Mówi się o niej często jako o jednej z najpiękniejszych twarzy polskiego modelingu. Zawrotną karierę robi także na świecie. Olga Nowotarska od sześciu lat regularnie pojawia się w sesjach i kampaniach luksusowej marki kosmetycznej Sisley Paris. Przy okazji premiery kremu na noc Phyto-Blanc La Nuit opowiedziała nam o kulisach tej wyjątkowej współpracy i swoim spojrzeniu na branżę mody.
Jak zaczęła się twoja praca w branży mody?
Dość niespodziewanie i przypadkowo, bo nigdy nie marzyłam o byciu modelką, ani tym bardziej nie wiązałam przyszłości z tym zawodem. Wiedziałam, że dobrze czuję się przed obiektywem, jednak chyba nigdy nie miałam śmiałości na tyle, by odezwać się do agencji. Ostatecznie to agencja odezwała się do mnie (podopieczną AS Management jestem zresztą do dziś) z pytaniem, czy ktoś mnie już reprezentuje i czy w ogóle chciałabym spróbować sił w modelingu. Przyznam, że początkowo tę wiadomość zignorowałam – raz, bo byłam wtedy mocno skryta i nieśmiała, dwa, bo trudno było mi uwierzyć w jej autentyczność.
Ostatecznie przyjaciółki przekonały mnie, że warto spróbować. Umowę podpisałam już po pierwszym spotkaniu, a zanim się obejrzałam, poleciałam na pierwsze zlecenie – kampanię reklamową dla jednej z marek modowych.
Pamiętasz swój pierwszy dzień na planie? Praca przy tak dużym projekcie mogła być dla debiutantki dość onieśmielająca.
Byłam przerażona, nie zmrużyłam oka przez całą noc przed wylotem (lecieliśmy wtedy na Teneryfę), ale chyba potrzebowałam takiego rzucenia na głęboką wodę. Bardzo pomogło mi to uwierzyć w siebie.
Te kilka lat spędzone w branży mody pomogło ci nabrać do niej dystansu?
Tak, ale przede wszystkim nauczyło mnie lepszej komunikacji. Dziś wiem, jak dbać o swój komfort – zarówno fizyczny, jak i psychiczny, oraz kiedy powiedzieć nie. Przestałam się bać, że asertywność zostanie odczytana jako brak profesjonalizmu. Zrozumiałam, że usilne przekraczanie granic i dostosowywanie się do nawet najbardziej ekstremalnych sytuacji nie stanowi o wysokiej etyce pracy. Dziś wiem też, że nie będę dobrą modelką, jeśli prywatnie nie będę szczęśliwa i nie będę czuła się dobrze ze sobą.
Modeling to zawód, w którym potrzeba wiele pewności siebie i naprawdę grubej skóry, szczególnie w dobie mediów społecznościowych, gdzie prawo do wyrażania opinii na twój temat może mieć tak naprawdę każdy. Spotkałaś się z hejtem?
Na szczęście nie i mam nadzieję, że tak pozostanie. Wiadomo, że spotykam się też z nieprzyjemnymi komentarzami, ale mam zasadę, że nie wchodzę w tego typu dyskusje.
Świat mediów społecznościowych ma też jednak plusy, bo to w dużej mierze dzięki nim definicja piękna bardzo się w ostatnich latach poszerzyła. Czym dla ciebie jest piękno i jakie zmiany w jego postrzeganiu zauważyłaś w tym czasie w branży?
O tym, jak bardzo zmieniła się jego definicja, przekonał mnie komplement, jaki dostałam na jednej z sesji. Znałam wtedy całą ekipę, z wyjątkiem fotografki, i makijażystka przedstawiła jej mnie słowami: „To jest Olga, tak samo piękna na zewnątrz, jak i w środku”. To był chyba najpiękniejszy komplement, jaki kiedykolwiek o sobie usłyszałam. Bycie miłym, uczynnym, wrażliwym i pełnym empatii bardzo też w tej branży popłaca – dobra energia na planie to coś bezcennego, często to dzięki niej powstają najwspanialsze efekty.
Chyba miałam też szczęście, bo gdy zaczynałam pracę modelki, branża powoli podążała już w kierunku zmian. Nie doświadczyłam ograniczających, destrukcyjnych zasad, obsesyjnego pilnowania 90 cm w biodrach czy 60 cm w talii. Pomogło mi to na pewno zaakceptować zmiany, jakie zachodziły w mojej sylwetce, gdy z dziewczęcej stawała się bardziej kobieca.
Marka Sisley Paris, z którą współpracujesz, jest na pewno jednym z brandów, którym równie mocno, co na pięknie zewnętrznym, zależy na wrażliwości i wartościach. Powiedz, jak zaczęła się wasza kooperacja?
Uwielbiam tę historię (śmiech)! Jak większość wspaniałych rzeczy w moim życiu, ta także była dziełem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Gdy przebywałam na kontrakcie w Los Angeles, poznałam makijażystkę Robin Black. Bardzo się polubiłyśmy i szybko zaczęłyśmy współpracować „po godzinach” – byłam jej modelką, gdy nagrywała instruktażowe filmiki na swoje profile w mediach społecznościowych. Pewnego dnia dostała propozycję wykonania makijaży dla marki Sisley Paris – pomalowała mnie, zamieściła zdjęcia na swoim Instagramie @beautyisboring, a ja wróciłam do Polski. Byłam bardzo szczęśliwa, gdy po kilku miesiącach dostałam propozycję wystąpienia w sesji dla tej właśnie marki!
Sisley Paris to marka o wieloletniej tradycji i wspaniałej historii. To jednak przede wszystkim brand rodzinny. Po tych sześciu latach współpracy możesz czuć się już prawie jak część rodziny?
O tak! Za każdym razem, gdy odbieram telefon z terminem kolejnej sesji, niesamowicie się cieszę. Nie tylko dlatego, że to wspaniały projekt pod względem zawodowym, lecz również dlatego, że jest jednym z tych zleceń, za które kocham ten zawód.
Zawsze podczas sesji dla Sisley na planie obecna jest Daria, wnuczka współzałożycielki marki – Isabelle d’Ornano. Daria w ramach marki Sisley stworzyła Creative Studio, które zajmuje się produkcją sesji i materiałów promocyjnych na potrzeby tzw. nowych mediów. Podobnie jak wszyscy w rodzinie jest osobiście zaangażowana w każdy swój projekt, a przy tym wraz z całym zespołem zapewnia mi absolutny komfort pracy na planie i wspaniałą, ciepłą atmosferę.
Miłym zaskoczeniem dla mnie był też fakt, że marka Sisley Paris, choć francuska, ma polskie korzenie. Jej twórcy, Hubert i Isabelle d’Ornano, urodzili się w przedwojennej Polsce i nawet na emigracji biegle mówili w naszym języku, kultywując też różne polskie tradycje. Bardzo ciekawa jest ich historia.
Podoba mi się też stworzony przez nich koncept marki Sisley, oparty na synergii naturalnych ekstraktów roślinnych. Jest w pełnej zgodzie z moją naturą.
Niedawno wystąpiłaś w kampanii kremu na noc Sisley Paris Phyto-Blanc La Nuit.
To jeden z tych produktów, które po sesji najmocniej utkwiły mi w pamięci – nawilża skórę i „pracuje” na niej przez całą noc, nawet rano po przebudzeniu jest jeszcze minimalnie wyczuwalny na twarzy. W ogóle jestem ogromną fanką kremów na noc – rekompensuję sobie nimi poranną pielęgnację, do której podchodzę raczej minimalistycznie.
Krem Phyto-Blanc La Nuit przeznaczony jest do skóry z przebarwieniami, ale ma też działanie detoksykujące i rozświetlające. Dzięki niemu koloryt cery wyrównuje się stopniowo, skóra staje się świeższa i bardziej promienna, a przy tym solidnie nawilżona i odżywiona. Krem na noc idealnie dopełnia całą gamę pielęgnacyjną Sisley Phyto-Blanc, która przeciwdziała przebarwieniom skóry.
Masz w kolekcji Sisley Paris swoich ulubieńców?
Oczywiście! To przede wszystkim maski – najnowsza, oczyszczająca Exfoliating Enzyme Mask, rozświetlająca Radiant Glow Express i nawilżająca Express Flower Gel. Dają natychmiastowy efekt wow już w pięć minut! Często korzystam z nich przed sesją zdjęciową. Jestem też oczarowana masażerem Ginkgo Gua Sha – odkąd odkryłam go podczas sesji wraz z nocną pielęgnacją Supremÿa, nie rozstaję się z nim. Naprawdę intensywnie stymuluje skórę. Jego forma została zainspirowana kształtem liści miłorzębu japońskiego, ikonicznego składnika kosmetyków Sisley. Uwielbiam też krem pod oczy i do okolic ust Baume Efficace Botanical Eye and Lip Contour. Mam tendencje do porannej opuchlizny, a on doskonale sobie z nią radzi. Uważam, że jakość i skuteczność to znak szczególny kosmetyków Sisley Paris.
Mam wśród nich wielu ulubieńców, a dodatkowym atutem ich wszystkich są też delikatne konsystencje, łatwo przenikające w skórę, i subtelne, aromaterapeutyczne zapachy, które uprzyjemniają pielęgnację i są prawdziwym relaksem dla naszych zmysłów!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.