Znaleziono 0 artykułów
02.01.2025
Artykuł partnerski

„Lubię zarażać sztuką”, mówi tatuatorka Zofia Gębska o swojej metodzie pracy

02.01.2025
Fot. Materiały prasowe

Zosia to prawdziwa artystyczna dusza, która w wyjątkowy sposób łączy tatuowanie oraz food styling. Wychowana w artystycznym otoczeniu, odnalazła swoją drogę, opierając się na intuicji i precyzji, które stały się fundamentem jej stylu tatuowania. W swoich projektach, które nazywa „obrazami”, bawi się skojarzeniami i subtelnie przemyca emocje. Z podobnym zaangażowaniem podchodzi do food stylingu – zajęcia pełnego wyzwań i nowych doświadczeń, którym zaraziła ją mama. W rozmowie zabiera nas w podróż przez swój świat pełen spontanicznych decyzji, inspiracji sztuką i osobistych historii. 

Wychowywałaś się w artystycznej rodzinie, sztuka otaczała cię na co dzień od najmłodszych lat. Jak zaczęła się twoja przygoda z tatuowaniem?

Świat tatuażu zawsze mnie fascynował. Osiem lat temu, kiedy zrobiłam sobie pierwszy tatuaż, zaczęłam obserwować artystów szkicujących projekty dla swoich klientów. Poczułam, że tędy droga. Nie przypuszczałam jednak, że będę mogła się z tego utrzymać. Jak to zrobić, żeby przekonać do siebie klientów, i co więcej – żeby wracali. Rysuję od zawsze. Wydaje mi się, że wiecznie szukałam pomysłu na siebie. Z czasem, gdy nabrałam świadomości artystycznej i doświadczenia, jako świadoma kobieta odważyłam się sięgnąć po maszynkę i zrobić swój pierwszy projekt na skórze. W projektach inspirowanych obrazami odnalazłam swoją niszę i poczułam, że zaczynam się spełniać artystycznie (chyba po raz pierwszy w życiu). Kiedy przeglądałam profile artystów na Instagramie, miałam wrażenie, że nic mnie już nie zaskakuje. Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystko wygląda tak samo. Szukałam czegoś subtelnego: ani dosłownego, ani przeinterpretowanego. Osobiście nie dbam o to, by tatuaż cechowało głębokie znaczenie, ale szanuję, jeśli dla klienta jest to istotne. Prace na moim ciele to przede wszystkim moment i bardzo spontaniczna decyzja (śmiech). Uwielbiam uwieczniać w swoich pracach wspomnienia, ulubioną twórczość, ale też ważny moment – w nietuzinkowy, zaskakujący i przede wszystkim niedosłowny sposób.

Fot. Materiały prasowe

Jak opisałabyś swój styl tatuowania? Czym wyróżniają się twoje prace?

Uwielbiam minimalizm i prostotę. Moim zdaniem prawdziwym wyzwaniem nie jest stworzenie „Kaplicy Sykstyńskiej” na plecach, ale oddanie emocji i idei za pomocą kilku linii. W swoich pracach bawię się skojarzeniami i upraszczam formę, jak tylko mogę. Mam do tego dystans – co widać także po moich własnych tatuażach. Bardzo ważna jest właśnie spontaniczność. Jeśli siedzisz nad swoim projektem za długo, patrząc na każdy szczegół, możesz być pewna, że zawsze pojawią się wątpliwości. Wybory ewoluują razem z naszym światopoglądem, ciało również z czasem się zmienia. I to jest piękne.

Masz swoich ulubionych artystów, inspiracje, ale klient również przychodzi z własnymi upodobaniami. Czy mogłabyś opowiedzieć o procesie tworzenia tatuażu?

Na swoim Instagramie mam wyróżnione zakładki z gotowymi wzorami, ale równie często wykonuję customowe projekty. Czasami klienci przychodzą z wizją opartą na jakimś obrazie, ale chcą zawrzeć w nim coś osobistego. Przykładowo, ktoś poprosił o dodanie elementów charakterystycznych dla swojego regionu do stroju ludowego tancerzy. Takie indywidualne podejście jest dla mnie bardzo inspirujące. Zawsze wysyłam projekt do akceptacji przed sesją. Nie rysuję przy kliencie, daję mu chwilę, by poczuł, że to jest to. Nie chcę działać pod presją czasu. Nie jest to standardem i gdy sama byłam po drugiej stronie, pamiętam, że nie czułam się komfortowo. Dlatego wypracowałam sobie system, który pozwala uniknąć takich sytuacji, i myślę, że dobrze się sprawdza.

Fot. Materiały prasowe

Który z projektów w szczególności zapadł ci w pamięć lub wywołał w tobie największe emocje?

Jednym z najbliższych mi motywów, który pojawił się już u mnie kilka razy, jest performance Mariny Abramović i Ulaya. Kiedy Ulay trzyma łuk wycelowany w Marinę i wspólnie balansują. To dla mnie metafora zaufania i tego, jak dużo potrafimy zaryzykować. Za każdym razem, gdy wykonuję ten projekt, mam ciarki. Klienci często dzielą się swoimi osobistymi historiami związanymi z tym motywem, a one ze mną zostają.

Gdzie można cię znaleźć w Warszawie?

Razem z innymi artystami stworzyliśmy niedawno artystyczny kolektyw. STUDIO KOL3KTYV to pracownia w centrum Warszawy, zaraz obok Hali Koszyki. Chcemy, by było to miejsce spotkań, gdzie można posłuchać muzyki, porozmawiać i wspólnie tworzyć. Zależy nam na luźnej, przyjaznej, mniej formalnej atmosferze. Inspirujemy się skandynawskim podejściem do przestrzeni twórczej.

Fot. Materiały prasowe

Miałaś również okazję brać udział w zagranicznych guest spotach tatuażowych. Jak wspominasz te doświadczenia?

To dla mnie zupełnie nowe przeżycie, którego doświadczyłam dopiero w tym roku. Staram się przemycać polskich artystów za granicą. To jest taki mój lokalny patriotyzm. W Kopenhadze zdarzyło mi się tatuować projekt inspirowany twórczością Zofii Stryjeńskiej. W takich miastach, jak Amsterdam czy Wiedeń, podejście do sztuki jest trochę inne, ale zauważam, że w Polsce zachodzą zmiany. Największą satysfakcję daje mi zarażanie sztuką, szczególnie tych, którzy wcześniej nie mieli z nią wiele wspólnego.

Twoja druga pasja zaczęła się dużo wcześniej niż tatuowanie. Skąd pomysł na tak oryginalne zajęcie, jak food styling?

Od czasów liceum próbowałam różnych zajęć, szukając swojej drogi. Moja mama była jedną z pierwszych food stylistek w Polsce i czasem zapraszała mnie na plan zdjęciowy. Byłam wtedy bardzo nieśmiała. Nawet pójście do cateringu po napój wydawało mi się wyzwaniem (śmiech). To było dla mnie wyjście ze strefy komfortu i ciągłe przełamywanie barier w głowie. Praca na planie, gdzie 30 osób obserwuje każdy twój ruch, zdawała się całkowitym przeciwieństwem tego, gdzie początkowo myślałam, że powinnam być. Jednak niepowtarzalność sytuacji, gdy za każdym razem na planie robisz coś po raz pierwszy, szukasz nowych rozwiązań, zupełnie mnie pochłonęła. Ostatnio z mamą pracowałyśmy nad projektem opartym na samych wypiekach, mimo że żadna z nas nie jest cukierniczką. To był dla nas kolejny „pierwszy raz”, pełen niewiadomych, stresu i adrenaliny. Ale chyba inaczej już nie potrafię.

Fot. Materiały prasowe

Czy możesz zdradzić jakieś ciekawostki z pracy na planie?

Najczęstsze pytanie, jakie dostaję na ten temat, to czy jedzenie na planie w ogóle jest jadalne. To zależy. Podczas sesji fotograficznych mamy więcej swobody, bo jedzenie nie musi być spożywane. Na przykład masy lodowe w deserach robimy według naszego opatentowanego przepisu i zdecydowanie nie chciałabym tego próbować. W reklamach telewizyjnych, gdy aktorzy jedzą lub gdy aranżujemy stół wigilijny, jedzenie musi być jadalne. Czasami jednak manipulujemy jego wyglądem, na przykład poprawiając kolor.

Widzisz podobieństwa między tatuowaniem a food stylingiem?

Wydaje mi się, że to, co łączy te dwie rzeczy w mojej głowie, to niemożność cofnięcia się i poprawienia czegoś. Niezależnie, czy to linia na skórze czy aranżacja na planie, musisz być zdecydowany i podejmować decyzje szybko. Kto wie, na jaki pomysł wpadnę w przyszłym roku!

Wiktoria Melaniuk
Komentarze (1)

Robert Makowiecki02.01.2025, 20:36
Znam Zosię i bardzo lubię jej prace. Sam czekam w kolejce na tatuaż!
  1. Ludzie
  2. Talenty
  3. „Lubię zarażać sztuką”, mówi tatuatorka Zofia Gębska o swojej metodzie pracy
Proszę czekać..
Zamknij