Kryształowo czysta, mieniąca się wszystkimi odcieniami błękitu woda, biały, delikatnie przesypujący się przez palce piasek, łagodny cień palm i śpiew egzotycznych ptaków. Gdyby zapytać większość ludzi, jak wyobrażają sobie raj, ich opis prawdopodobnie odpowiadałby Seszelom. Ten położony na Oceanie Indyjskim archipelag ma wszystko, co idealna wakacyjna destynacja mieć powinna. Każda ze 115 wysp, wchodząca w jego skład nich jest inna i każda równie piękna, dlatego warto odwiedzić podczas pobytu kilka z nich. A na jednym pobycie mało kto kończy, bo Seszele to idealne potwierdzenie tezy, że do raju można trafić już za życia.
Seszele swoją nazwę zawdzięczają francuskiemu ministrowi finansów na dworze Ludwika XV, Jeanowi Moreau de Seychelles. Francuzi zaanektowali wyspy, które wcześniej stanowiły schronienie dla piratów. W późniejszych latach archipelagiem władali też Anglicy, a niepodległość uzyskał on dopiero w 1978 roku. Wpływy dwóch kolonizatorów mieszają się tu do dziś – językami urzędowymi są obok seszelskiego kreolskiego tak francuski, jak angielski. Stolica Victoria swą nazwę zawdzięcza brytyjskiej królowej, za to dwie z większych wysp – La Digue i Praslin – noszą nazwy francuskie. Taki kompromis znakomicie harmonizuje z pogodną i ugodową naturą mieszkańców. Co ciekawe, ten rajski zakątek globu był swojego czasu popularnym miejscem zsyłek. Przebywał tam min. późniejszy prezydent Cypru, Makarios. Mężczyzna ponoć z rozrzewnieniem i nostalgią wspominał okres swojej banicji. I trudno mu się dziwić. Seszele to istne wyspy szczęśliwe, a czas płynie tu jakby wolniej, bo wszak powszechnie wiadomo, że szczęśliwi czasu nie liczą.
Dziś malownicze, romantyczne Seszele to niezwykle popularne miejsce ślubów, a także wymarzona lokalizacja na miesiąc miodowy. Dziesiątki niewielkich wysepek, pełnych plaż dyskretnie schowanych w piaszczystych, otoczonych granitowymi skałami zatoczkach sprawiają, że wybierają je często szukające spokoju i odpoczynku od natarczywych paparazzich gwiazdy i ludzie ze świata show biznesu. I tak, na North Island po ślubie w Wenecji przylecieli Amal i George Clooneyowie. Tę samą wyspę na miesiąc miodowy wybrali też Książę William i Kate Middleton, a Brad Pitt i Jennifer Aniston powiedzieli sobie sakramentalne „tak” na luksusowej Fregate Private Island. Ale choć Seszele kochają sławni i bogaci, wyspy są też dostępne dla zwykłych śmiertelników. Znakomicie zorganizowany system łodzi, wodnych taksówek i niewielkich samolotów i hydroplanów sprawia, że przemieszczanie się po archipelagu jest łatwe, szybkie i niedrogie.
Przygodę z Seszelami najłatwiej zacząć na Mahé – największej wyspie archipelagu. Tu znajduje się bowiem międzynarodowy port lotniczy i stąd też najwięcej jest połączeń na mniejsze wysepki. Lotnisko posiada też druga co do wielkości wyspa, Praslin, ale ze względu na niewielkie rozmiary, obsługuje ono głównie loty krajowe. Zanim jednak wyruszymy motorówką, katamaranem czy awionetką odkrywać ukryte plaże i zatoczki, warto poświęcić kilka chwil na to, co mają do zaoferowania główne wyspy. Kto spodziewa się, że Victoria będzie gwarną metropolią, srogo się zawiedzie, bo to chyba najmniejsza stolica świata. Na Mahé mieszka co prawda większość populacji Seszeli, nie znaczy to jednak wcale, że brakuje tu miejsc, w których będziemy jedynymi odwiedzającymi. Aby objechać wyspę autem wystarczy około dwóch godzin, ale warto się też pokusić o dłuższy spacer. Otaczająca granitowe szczyty dziewicza dżungla skrywa skarby flory i fauny, takie jak występujące tylko na Seszelach orchidee waniliowe o obłędnym zapachu, ptaki o fantazyjnym, różnokolorowym umaszczeniu, czy jellyfish tree – drzewo o kwiatach, które, jak sama nazwa wskazuje, do złudzenia przypominają meduzy. Te ostatnie, podobnie jak niezliczone gatunki ryb i skorupiaków, można zobaczyć w opływających Mahé i inne wyspy, krystalicznie czystych wodach Oceanu Indyjskiego.
Z kolei na drugiej co do wielkości wyspie Praslin, którą od Mahé dzieli zaledwie 15- minutowy lot lub godzinny rejs łódką, znajduje się słynna, wpisana na listę UNESCO Vallee de Mai. Położona w samym sercu dżungli dolina to jedyny w swoim rodzaju rezerwat przyrody i zarazem jedyne na skąpanych w gorących promieniach wyspach miejsce, gdzie nie dociera słońce. Blokują je skutecznie liście olbrzymich palm kokosowych. Te endemicznie występujące na Seszelach, sięgające nawet 40 metrów drzewa wytwarzają charakterystyczne, ważące nawet 20 kg kokosy, zwane Coco de Mer, będące symbolem wysp. Gigantyczne owoce żeńskie kształtem przypominają kobiece pośladki, męskie… są podłużne. Z mleka żeńskich kokosów produkuje się likier Coco d’Amour – miejscowi twierdzą, że alkohol działa jak afrodyzjak i sprzyja płodności. Coco d’Amour jest składnikiem wielu lokalnych drinków, które można sączyć siedząc wieczorem na rozgrzanej całodziennym słońcem plaży i obserwując malownicze, jedyne w swoim rodzaju zachody słońca. Brytyjski generał Charles Gordon, który odwiedził Valle de Mai podczas wizyty na Seszelach, kiedy te znajdowały się pod panowaniem Anglii, stwierdził z całą powagą, że właśnie tam znajdował się raj, z którego wygnano Adama i Ewę. Niezależnie od poglądów religijnych, odwiedzając to miejsce, można go zrozumieć.
Kto wybiera się na Seszele, musi konieczne odwiedzić La Digue. Dzieli ją od Praslin zaledwie 15-minutowy rejs katamaranem. Na tej czwartej co do wielkości wyspie archipelagu nie ma asfaltowych dróg, przemieszczać więc można się po niej konno lub tradycyjnymi wozami. Do ukrytych wśród skał zatoczek można też dostać się łodzią. To właśnie na La Digue znajduje się jedna z najpiękniejszych plaż na Seszelach – a może nawet na świecie – Anse Source d’Argent. Widoki dosłownie zapierają dech w piersiach. Rafa koralowa chroni pokryty drobniutkim, złocistym piaskiem brzeg przed falami, tak, że można godzinami bezpiecznie pływać w płytkiej, obłędnie niebieskiej wodzie. To również świetne miejsce dla amatorów snorkelingu – rafę zamieszkują przeróżne gatunki kolorowych ryb i skorupiaków, a nawet żółwie. Granitowe skały oddzielają zatoczki od siebie, tworząc małe plaże, na których przy odrobinie szczęścia można tylko we dwoje usiąść i zapatrzeć się w ocean…
Chociaż Seszele, z racji dość dużej odległości od Europy nie są najtańszą wakacyjną destynacją, nie są też jednak wcale zakątkiem globu zarezerwowanym wyłącznie dla milionerów. Wiele wysp oferuje zakwaterowanie o bardzo zróżnicowanych cenach – od luksusowych willi, po tańsze bungalowy czy pokoje. Jeśli zdecydujemy się na którąś z mniejszych wysp, bardzo możliwe, że hotel będzie oferował możliwość transferu. Nawet jeśli nie, sieć połączeń morskich i lotniczych jest tak dobrze rozwinięta, że dotarcie na nią nie powinno stanowić problemu. Obok grupy tzw. wysp zewnętrznych, charakteryzujących się granitowymi skałami, tak jak La Digue czy Praslin, Seszele składają się też z wysp wewnętrznych, oddalonych od Mahé o 230 do nawet 1150 kilometrów. Spora odległość nie jest jednak przeszkodą dla floty małych samolotów czarterowych, a hydroplany poradzą sobie nawet z brakiem pasa startowego. Już sam lot nad bezkresnym oceanem, mieniącym się w słońcu setkami odcieni błękitu, nakrapianym tu i ówdzie zielenią i złotem wysepek, jest niezapomnianym, jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem.
Obok zapierających dech w piersiach widoków, Seszele mają również do zaoferowania znakomitą kuchnię. Jak na wyspiarski kraj przystało, obfituje ona w przeróżne ryby i owoce morza – skorupiaki, takie jak langusty, krewetki czy małże. Tylko tu można spróbować min. endemicznie występującego, olbrzymiego Błękitnego Homara. Warto też zakosztować specjałów kuchni kreolskiej, takich jak rybne curry. Właściciele restauracji – często niewielkich, rodzinnych biznesów – są, jak większość tubylców, przyjaźni, uśmiechnięci i zawsze chętnie doradzą swoją specjalność. Chociaż wielu złocisty piasek, zawieszony na jednaj z palm hamak i pyszne jedzenie wystarczają do szczęścia, a Seszele są wręcz wymarzonym miejscem na leniwy wypoczynek tylko we dwoje, wyspy oferują też atrakcje dla tych, którzy wolą bardziej aktywnie spędzać czas. Prym wiodą oczywiście sporty wodne, takiej jak snorkeling, nurkowanie, windsurfing czy kajakarstwo, można też wynająć łódź i wybrać się na ryby. Samodzielnie złowiona barakuda z pewnością będzie smakowała lepiej, szczególnie w romantycznej scenerii prywatnej plaży.
Seszele to jedno ze szczęśliwie położonych miejsc globu, gdzie nigdy nie jest zimno. Nie znaczy to jednak, że każdy okres roku jest jednakowo dobry, aby je odwiedzić. Pora deszczowa trwa od grudnia do marca, a najwięcej opadów zdarza się w styczniu i lutym. Najbardziej optymalny czas na podróż przypada na okres od maja do października. Opady są wówczas sporadyczne, a temperatury i wilgotność powietrza znośne nawet dla nieobytych z tropikalnym klimatem Europejczyków.
Bajkowa uroda Seszeli jest doceniana nie tylko przez chętnie odwiedzających wyspy turystów czy szukających prywatności wyrafinowanych gwiazd. Wyspy stały się też scenerią wielu filmów. To tu na lianach przemierzał dżunglę filmowy Tarzan, a jedna z wysp była samotnią najsłynniejszego rozbitka w dziejach literatury i kina - Robinsona Crusoe. Na La Digue znajdował się natomiast kryty liśćmi palmowymi dom i miejsce miłosnych igraszek słynnej Emmanuelle i jej męża. Miejscowa legenda głosi, że gdzieś na północy Mahé XVII- wieczny pirat Olivier Levasseur zakopał swój skarb, którego wartość szacuje się dziś na 160 milionów dolarów. Być może to właśnie jego losy zainspirowały Romana Polańskiego do umieszczenia na Seszelach akcji swojego kultowego filmu, „Piraci”. Największym skarbem Seszeli jest jednak z pewnością ich piękno i różnorodność, a także niezwykła atmosfera, dzięki której ma się poczucie, że czas płynie wolniej. Wszystko to sprawia, że kto raz te wyspy szczęśliwe odwiedził, chce tu wracać już zawsze.
Więcej informacji o rajskich Seszelach można znaleźć na stronie Seyhelles Tourism Board (http://www.seychelles.travel/)
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.