Znaleziono 0 artykułów
14.06.2024

Karolina Kuklińska podsumowuje dekadę obecności Yope na rynku

Karolina Kuklińska-Kosowicz / Fot. Zuza Krajewska

Inspiracje trendami są ważne, ale chcę być ponad to – mówi Karolina Kuklińska, współzałożycielka marki, która dekadę temu zadebiutowała na rynku serią naturalnych mydeł. O tym, czym jest dziś Yope i do czego aspiruje, o planach dalszego rozwoju oraz o tym, jakie sukcesy i porażki okazały się najlepszą biznesową lekcją, opowiada tuż przed wyjątkowym świętowaniem 10. urodzin marki.

Odbądźmy tę podróż w czasie. Pamiętasz, jak było w Yope 10 lat temu?

Inaczej. To było takie „go with the flow”. Dziś zmagam się z biznesem na pełną skalę i z tym, czym jest prowadzenie dużej marki. Wtedy byłam dziewczyną, która miała pomysł i chciała z nim coś zrobić. Sama układałam zdjęcia do mediów społecznościowych, zastanawiałam się nad strategią komunikacji, rozmawiałam z technolożkami, z osobami odpowiedzialnymi za design produktów, bo to była tak naprawdę garstka osób. Wszystko opierało się na relacjach i nie było jeszcze influencerów. Pamiętam, że żeby w ogóle pokazać kosmetyki mediom, zrobiłam kameralny wyjazd dziennikarski na Mazury, gdzie wszystko kręciło się wokół natury, czyli spójnie z wizerunkiem Yope – było lokalne jedzenie i kąpiele ziołowe w blaszanej wannie pod gołym niebem. Poczułam się wtedy doceniona, że zrobiłam coś, o czym największe ekspertki od urody chcą słuchać. 

A teraz często czujesz się doceniona?

Sama przez siebie już tak. Dorosłam do tego. Kiedyś czułam ciągły niedosyt, wciąż chciałam lepiej i to mnie nakręcało. Teraz jestem w fazie spokoju, dojrzałości emocjonalnej, wiem, że można na życie spojrzeć z różnych perspektyw i wiem, że nikt mnie nie doceni, jeśli sama siebie nie będę doceniała najbardziej.

Czy dziś jesteś w miejscu, w którym wyobrażałaś sobie, że będziesz dekadę temu?

10 lat temu rozstawałam się ze stanowiskiem stylistki w magazynie dla kobiet, miałam małe dzieci i postawiłam wszystko na jedną kartę. Nie chciałam już całymi dniami nosić torby IKEA na plecach, tylko zrobić coś, co będzie dla mnie. Zawsze wiedziałam, że mogę dużo – co sobie wymyślę, to zrealizuję. To nie kwestia marzeń, tylko siły, którą wkładam w proces dochodzenia do celu. Powiem ci, że życie mnie zaskoczyło pozytywnie – udało mi się osiągnąć więcej, niż zakładałam i firma rozwija się nadzwyczaj dobrze.

To ciekawe, że jako osoba związana z modą nie postawiłaś na brand ubraniowy.

Beauty nie było mi wcale tak odległe, jak może się wydawać. Dobry krem do twarzy jest dziś tak samo modnym dodatkiem, jak buty czy torebka.

A na jakim stanowisku w Yope zatrudniłabyś dzisiaj Karolinę z tamtego okresu?

Na stanowisku brand managera albo junior art directora (junior, bo byłam wtedy osobą bez doświadczenia). Z tych dwóch stanowisk możesz dużo stworzyć. Marketing z kreacją to mieszanka wybuchowa, najlepsza moim zdaniem. 

Sukces czy porażka – co bardziej buduje w biznesie?

Zdecydowanie porażka.

A z której wyciągnęłaś największą lekcję?

Kryzys ekonomiczny i szalejąca inflacja były dla mnie trudnym momentem. Wcześniej byliśmy na fali wzrostu i wszystko było OK, rozrastaliśmy się, stawaliśmy się dużą firmą. Nagle przychodzi moment, w którym trzeba ciąć koszty i zwalniać ludzi, czego wcześniej nigdy nie robiłam, bo raczej tylko zatrudniałam. Trzeba było zacząć patrzeć na wydatki. Nogi się trochę zatrzęsły. To była trudna lekcja. Odrobiona, zaliczona. Dlatego teraz się uśmiecham. Sukcesem jest, że Yope to rozpoznawalna marka, że ludzie mają nas w domach. To jest największe osiągnięcie.

Niedawno odbyłaś kilkutygodniową podróż do Japonii, to nowy kierunek Yope?

Yope już tam jest, mamy nawet swój butik! Pojechałam zrobić research, bo azjatycki rynek jest bardzo rozwinięty, jeżeli chodzi o beauty. Moim nowym celem jest sprawienie, by ludzie kojarzyli markę Yope z profesjonalną pielęgnacją twarzy, tak samo jak z mydłami czy żelami pod prysznic. Mam nadzieję, że w nowej kategorii uda mi się zbudować podobną wiarygodność, choć wiem, że nie będzie to łatwe. Nasze serie Wild, Skin Progress i najnowsza Skinimally zostały bardzo dobrze przyjęte przez rynek i już pracujemy nad kolejnymi.

Dlaczego?

Bo dzisiaj jest tak wiele innych brandów, żyjemy w tak dużym natężeniu informacji i marketingu, że czasami jeszcze nie zdążysz uwierzyć, że coś jest dobre, a już wchodzi na to miejsce nowy produkt. Trudno w takim pędzie zbudować wiarygodność.

Yope jest marką jakościową. Moim celem jest pozostanie z produktem na rynku jak najdłużej, zbudować wiarygodność i lojalność. Zależy mi na wiernych konsumentach, którzy wracają po produkty. Na kolejną dekadę mamy całą listę świetnych wdrożeń. Najbardziej życzyłabym sobie, żebyśmy stali się marką, która ma wiele evergreenów, w różnych kategoriach – produktów, bez których ludzie nie wyobrażają sobie życia. Inspiracje trendami są ważne, ale chcę być ponad to.

(Fot. Materiały prasowe)

Wciąż występujesz w kampaniach marki. Masz poczucie, że jesteś jej najlepszą ambasadorką?

Trochę jestem ambasadorką, ale taką na drugim planie. Jestem głównie „głową”, a dopiero potem „twarzą” Yope. Podkreślam, że jestem w tym biznesie i że ten biznes ma kobiecą twarz. Ale dla mnie najważniejsze jest to, żeby ludzie znali i cenili markę, a dopiero potem wiedzieli, kto za nią stoi, a nie odwrotnie. Nasze produkty muszą przede wszystkim odpowiadać na potrzeby, dowozić najlepszą jakość, mieć świetną komunikację. A że ja wywodzę się ze stylizacji, jestem kreatywna, lubię tworzyć, to się angażuję. Na pewno bez mojej twarzy marka radziłaby sobie równie świetnie, za to nie jestem pewna, jak by było, gdyby mnie nie było wewnątrz firmy (śmiech).

Planner Yope we współpracy z Nieładnie, który powstał na 2024 r., otwiera grafika ilustrująca rozmowę dwóch osób w biurze. Ona: „Ja już mam wszystko zaplanowane, krok po kroku”. On: „No tak. Chyba że jeszcze pięć razy zmienisz zdanie”. Czy to o tobie? Często zmieniasz zdanie?

Odczytałaś to idealnie – to jest o mnie i Pawle (Paweł Kosowicz – wiceprezes Yope, mąż Karoliny - przyp.red). I o Yope, ale z przymrużeniem oka. Bo ja nie boję się zmienić zdania, mam taką naturę. Lubię działać spontanicznie, ale zawsze jestem świadoma konsekwencji zmiany. Wiem, że czasem lepiej zmienić decyzję, niż brnąć w gorszy koncept.

Co zaplanowałaś na 10. urodziny?

Na nasze dziesięciolecie przygotowaliśmy coś specjalnego, crème de la crème Yope: nową serię Creamy, składającą się z mydeł, żeli, balsamów i kremów do rąk. To wisienka na torcie w pielęgnacji Yope – swoimi luksusowymi formułami nie tylko wyjątkowo pielęgnuje i chroni barierę skóry, lecz jest także kwintesencją 10 lat rozwoju marki. To genialne autorskie kompozycje zapachowe, ale też wyższy poziom pielęgnacji: mleczne, lipobiotyczne formuły nowej generacji i bogactwo składników naturalnych (ekstrakty, oleje, mleczka i proteiny roślinne, fitoceramidy, emolienty i probiotyki, które wykazują biozgodność ze skórą, a także korneoterapeutyczne bazy stworzone do terapii głębokich warstw skóry). W ramach serii specjalnie na urodziny przygotowaliśmy limitowane nowości, wśród nich błyszczyk do ust, który będzie dawał efekt lukrowanego połysku i który będzie dołączany do zakupów produktów z linii. Dodatkowo 10 lipca w naszym biurze w budynku HOP przy ulicy Chmielnej w Warszawie odbędzie się wystawa artystów, którzy przez lata pracowali z marką, oraz licytacja ich prac. Cały dochód z niej zostanie przeznaczony na cele charytatywne.

Na koniec naszej rozmowy proszę wyobraź sobie, że spotykasz osobę, która nigdy nie słyszała o Yope i możesz polecić jej tylko jeden produkt, dający jej namiastkę wiedzy o marce, ale też będący czymś, czym chciałabyś się pochwalić. Jaki produkt przedstawiasz?

Dałabym jej do powąchania naturalne mydło do rąk Bez i wanilia – nasz hit hitów. Odzwierciedla DNA naszej marki: ma obłędny zapach, naturalne składniki, świetną konsystencję i skład zamknięty w naszej kultowej brązowej butelce ze zwierzątkiem i kwiatami bzu, ukochanymi przez Polaków. 

Agnieszka Zygmunt
  1. Uroda
  2. Pielęgnacja
  3. Karolina Kuklińska podsumowuje dekadę obecności Yope na rynku
Proszę czekać..
Zamknij