W lipcu tego roku Kendall Jenner wystąpiła na pokazie Jacquemusa w rozchodzącym się na boki kardiganie spiętym jedynie złocistą klamerką zawieszoną na linii mostka. Światowej sławy gwiazdy w mgnieniu oka podchwyciły patent z wybiegu przenosząc go na ulice. Kuse bolerko z moherowej dzianiny w odcieniu karmelu nosiła Hailey Bieber. W topie zahaczonym na jedną haftkę brylowała Emily Ratajkowski. A w środę 1 września Bella Hadid opublikowała na Instagramie fotografię w alabastrowej koszuli zapiętej na środkowy guzik z masy perłowej. Ale gwoli ścisłości, to Samantha Jones z „Seksu w wielkim mieście” była pionierką trendu.
Pochmurny Nowy Jork. W jednej z bocznych uliczek zatrzymuje się czarny kabriolet. Z samochodu wysiadają dwie postaci w przeskalowanych marynarkach ze skóry i ciemnych okularach. Opierają się o karoserię i rozpoczynają rozmowę, żywo gestykulując. W pierwszej chwili można by pomyśleć, że to kadr z gangsterskiego filmu „Donnie Brasco” w reżyserii Mike’a Newella. Jednak z czasem rozpikselowany obraz nabiera ostrości. I wówczas nie widzimy Johnny’ego Deppa i Al Pacino w rolach mafiosów, tylko Mirandę Hobbes i Samanthę Jones z „Seksu w wielkim mieście”. Przyjaciółki żywo dyskutują na temat wyprawy na przedmieścia z okazji baby shower dawnej znajomej. Chwilę później dołącza do nich Carrie Bradshaw. – Niezła stylówka! Będzie taniec brzucha na przyjęciu? – zwraca się do Samanthy z przekąsem. I tu się zatrzymajmy, bo właśnie mamy przed oczami kluczowy moment tej sceny. Oprócz skórzanego żakietu i okularów, Jones ma na sobie jedwabną apaszkę malowaną w lamparcie cętki oraz sprawcę całego zamieszania – malinowy sweterek zapięty na dwa guziki, które trzymają „na ostatnim włosku” rozchodzące się klapy kardiganu.
Bo chociaż utarło się, że to Bradshaw jest serialową ikoną stylu, która wylansowała m.in. tube topy, saddle bag Diora i torebkę-bagietkę Fendi, a o jej kolekcji szpilek od Manolo Blahnika do dziś krążą legendy – od kiedy ogłoszono, że w nadchodzącej kontynuacji „Seksu…” nie pojawi się postać Samanthy, świat mody coraz częściej upomina się o najbardziej bezceremonialną z nowojorskich przyjaciółek. Ołówkowe spódnice, kanarkowe marynarki od Thierry’ego Muglera, wysadzane kryształkami slip dresses w odcieniu szałwii i doskonale skrojone garnitury stanowiły podstawę szafy tej bohaterki.
Ale, podobnie jak w przypadku pozostałych postaci, kostiumografka Patricia Field zadbała także o bardziej drapieżne oblicze Samanthy. Jednym z przykładów jest rozchełstany kardigan, obecnie święcący triumfy na ulicach światowych stolic mody. Ale w 1998 roku, kiedy emitowano odcinek, w którym się pojawił, trend ten jeszcze nie istniał w świadomości publicznej. Nie chodziło także o samą modę. Sweterek w odcieniu wibrującego różu, w dodatku odsłaniający brzuch i dekolt pojawił się w kontrze do pastelowych sukienek pozostałych uczestniczek baby shower. Dziennikarze australijskiego „Vogue’a” określili go mianem „dzianinowego gestu sprzeciwu wobec przyjętych norm” i roli, jaką przypisuje się kobiecie – przykładnej żony i matki. Każdy, kto oglądał choć jeden odcinek „Seksu…” wie, że Samantha mimowolnie wyłamywała się ze schematu jeszcze ściśle obowiązującego w latach 90. Wyzwolona, ciałopozytywna, nieograniczona konwenansami i chorobliwą potrzebą miłości, którą twórcy seriali na ogół przypisywali żeńskim postaciom. Niepozorny kardigan zapięty na dwa guziki trzymające się na wątłej nitce jest zatem deklaracją niezależności. O buncie przeciwko wymogom społecznym świadczą zresztą słowa Jones kończące scenę przy samochodzie. Gdy Carrie uprzytamnia sobie, że zapomniała kupić prezent, Samantha pociesza ją mówiąc: – Możesz wręczyć podarunek ze mną. Po czym wyciąga zza siedzenia flaszkę szkockiej. – Kupiłaś alkohol ciężarnej? – odpowiada Bradshaw. – Na zaproszeniu było B.Y.O.B. [bring your own alcohol – z ang. przynieś własny alkohol] – tłumaczy Samantha, lekceważąc fakt, że w tym konkretnym kontekście mogło chodzić o zwrot „bring your own baby”, „przynieś własne dziecko”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.