Znaleziono 0 artykułów
23.06.2023

„Pamfir”: Tam, gdzie nie widać wyjścia

23.06.2023
Kadr z filmu "Pamfir" (Fot. materiały prasowe)

Pamfir” był jedną z najciekawszych premier festiwalu w Cannes w 2022 roku. Ta przejmująca i angażująca opowieść o ukraińskim przemytniku rozgrywa się na tle etnografii Bukowiny, powstała tuż przed pełnowymiarową inwazją Rosji na Ukrainę i mówi o problemach, jakie nasi sąsiedzi mieli tuż przed wojną.

Dysproporcje społeczne, bieda, nielegalne interesy, rodziny rozdzielone w wyniku emigracji zarobkowej – rzeczywistość ekranowej Ukrainy w „Pamfirze” przypomina Polskę z lat 90.: mafiosi i kler dorabiają się majątków, a mniej przebiegli, choć ciułają grosz do grosza, nie mogą podnieść się na społecznej drabinie. Jeszcze inni – jak tytułowy Pamfir – jadą za granicę, wierząc, że kosztem rozłąki z najbliższymi odłożą na dom, samochód i rower dla syna.

Różnica jest taka, że Polaków rzucało na inny Zachód, do Niemiec czy Ameryki. Dziś granice się przeniosły – Zachód to już będąca w Unii Europejskiej Rumunia, w której Pamfir spędził ostatnie miesiące. Symbolem tamtego czasu są niedokończone budynki, których sporo tak w Bukowinie, jak i choćby na Podhalu. Budowle przerywano, gdy życie za granicą okazywało się ciekawsze niż wieczne wysyłanie każdego grosza do ojczyzny. Pamfir nie chce tak skończyć. Wraca do rodziny z obietnicą, że nigdy więcej jej nie opuści. I że skończy budować ich wspólny dom.

(Fot. materiały prasowe)

Filmowa opowieść o przemytnikach: stylistyka dokumentalna przeplata się z bajkową

Głównego bohatera filmu poznajemy tuż przed jego spotkaniem z najbliższymi. Nie uprzedza ich, powrót ma być niespodzianką. Reżyser Dmytro Suchołytkyj-Sobczuk kapitalnie inscenizuje pierwsze spotkanie ojca z synem Nazarem. Zbliża się bowiem Małanka, gregoriański Nowy Rok, którego świętowanie przypomina karnawał: ludzie chowają twarze za maskami i przywdziewają ludowe stroje – rękodzieła. Pamfir też chowa się za maską. Jego mały syn ucieszy się, dopiero kiedy zerwie ją z twarzy ojca.

Reżyser jest wyczulony na otaczającą bohaterów rzeczywistość, a jego kamera – wrażliwa na najdrobniejsze detale i procesy. Pokazuje nam nawet momenty, które nie wnoszą zbyt wiele do toku fabuły, ale z etnograficznego punktu widzenia są cenne. Uczestniczymy w przygotowaniu masek, podglądamy małankowe ceremoniały, zatrzymujemy się, oglądając zdobienia wiejskich chat i napawamy się pięknem bukowińskich lasów.

– Urodziłem się w Humaniu w obwodzie czerkaskim, ale całe dzieciństwo spędziłem w Czerniowcach i w obwodzie iwanofrankiwskim. Karpaty są mi bardzo bliskie – mówi mi Dmytro Suchołytkyj-Sobczuk, kiedy rozmawiamy po premierze jego filmu w Cannes. – Wielokrotnie chodziłem na wycieczki po górach. Na początku pejzaże wywoływały we mnie zachwyt, ale dość szybko zacząłem baczniej przyglądać się ludziom. Okazywało się, że to wielkie piękno natury jest tylko zwyczajnym tłem dla ich burzliwego i trudnego życia. Zależało mi więc na tym, żeby nie romantyzować Karpat, tylko pokazać je jako piękne, ale jednak tło; obojętne na bohaterów i dla bohaterów.

Oddanie realiów Bukowiny było dla reżysera na tyle ważne, że zatrudnił specjalistę od lokalnego dialektu pokuckiego, prof. Wasyla Załeńczuka, który badał, czy obsada właściwie wypowiada regionalne słowa. Aktorów zaś dobierał pod kątem ich umiejętności wokalnych. – Gdy przychodzili na spotkanie ze mną, miałem do nich jedną prośbę: „Czy możesz mi coś zaśpiewać?”. Jeśli potrafili, to znaczyło, że mieli słuch, więc wiedziałem, że poradzą sobie z opanowaniem regionalizmów. Jeśli im nie szło, wtedy szukałem dalej – opowiada reżyser. Na planie postawił obok siebie aktorów profesjonalnych, jak i naturszczyków. I ta mieszanka nadaje filmowi ciekawego sznytu – z jednej strony mamy surową, niemal dokumentalną stylistykę, z drugiej – kreacyjność jak z filmów Siergieja Paradżanowa, objawiającą się poprzez skupienie na bajecznie wystylizowanych maskach, ekspresyjnych tańcach i „filmowych” obrzędach.

(Fot. materiały prasowe)

„Pamfir”: Trochę western, ale z niejednoznacznym bohaterem

Zręczność reżysera, który balansuje między etnofolkiem a mocną, trzymającą w napięciu historią ostatniego przemytu Pamfira, jest imponująca. Akcja nie wytraca impetu, elementy Małanki nas nie uspokajają, tylko wprowadzają nastrój dzikości – klimatu nadają zwłaszcza maski bohaterów, wielkie ogniska, z których lecą iskry, jak i objawiające się co chwilę zwierzęta. – Wszystkie lokacje były bardzo przerabiane na potrzeby filmu. Zależało nam, żeby na każdym kroku było widać ślady zwierzęcości. Jeden z lokalnych mieszkańców dał nam 56 poroży, którymi ozdobiliśmy korytarz domu, gdzie kręciliśmy. Żeby aktorzy czuli się w tej rzeczywistości naturalnie, zamieszkaliśmy całą ekipą na jakiś czas w Bukowinie, gdzie poświęcaliśmy bardzo dużo czasu na próby – tłumaczy Suchołytkyj-Sobczuk.

Zwierzęcy instynkt musiał wydobyć z siebie także wcielający się w Pamfira Ołeksandr Jacentiuk, który gra tu skonfliktowanego bohatera: kochającego ojca i oddanego męża, ale jego ksywa („pamfir” oznacza kamień), jak i posłuch, jaki ma wśród ludzi z otoczenia, jasno wskazują na jego niecną przeszłość. Chce się od niej odciąć, ale gdy jego syn podpala cerkiew (musimy dociekać powodów, dlaczego to zrobił, co jest kolejnym dobrym zagraniem reżysera), decyduje się po raz ostatni ruszyć z kontrabandą i przemycić nielegalnie towar z Ukrainy do Rumunii przez jeden z korytarzy.

Suchołytkyj-Sobczuk zadbał, żebyśmy uczestniczyli w przygotowaniach do przemytu i zapoznali się z rzeczywistością kontrabandzistów. Zanim ruszą monotonnym marszem, mającym wprowadzić organizm w niemal transową rutynę, szprycują się viagrą, żeby być bardziej pobudzonymi, a potem wielokrotnie masturbują, żeby lek przestał działać.

– Interesował mnie najniższy szczebel wśród przemytników, te chłopaki, którzy faktycznie biegają z kontrabandą i przemycają. Ciekawiło mnie to, jakie piją napoje energetyczne, jakie zażywają sterydy, kto odbiera od nich towar po drugiej stronie, jak się komunikują, jak radzą sobie z adrenaliną i zmęczeniem. Chciałem skupić się na fizjologicznej stronie całego procesu, za który oni jednorazowo dostają 70 do 100 euro. Ciekawiło mnie, jakie emocje im towarzyszą i jak wygląda ich dyskusja z własnym sumieniem – tłumaczy reżyser.

Podczas żmudnego procesu dokumentacji odkrył, że sprzymierzeńcami kontrabandzistów są pracownicy zakładów leśnych, zwłaszcza pilarze, zatrudnieni w tartakach, którzy dobrze wiedzą, którędy chodzą strażnicy graniczni. – Oni pełnią funkcję monitoringu, co przemytnikom ułatwia działalność – komentuje Suchołytkyj-Sobczuk.

Twórca nie ułatwił pracy aktorom wcielającym się w szmuglerów. Wynajdował najbardziej kręte ścieżki, pchał ich tam, gdzie nie widać wyjścia. Patrząc na nich, ma się wrażenie, że są permanentnie zagubieni. – Zależało nam, żeby zielony był dominujący, bo to kolor niebezpieczeństwa; i żeby wszędzie były labirynty – dlatego szukałem miejsca, gdzie zakręty się załamują, gdzie nie widać przejść – dodaje twórca.

To wszystko sprawia, że film Suchołytkyja-Sobczuka momentami wygląda jak western: kamera chętnie pokazuje chłopaków biegających z atrapami pistoletów, a Pamfir też musi walczyć z nieprzychylną mu naturą. Tyle że w westernach bohaterowie byli albo kryształowi, albo bezbrzeżnie źli. Pamfir jest natomiast postacią skomplikowaną, w trudnej sytuacji. Walczy o dobro, ale wyrządza zło. Napędza go miłość, ale też adrenalina. Trudno go potępić, trudno rozgrzeszyć. I dlatego jest tak wiarygodny i bliski widzowi.

„Pamifir”, reż. Dmytro Suchołytkyj-Sobczuk, Gutek Film

Artur Zaborski
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Pamfir”: Tam, gdzie nie widać wyjścia
Proszę czekać..
Zamknij