Opowiadamy w tej historii o patriarchacie, o zależnościach, o przemocy, która nie zawsze jest fizyczna, o różnym rozumieniu samotności wśród ludzi – mówi Roma Gąsiorowska. Przy okazji premiery filmu „RÓJ” rozmawiamy o granicach wolności, jej poszukiwaniach i wielu obrazach kobiet, które aktorka zawarła w swojej nowej roli.
Debiutujący jako reżyser pełnometrażowego filmu Bartek Bala przedstawia historię rodziny, która w poszukiwaniu wolności przeniosła się na odciętą od świata wyspę. Mieszkają tam od 10 lat, ale ich życie ma niewiele wspólnego z wymarzoną sielanką. Wszystko się rozsypuje, gdy grana przez Romę Gąsiorowską Matka postanawia wrócić do dawnej codzienności. Rozmawiamy o symbolicznych, a jednocześnie uniwersalnych przesłaniach „Roju” i budowaniu skomplikowanej postaci kobiety, w której może przejrzeć się każda z nas.
Oglądając "RÓJ" cały czas odnosiłam wrażenie, że twoja rola Matki była absolutnie wyczerpująca.
Była wyczerpująca również dla mnie, ale też bardzo przyjemna jako wyzwanie. Z mojej perspektywy to rola marzenie. Rzadko zdarza się projekt wielowymiarowy, ambitny i poruszający na wielu poziomach i to w dodatku z reżyserem takim jak Bartek. On ma silną wizję, co w przypadku debiutanta jest szczególnie ważne, a jednocześnie jest bardzo otwarty i szanujący aktora. To kino jest głębokie, trudne, niewygodne, mówi o tematach tabu bardzo konceptualnie, a ja lubię robić takie rzeczy. Chcieliśmy złapać prawdę tych postaci. To abstrakcyjna historia, a nam zależało, żeby bohaterowie odcięci od świata, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, nie byli przerysowani. I to nam się udało.
Ta abstrakcyjna historia przypomina dzisiejszą rzeczywistość. Na wiele sposobów.
To mogłoby się dziać nawet w bloku wieżowca, pełnym ludzi, albo na emigracji, bo chodzi o osoby, które wyjechały i mają tylko siebie, a nie znają tych, którzy są dookoła. Mówimy o problemach, z którymi widz może się utożsamić, poczuć, że w jakimś sensie zna podobne emocje, stany czy zależności. Kiedy tworzyłam moją filmową Matkę, widziałam w tej postaci nie tylko ją, w jej warunkach życiowych. Czułam, że jest jak wiele innych kobiet. Że jej problemy dotyczą wielu z nas, niezależnie od tego, gdzie i kim teraz jesteśmy. Mieści się w tej bohaterce również to, co zostało nałożone na nas przez wcześniejsze pokolenia. Opowiadamy w tej historii o patriarchacie, o zależnościach, o przemocy, która nie zawsze jest fizyczna, o różnym rozumieniu samotności wśród ludzi.
Nasza filmowa rodzina to rodzaj lustra dla widza. Każdy trochę inaczej zobaczy, jak działamy na siebie wzajemnie w bliskich czy dalekich relacjach. Bohaterowie posługują się szantażem emocjonalnym, lękiem i działaniem z lęku, presją. Widzimy mechanizmy, w których kat staje się ofiarą, a ofiara katem.
Można popatrzeć na to w inny sposób: jak bardzo utopijne jest nasze wyuczone marzenie wybudowania komórki społecznej, jaką jest rodzina na starych, już nieaktualnych schematach relacji, które są przemocowe, uzależniające czy ograniczające wolność.
Grana przez ciebie Matka próbuje przerwać ten cykl traum.
Patrząc na jej decyzje i dojrzewanie do wewnętrznej niezgody, mam wrażenie, że mówimy o współczesnej kondycji człowieka; nasza wrażliwość staje się czymś, co nam przeszkadza w wielu sytuacjach. Matka próbuje być zauważoną, szuka różnych sposobów porozumienia się, próbuje nazywać swoje lęki, potrzeby, ale też wchodzi w różnego rodzaju zależności, podejmuje wybory, przez które poniesie konkretne konsekwencje. Zbiera się w sobie, zmienia się, dostosowuje, ale też nie poddaje, walczy o siebie, staje się bardzo silna, choć w środku wciąż krucha. Moim zdaniem to jest bardzo współczesne i uniwersalne, niezależnie od płci.
Myślisz, że to właśnie pokoleniowe traumy stają się tym uniwersalnym kluczem opowieści?
We współczesnym świecie każdy z nas ma podobne obciążenia i różnie sobie z nimi radzi, ale nas, kobiety, te obciążenia bardzo łączą. Czas wyzwolenia, czas walki o siebie, budząca się świadomość ludzi są dla nas wspólne. Ten film opowiada o nieuświadomionej w wielu sytuacjach przemocy, na którą się zgadzamy. Moim marzeniem jest, aby ten film powodował przebudzenie, początek drogi, bo przecież dopiero kiedy zobaczymy, w czym tkwimy, mamy szansę coś zmienić, tak jak robi to moja bohaterka.
Sam koncept, od którego Bartek Bala wyszedł, czyli utopijna „ucieczka w Bieszczady”, pokazuje, że możemy uciec od cywilizacji, ale nie jesteśmy w stanie uciec od systemu.
I dla mnie to jest opowieść też o tym, jak to jest trudne i skomplikowane, żeby zobaczyć, że krzywdzimy drugą osobę i siebie. We współczesnym świecie myślę, że każdy 30- czy 40-latek, który coś przepracował, może powiedzieć, że uczy się rozumieć, co nam zostało nałożone przez rodziców, przez poprzednie pokolenia czy przez społeczeństwo. Kiedy zaczynamy budować własne rodziny, każdego dnia musimy wykonać pracę, by tych schematów nie powtarzać. Każdy z nas, w zależności od tego, na jakim jest poziomie świadomości, jakie ma doświadczenia, inaczej będzie odczytywał kody w filmie.
Powiedziałaś, że dla ciebie to był film marzenie. A co było największym wyzwaniem w graniu Matki?
To postać daleka ode mnie, wymagająca na wielu poziomach, znacząca i trudna. Kino Bartka jest kameralne, konceptualne, opowiadane obrazem, wiele dzieje się poza słowami, w gestach, niedopowiedzeniach. Ta rola była trudna fizycznie. Kręciliśmy jesienią, kiedy już Bałtyk był bardzo zimny. Wchodzenie do lodowatej wody było dla mnie najtrudniejsze. Trudniejsze od wchodzenia w skomplikowane emocjonalnie stany, bo psychicznie jestem już na tyle doświadczoną aktorką, że mam wypracowane własne metody pracy nad takimi scenami.
Mam wrażenie, że nie trzeba było długo namawiać cię do tej roli.
Im mam więcej możliwości pokazania wielowymiarowości człowieka, tym jest to dla mnie ciekawsze wyzwanie. Reżyserzy wiedzą, że tak pracuję. Bartek pisał scenariusz, myśląc o tym, że ja zagram Matkę. To wspaniały wrażliwy człowiek, odważny artysta. Bardzo mu kibicuję i wiem, że jeszcze nieraz spotkamy się w pracy.
Kiedy się poznaliśmy, miałam bardzo przyjemne uczucie, że krzyżują się nasze wizje, uzupełnialiśmy się. Dziś już bardzo rzadko zdarzają się takie projekty, gdzie jest czas na przyglądanie się bohaterom i skrupulatne budowanie ich głębi. Świat pędzi, sztuka wizualna i film też się zmieniają. Ale tym razem poczułam, że spełniają się moje marzenia na wielu poziomach. Po pierwsze, to kino kontemplacyjne, jest dużo więcej możliwości zagrania introwertycznych stanów niż w filmach, w których zwykle pracujemy na dialogach. Tutaj wiele mówi się między słowami, spojrzeniem, napięciem. Tego mi brakuje w kinie i serialach, bo ten świat zmierza w stronę upraszczania. I rzadko się zdarza, że dajemy widzom przestrzeń do tego, żeby sami interpretowali scenę.
Bartek zrobił ten film na własnych warunkach, a to trudna droga. Sama jestem twórczynią wielowymiarową i kiedy robię jedną rzecz w mainstreamie, zawsze równoważę to twórczymi kreatywnymi działaniami, żeby artystka we mnie nie umarła; daję jej pożywkę.
W związku z ideą ucieczki od cywilizacji Bartek Bala zbudował bardzo dużo egzystencjalnych pytań, tworząc kino kontemplacyjne. Jakie nowe spojrzenie na świat sama odkryłaś, będąc częścią tej historii?
Jestem bardzo świadomą aktorką, zagrałam wiele różnych postaci, wiele w tej pracy już doświadczyłam i zrozumiałam, że lubię czuć się bezpiecznie i dbam o swój rozwój. Mimo trudnych ról i wyzwań, które kocham i które zawsze są moimi świadomymi wyborami, nie angażuję siebie prywatnie, to znaczy nie kosztuje to mojej psychiki. W mojej metodzie tworzę pomost pomiędzy sobą a postacią, a na tym pomoście mam konkretne narzędzia, które mnie asekurują, powodują, że jestem bezpieczna.
Starałam się nie ranić siebie, nie wykorzystywać swoich trudnych doświadczeń po to, żeby wkładać je do postaci, tak jak jest to w metodzie Stanisławskiego, której się uczyłam i która wciąż jest popularna. Podważam tę metodę i od lat szukam odpowiedzi na pytanie, jak inaczej, jak bezpieczniej. Swoją własną autorską bezpieczną metodę wypracowuję świadomie, a od 11 lat uczę jej w swojej szkole AktoRstudio. Jestem na etapie spisywania jej w całość i planuję podzielić się nią z szerszym gronem odbiorców, bo jest skuteczna, daje efekty i jest bezpieczna. W „Roju” stosowałam tę metodę, świadomie podejmując wiele tematów, które dotyczą nas, a nie mnie jako kobiety czy jako człowieka. Szczególnie przyjrzałam się problemom, które dotyczą kobiet w patriarchalnym świecie, kobiet z obciążeniami, które mamy od pokoleń.
W roli Matki widzę opowieść nie o jednej, a wielu osobach. Gdy patrzę, jak jej twarz w bardzo delikatny, niezauważalny prawie sposób zmienia się, czuję w tym wewnętrzną siłę, nazywam to „cichymi rewolucjami”. Dużo więcej możemy zdziałać dla siebie i dla innych, jeśli właśnie robimy to bardzo precyzyjnie, wewnętrznie i po cichu, a nie idąc ze sztandarem na pierwszą linię ognia.
Reżyser postawił pytanie, czy wolność w ogóle istnieje. Czym ona jest dla ciebie?
Nie mam poczucia zniewolenia, przez to, że jestem dość mocno zdystansowana do siebie i tego, co się dzieje w moim życiu. Uczestniczę w nim w pełni i jestem obecna w tu i teraz, ale nie mam oczekiwań, nie żyję przeszłością czy przyszłością, mam marzenia i wielką radość w sobie. To, co mnie spotyka, traktuję jako lekcję, etap. Jestem, świadomie, na drodze rozwoju od kilkunastu lat i bardzo dbam o to, aby żyć w zgodzie ze sobą. Na wielu polach się spełniam i nie pozwalam sobie na wchodzenie w sytuacje, które byłyby ze mną w niezgodzie.
Nabrałam takiej umiejętności samostanowienia z biegiem swoich doświadczeń, obserwując, co się ze mną dzieje, gdy moje granice są przekraczane. Wolność to dla mnie gotowość na doświadczanie, wyciąganie wniosków i radość z każdej chwili. To gotowość na zmiany, na ryzyko. Nie jesteśmy wolni, jeśli zaczynamy tkwić w wyobrażeniu na temat siebie samego, relacji, pracy, kiedy żyjemy schematem, oczekiwaniami, rozczarowaniami albo przeszłością, nie idąc do przodu, nie wyciągając wniosków.
Dla mnie wolność to odwaga wybierania siebie, niezależnie od konsekwencji. Mówię to też jako bardzo świadoma kobieta i matka dwójki dzieci. Bez poczucia poświęcenia się możesz być szczęśliwym na wielu polach, czując, że jesteś tu i teraz, akceptując wszystko, co do ciebie przychodzi. Wolność to balans.
Czasem dużo tracę, czasem buduję coś, bez możliwości osiągnięcia spełnienia, czasem dużo zyskuję, ale nie przywiązuję się do tego. Najważniejsze dla mnie jest to, że próbuję i lubię ten proces, bo poszukiwanie daje mi wolność. A jednocześnie jestem bardzo odpowiedzialna i świadoma, zależy mi na prawdzie i bliskości w relacjach.
Zrobiła na mnie wrażenie jedna ze scen, która pokazuje, jak ogromnym obciążeniem jest dla twojej bohaterki bycie matką.
Każdy ma inne doświadczenia i inny stosunek do rodzicielstwa. Ale jednak mamy zakodowane, że bycie matką to jest wartość. Ja, jako matka, czuję się spełniona i szczęśliwa. To dla mnie jedna z najważniejszych sfer życia. Przez pierwsze lata życia moich dzieci byłam mocno sfokusowana na nich, przez co naturalnie nie było mnie w innych sferach życia, na co świadomie pozwoliłam sobie. Mamy piękną relację. Dzieci są już bardziej samodzielne, ale więź pozostała i ją pielęgnujemy, bo to nie jest jednorazowa praca, ale bycie w uważności cały czas. Nie poświęcam się, rozwijam i dbam również o swoje spełnienie kobiety we mnie i artystki, którą jestem. Znam i rozpoznaję swoje potrzeby i odpowiadanie na nie jest dla mnie wolnością.
„Rój” daje duże pole do dyskusji na temat ról czy pozycji współczesnych kobiet. Patrzę na moją bohaterkę z perspektywy świadomej matki i widzę, jak ona nieumiejętnie podejmuje próby komunikacji ze swoimi dziećmi. Chciałam zróżnicować temperaturę relacji, jaka łączy ją z dziećmi. Jej syn jest kopią ojca, nie łatwo jest jej z tym walczyć, córka jest jeszcze blisko swojej pierwotnej wrażliwości i jej łatwiej być z matką blisko. Matkę najbardziej zbliża do samej siebie sposób, w jaki rozmawia z córką, wtedy ma miejsce na pokazanie swojej wrażliwości. W naszym filmie widzimy też wielką samotność, która jest konsekwencją wszystkich wyborów kobiety. Niezależnie od tego, w jaki sposób będziemy budować relacje jako matki, w jakimś momencie stajemy się samotne. Dzieci opuszczają nasze gniazda, nie mamy wpływu na ich decyzje.
Który z problemów jest dla ciebie najważniejszy w „ROJU”?
Przemoc i jej formy. Zwrócenie uwagi na to, jak wiele osób wokół nas żyje w zależnościach: ekonomicznych, emocjonalnych; jak wiele z nich godzi się na kompromisy, bo nie ma wyjścia. Stawiają siebie w takiej, a nie innej sytuacji, bo tak zostały nauczone, bo mają za niskie poczucie własnej wartości. Każda z nas przerabia to, co w poprzednich pokoleniach w naszych rodzinach zdziałali kobiety i mężczyżni. Żyjemy w czasach, w których dużo mówi się o przemocy, nie wyraża się na nią zgody, a jednak jest jej tak wiele. Pokazała to pandemia. Wiele kobiet mówiło o wcześniej już podejmowanych krokach, by być niezależną. Czy to pandemia, wojna, inflacja, dostajemy co chwilę nowe bodźce, które powodują, że wycofujemy się z tej drogi.
Chciałabym, żeby ostatnia scena „ROJU” została przede wszystkim w kobietach. Każdy z nas cierpi wtedy, kiedy nie jest szanowany jako osoba, którą jest, nie jest akceptowany, nie są zaspokojone jego podstawowe potrzeby bycia wysłuchanym, zaopiekowanym, kochanym. Jeśli zobaczymy to w ten sposób, zaczniemy opiekować się sobą. Jeśli ten film spowoduje, że pomyślimy o tym, co możemy zrobić dla samej czy samego siebie, dla takiej osoby, jaką jestem, może będzie to pierwszy krok, by wyjść ze złych, niepotrzebnych zależności.
Film "RÓJ" będzie dostępny tylko online na oficjalnej stronie twórców filmroj.pl do 30 czerwca.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.