znaczy – nie respektując zasad lasu, dokarmiając je na szlakach, zanęcając do podchodzenia bliżej. Ludzie w lasach zachowują się jak babcie, które swoją miłość do wnuczków wyrażają w formie podtykania pączków, faworków i serniczków. My od tego piątego kawałka serniczka nie umrzemy, co najwyżej dostaniemy niestrawności, ale z niedźwiedziami nie będzie już aż tak różowo. 

Dlaczego? Cóż, to proste. Po pierwsze – dzikie zwierzę przyzwyczajane do otrzymywania od turystów kanapek zacznie kojarzyć ludzi z tymi prezentami. Przestanie się bać, ośmielone – zacznie podchodzić coraz bliżej. Wkrótce kanapki przestaną mu wystarczać, więc przyczłapie do miasteczek, wsi, w których znajduje się dużo smakołyków – między innymi w koszach na śmieci. Jak czytamy w reportażu: „sadło najprościej wyrabia się blisko ludzi, bo tam zawsze jest zapas karmy bogatej w cukry i kalorie”. Misia, który przechadza się po ulicach między samochodami i pieszymi, już tak łatwo kochać nie jest, prawda?

Do tego dochodzą myśliwi i ich okrutne metody zanęcania zwierząt do podchodzenia bliżej ambon. Przygotowują – często całoroczne – nęciska. Ogromne góry jedzenia leżą w zasięgu wzroku myśliwych, którzy tylko czekają, aż z ich wygodnej budki (tak, wygodnej, Maziuk opisuje, że w niektórych z nich jest nawet… łóżko) będą mogli wycelować i zabić zwierzę. Abstrahując od tego, jak nieludzkie jest uprawianie tego typu „sportu”, nęciska dla niedźwiadków są bardzo niezdrowe – zakłócają ich hibernację. 

„Prawie 70 proc. wszystkich śladów zimowej aktywności niedźwiedzi było zlokalizowanych właśnie w rejonach miejsc dokarmiania” – opowiada Maziuk Bartek Pirga, biolog, pracownik Bieszczadzkiego Parku Narodowego. W końcu – po co zimą spać, skoro można się najeść? Dodatkowo – wracamy do punktu wyjścia: wiele nęcisk powstaje niedaleko terenów zamieszkałych przez ludzi. Niedźwiedzie – znowu – mają więc okazję pobuszować w pobliskich śmieciach, a nawet włamać się do domów czy knajp. 

Tak właśnie było z Magdą, niedźwiedzicą, która w 1987 roku zaczęła podchodzić bardzo blisko ludzi w Roztoce, w Tatrach. Stała się atrakcją, a historia o tym, jak potrafiła wykraść całą blachę szarlotki z magazynu i zjeść ją na polance w otoczeniu turystów, zataczała coraz szersze kręgi. I tutaj sprawdziło się powiedzenie, że od miłości do nienawiści jest krótka droga. Magda zaczynała poczynać sobie coraz śmielej, a to już przestało się ludziom podobać. Na to, żeby zaganiać Magdę do lasu było już za późno. Wracała. W dodatku ze swoimi małymi dziećmi. Jak skończyła się jej historia? Jak w prawie każdym tego typu przypadku – tragicznie. Magda zmarła w zoo na atak serca. „Nie wytrzymała kumulacji stresu od momentu odłowu, transportu do zoo, zniknięcia dwójki niedźwiadków i dawki leków nasennych”. 

Ogrody zoologiczne to kolejny temat rzeka. Niewiele z wybiegów spełnia chociaż w małym procencie potrzeby niedźwiedzi. Zwłaszcza gdy teraz – dzięki obrożom monitorującym przemieszczanie się dziko żyjących zwierząt – wiemy, jak ogromne odległości potrafią przemierzyć. Absolutnym rekordzistą jest Iwo – niedźwiedź, który wyruszył na spacer i pokonał prawie 3,5 tys. km. Oczywiście Maziuk zwraca uwagę, że sporo pracowników i dyrektorów ogrodów zoologicznych naprawdę się stara. I że i tak w Polsce mamy w zwyczaju odławianie problematycznych zwierzaków, zamiast odstrzelanie ich (jak to bywa na Słowacji, w Węgrzech, Rumunii…). Reporterka zostawia nas jednak z pytaniem, na które bardzo wiele osób nie potrafi jeszcze odpowiedzieć. Czy mamy prawo skazywać zwierzęta na dziesięciolecia życia w niewoli? Czy śmierć byłaby dla nich lepsza? „I jaka w ogóle powinna być rola współczesnego ogrodu zoologicznego?” – pyta. 

Jak nie dać się zjeść?

No dobrze, wiemy już, że Leonardo DiCaprio, a raczej grana przez niego postać, nie zareagował dobrze na widok niedźwiedzia. Jak więc reagować? Pierwszą zasadą jest po prostu – dystans. „Niedźwiedzie rozumieją i szanują granice”, jeśli nie zaburza się ich snu czy spożywania posiłku – nie interesują się człowiekiem i nigdy nie atakują bez powodu. „Niedźwiedzie są mistrzami w unikaniu kontaktu podczas sporów między sobą. Dlaczego wobec nas miałyby zachowywać się inaczej?” – pisze Maziuk. Jeśli jednak już zaburzymy ich granice (na przykład podejdziemy za blisko gawry, w której śpi samica z młodymi) – możemy zaobserwować ostrzegawcze sygnały i wycofać się (nie biegnąc – drapieżnik widząc uciekające stworzenie, instynktownie zacznie je gonić). W ostateczności, gdy rozjuszony naszym zachowaniem (tak, bo to zawsze jest wina człowieka) zdecyduje się nas zaatakować – należy położyć się na ziemi i zakryć głowę ramionami. 

Póki co, to my częściej jemy niedźwiedzia niż niedźwiedź nas. Maziuk przywołuje pisma z XVI wieku, z których dowiadujemy się, że prawdziwym przysmakiem była niedźwiedzia łapa. Ryszard Kiersnowski natomiast przypomina, że „pieczeń po góralsku” czyli potrawka z ursusa, serwowana była w 1987 roku w warszawskim hotelu Victoria. Pazury i zęby służyły za amulety dla łowców, a niedźwiedzie jądra były wspaniałym (niewątpliwie) remedium na choroby piersi. 

Niedźwiedź znajdzie dom? 

Patrzę na okładkę książki „Niedźwiedź szuka domu”. Ursus stoi na skale, spogląda w dół. Szuka domu, bo miejsca dla siebie ma coraz mniej. Coraz mniej ma też spokoju.

Ochrona niedźwiedzi to coś więcej niż tylko troska o jeden gatunek. To dbałość o cały ekosystem, o nienaruszone przestrzenie, w których natura może działać według własnych praw. „Potrzebujemy chronić naprawdę duże, niepofragmentowane drogami obszary, takie, gdzie ingerencja ludzi, także ta turystyczna, jest jak najmniejsza” – mówi w książce Nuria Selva Fernandez. Bo tylko wtedy natura może zachować swoją równowagę.

Historia Magdy, niedźwiedzicy, która zmarła w zoo, jest jednym z wielu dowodów na to, jak łatwo człowiek potrafi odebrać zwierzęciu wolność w imię własnych potrzeb. Przez dekady setki dzikich zwierząt – w tym młode niedźwiadki – znikały bez śladu, najpewniej trafiając do cyrków. Dopiero w 2021 roku zakazano trzymania dzikich zwierząt w takich miejscach. Tylko czy to nie za późno?

Niedźwiedź szuka domu. Pytanie brzmi: czy jesteśmy gotowi mu go zostawić?

Fot. Materiały prasowe

 

Aleksandra Pakieła
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Reportaż „Niedźwiedź szuka domu” przygląda się relacji ludzi i zwierząt
Proszę czekać..
Zamknij