Coco Kate: Mój życiowy sukces to odwaga w podążaniu za sercem
Chodziła w pokazach Vetements, była nazywana muzą marki, dziś oprócz modelingu realizuje się jako artystka. Nam Coco Kate opowiada, jak w dzisiejszych czasach pozostać autentyczną, dlaczego przestała kupować ubrania i o tym, jak w modowym chaosie pomagają jej klasyki, takie jak model 501 marki Levi’s.
Masz własny, wyrazisty styl. Zawsze wyróżniałaś się z tłumu?
Jako dziecko byłam nieśmiała i chyba chciałam wyglądać tak, jak koleżanki. Mama jednak zawsze starała się przemycić w moim stroju coś oryginalnego. Dziś, patrząc na stare zdjęcia, doceniam to, jednak wtedy powodowało to kłótnie i łzy. Buty mama kupowała mi „na śpiąco”, bo nie mogłam pogodzić się z potrzebą wymiany starych. Wyglądało to tak, że rodzice podjeżdżali autem pod sklep, kiedy spałam, a następnie mama przymierzała mi buty. Zakupy trwały, dopóki się nie obudziłam i nie wpadłam w szał. Kiedy byłam trochę starsza, mama po prostu wręczała mi gotówkę do ręki i mówiła pani ekspedientce, żeby sprzedała mi cokolwiek, na co się zgodzę. Byłam humorzasto-modowym ewenementem. Następnie, wiadomo, miałam młodzieńczy epizod „alternatywny” – im dziwniej i inaczej niż inni, tym lepiej. Teraz nie myślę bardzo dużo o wizerunku, on jest, po prostu, naturalny. Nie przebieram się, nie stylizuję. Jedynymi okazjami, na które się szykuję ze szczególnym wyrafinowaniem, są randki.
W dzisiejszych czasach niełatwo pozostać autentyczną, ale tobie się to udaje.
Nie umiem być kimś innym. Oczywiście mam wiele twarzy, jednak zawsze są moje. Wiem, że autentyzm jest deficytowym produktem na rynku, w erze wizualnego i lifestyle’owego odtwórstwa, jednak dla mnie jest on naturalny jak oddychanie. Jedyna możliwość, żeby to osiągnąć, to polubić siebie. Ufam sobie, znam swoją wartość i staram upewniać się w przekonaniu, że wszystko jest ze mną OK. Autentyczność i szczerość są dla mnie ciągłym punktem odniesienia w trudnych momentach. To jest stała, do której wracam.
Jak udaje ci się zachować autentyczność?
W trudnych momentach patrzę na te swoje wszystkie oblicza, robię szczery rachunek sumienia i ostatecznie dochodzę do wniosku, że jestem niesamowita i uwielbiam życie ze sobą. Nikt nigdy nie będzie lepszą mną, niż ja sama jestem. To jest budujące i bardzo uniwersalne. Kiedy sobie to uświadomię, ciężki moment mija i później to już tylko high life – aż do następnego potknięcia.
Z jakim odbiorem tego, co robisz, spotykasz się w mediach społecznościowych?
Bardzo serdecznym, ale myślę, że to dlatego, że mogę być w tak odległym internetowym zakątku, że potencjalni hejterzy mogą do mnie nie docierać.
Czujesz, że przez swoją działalność w mediach społecznościowych wpływasz na styl innych osób?
Czuję, że na pewno wpływam na ich dobry humor. To coś, z czego jestem bardzo dumna.
A może jest też tak, że to, co w nich widzisz, inspiruje ciebie?
Inspirujące jest odnajdywanie niesamowitych osobowości oraz niespodziewanych talentów oraz obserwowanie z dumą rozwoju najbliższych.
Co sprawiło, że postanowiłaś zająć się tym, co robisz teraz?
Dzisiaj zajmuję się kreacją. Lata spędzone po drugiej stronie jako modelka były czasem pozowania przed obiektywem, ale także obserwacji pracy innych, ciągłego przypływu inspiracji i podziwu dla ich talentów. W pewnym momencie poczułam, że nie spełniam się już w 100 proc. w tym bierniejszym aspekcie projektu i chciałabym być sobie sterem i okrętem. Wtedy krok po kroku przechodziłam na drugą stronę. Dziś, będąc jednocześnie w dwóch światach, mam gratisowe umiejętności, które dają mi jeszcze szersze spojrzenie na pracę.
Jak definiujesz sukces? Czy określiłabyś jego mianem udział w pokazie Vetements?
Sukces jest dla mnie głównie kwestią wewnętrzną. Zawsze najważniejsze jest dla mnie to, jak ja naprawdę czuję się ze swoją pracą. Jeśli jestem zadowolona, to niezależnie od opinii, rozważam to w kategoriach sukcesu. Za mój życiowy sukces uważam odwagę w podążaniu za sercem. Oczywiście praca z Vetements była spełnieniem moich najskrytszych, młodzieńczych marzeń, a także drzwiami, które nagle otworzyły mi drogę do tego, co robię teraz. Jednak, co ważniejsze, dała mi ogromną wiarę w siebie oraz nauczyła pokory. A to pozwoliło mi na przejście przez te drzwi i sięgnięcie po wszystkie szanse. Jako młodą osobę bardzo mnie to ukształtowało i stworzyło solidny fundament.
Czy czerpiesz satysfakcję z miejsca, w którym jako artystka jesteś dziś? Czy stawiasz sobie w tym zakresie jakieś cele?
Czerpię ogromną satysfakcję z miejsca, w którym jestem, ale jestem też niespokojną duszą, która ciągle potrzebuje ruchu i wzrostu, docelowo: sky is the limit. Jestem ostatnią osobą, która sama sobie podcinałaby skrzydła. Wystarczą wiara w siebie, praca, systematyczność – i wszystko jest możliwe.
Czego na pewno nie znaleźlibyśmy w twojej szafie?
Moja szafa jest pełna niespodzianek, myślę, że mocno mogłaby zaskoczyć nawet mnie. Studnia bez dna. Od przedszkola do Opola. Kiedyś moja przyjaciółka powiedziała, że mój styl plasuje się gdzieś między przedszkolem a klubem go-go. Myślę, że coś w tym może być.
Przywiązujesz się do ubrań czy rozstawanie się z nimi nie stanowi dla ciebie problemu?
Ekstremalnie przywiązuję się do ubrań od dzieciństwa i mimo że przyjmuje to wciąż nowe formy, to nadal jest intensywne. Wiąże się to z ogromnym ładunkiem emocjonalnym, który nieustająco towarzyszy mi w życiu. Gdy chodzi o ważne momenty, pamiętam dokładnie, co kiedy i gdzie miałam na sobie. Wiem, co nosiłam, kiedy spotkałam miłość, a co dostałam w prezencie od przyjaciółki. Mam problem z pożyczaniem własnych ubrań. Są one dla mnie bardzo intymne i stanowią materialny łącznik z ludźmi i ze wspomnieniami. Kiedy mam komuś dać coś ze swojej szafy, mam poczucie, że oddaję kawałek tej emocjonalnej bezcenności. Pęka mi wtedy serce. Wyjątkami od reguły są mama, brat, siostra i miłość.
Kupowanie ubrań z drugiej ręki stało się dziś modne. A jak jest z tobą? Lubisz polować w second-handach stacjonarnie lub online?
Przestałam przed pandemią. Nie lubię chodzić na zakupy, męczy mnie to, a do tego będąc zodiakalną Wagą, nie potrafię podjąć decyzji. Ostatecznie wychodzę ze sklepu zła, sfrustrowana i z pustymi rękami. Szczerze mówiąc, ubrania najbardziej lubię dostawać – nowe czy z drugiej ręki, to bez znaczenia.
Lubisz sięgać po klasyki, takie jak 501 marki Levi’s?
Jasne! Kiedy przestałam chodzić na odzieżowy shopping, zbawienne okazały się klasyki. Właśnie takie, jak pięćsetjedynki, które nie tylko wyróżniają się świetną jakością, lecz także się nie nudzą.
Credits
Zdjęcia: Tatiana i Karol
Stylizacja: Kasia Mioduska
Makijaż: Iza Kućmierowska / DAS Agency
Włosy: Emil Zed / Van Dorsen produktami Session Label od Schwarzkopf Professional
Asystentka stylistki: Natalia Kącka, Kacper Kujawa
Asystenci fotografów: Szymon Grecko, Krystian Strupieniuk / Studio Pin Up
Produkcja: Vladyslav Mykhnyuk
Asystentka produkcji: Kasia Krychowska
Bohaterki: Linda Golińska, Matylda Terlcecka, Coco Kate, Susi Clay
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.