W jaki sposób ubranie, dodatek, buty są zrobione? Skąd pochodzi materiał? Czy osoby, które wyprodukowały tę rzecz, dostały godne wynagrodzenie? Te pytania jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat temu były zadawane przez niewiele osób. Dziś moda jest nierozerwalnie związana z etyką, zrównoważonym rozwojem, rzemiosłem, inkluzywnością. Tym zagadnieniom będzie poświęcona Konferencja Business Fashion Environment Summit, organizowana przez „Vogue Polska” we współpracy z Boston Consulting Group.
Słowo „modne” coraz częściej łączy się z określeniem „etyczne”. I choć do spektakularnej zmiany obecnego systemu mody na w pełni odpowiedzialną i świadomą alternatywę wciąż jeszcze daleko, jesteśmy na znacznie lepszej drodze niż kiedyś.
Bezcenna tradycja: Jak powstają najmodniejsze kosze
Ręcznie wyplatany przedmiot pożądania, na który czeka się dłużej niż na torebkę Kalimero Bottega Veneta? Dziś to dowolny egzemplarz belgijskiej marki Dragon Diffusion. Jeszcze w maju czas oczekiwania na niego wynosił „zaledwie” cztery tygodnie. Dziś – już dziesięć. Wszystkie torby powstają w Indiach, są tworzone od podstaw przez wykwalifikowanych rzemieślników i rzemieślniczki z miasta Chennai, od ponad sześćdziesięciu lat pracujących z użyciem takich surowców jak skóra, sznurek czy wiklina. Skrupulatnie, bez pośpiechu, hołdując kaletniczej tradycji.
Nieco łatwiej dostać wyplatane w Ghanie koszyki Muun, marki założonej przez Francuzkę Audrey David, choć nie warto zwlekać zbyt długo, bo modele powstają w niedużej liczbie egzemplarzy. Stanowią połączenie pracy tradycyjnych plecionkarek z niedużej manufaktury, założonej w wiosce Nyariga, gdzie wytwarzana jest baza z pachnących traw, z krawiectwem osób z niepełnosprawnościami z organizacji ISTA, które szyją charakterystyczne płócienne wkłady.
Firmy, zrzeszające lokalnych rzemieślników, jak The Basket Room czy Baba Tree, oferują swoją platformę sprzedażową, a także realne wsparcie twórców w ich miejscach zamieszkania. Dzięki temu powstają produkty, za którymi stoi godnie wynagradzany za swoją pracę człowiek. Jednym z najsłynniejszych produktów, które można nabyć za pośrednictwem The Basket Room, jest Kiondo – ręcznie tkana torba z włóczki, odzyskanej z używanych swetrów, połączonej z włóknem sizalowym. To dzieło charakterystyczne dla kenijskiej grupy etnicznej Kamba, szykowane przez matki jako prezent ślubny dla ich córek. Torby te powstają między innymi w kobiecej kooperatywie, którą od 2007 roku zarządza Madame Dorcas Ndinda. Jak wspominała Ndinda w rozmowie z Fashion Revolution, ich kobieca działalność przykuła uwagę rządu, co zaowocowało zaproszeniami na szereg forów społecznych i konferencji, a także wsparciem w obszarze marketingu czy zwiększeniem liczby szkoleń tkackich.
„W mojej wiosce wzrosło zainteresowanie przedsięwzięciami, które wspierają niezależność kobiet, takimi jak tkactwo. Faktycznie, liczba członkiń naszej spółdzielni wzrosła. Cieszę się, gdy (…) widzę, jak tkanie koszy wpływa na ich życie – jedna kobieta może kupić lekarstwa dla swojego dziecka, inna może sobie pozwolić na nową sukienkę, jeszcze więcej może kształcić swoje dzieci, nakarmić i ubrać swoje rodziny” – tak tłumaczyła w artykule „An inside look at an all female weaving cooperative in Kenya” z 2019 roku.
Moda wspiera kobiety, dając im możliwość rozwoju
Według danych organizacji Good Clothes Fair Pay z 2023 roku 80 procent osób pracujących przy produkcji ubrań to kobiety. Tę samą liczbę podała podczas zeszłorocznego panelu „Vogue Polska” Business Fashion Environment Summit aktywistka z Nowego Jorku, założycielka Custom Collaborative Ngozi Okaro. Celem jej firmy jest zapewnienie edukacji i wsparcia kobietom o niskich dochodach, a także możliwości rozwijania ich kreatywnych zdolności. Uczestniczki trwającego piętnaście tygodni kompleksowego szkolenia uczą się technik projektowania i szycia, konstruowania ubrań dla różnych typów sylwetek, a także podstaw biznesu mody, w tym kluczowych według Okaro aspektów etycznej produkcji i zrównoważonego rozwoju.
Jak wspominała podczas spotkania w Warszawie, powinno nam zależeć, by te zagadnienia na stałe zagościły w głównym nurcie. Tylko wtedy możliwy będzie dialog z tą częścią branży mody, której faktycznie zależy na zmianie. A że zależy, widać choćby na przykładzie kilkuletniej już współpracy Custom Collaborative z projektantką Marą Hoffman, która przekazuje część swoich oryginalnych materiałów uczącym się projektowania uczestniczkom programu, a także zapewnia praktyki zawodowe w swoim zespole. To daje obustronną korzyść: projektanci zyskują wykwalifikowanych pracowników, i to lokalnie, a pracownicy mogą uczyć się od najlepszych.
Okaro zwraca też uwagę na ciekawą i dość zaskakującą rzecz. W rozmowach o odpowiedzialności, zrównoważonej produkcji czy cyrkularności dość często sięgamy po język akademicki, na nowo nazywając rzeczy, które w dawnych tradycjach obecne są od zawsze. Jako przykład podała refleksję jednej ze swoich studentek pochodzącej z Angoli. Gdy podczas zajęć pojawił się wspomniany temat, kobieta przyznała, że nie była pewna, co kryje się za sformułowaniami, jakie usłyszała. Po pewnym czasie zorientowała się, że chodzi o sprawy w jej kraju codzienne. – Bo przecież świat już tak kiedyś działał – konstatuje Okaro. Chciałaby tę tendencję przywrócić, znormalizować.
Tradycyjne plecionkarstwo, czyli pielęgnowanie rzemiosła
W Polsce kilka lat temu dość głośno mówiło się o ginących zawodach rzemieślniczych. Pewne umiejętności starzeją się wraz z ludźmi, którzy je posiadają, i nieuchwycone w odpowiednim czasie, mogą odejść wraz z nimi. Na zawsze. To dość mocne słowa, lecz gdy podczas wizyty w Stowarzyszeniu Serfenta dowiaduję się, że wiedzę na temat obrabiania i wyplatania niektórych z polskich surowców naturalnych posiada dosłownie garstka osób, obawa przed utratą tych umiejętności nabiera dużego znaczenia.
Podczas gdy w Europie panowała moda na rattanowe torebki, sprowadzane z Indonezji (lub znacznie tańsze, masowe, niewiadomego pochodzenia), w Cieszynie kształtował się zespół mający na celu uratowanie lokalnego plecionkarstwa od zapomnienia. Udało się, nie ma wątpliwości. Początki polegały na odszukiwaniu mistrzów rzemiosła na terenie całego kraju i czerpaniu od nich wiedzy. Po kilkunastu latach działania tradycyjne metody mogą być przekazywane dalej, między innymi na warsztatach organizowanych w rdzennych miejscowościach plecionkarskich. Korzenie świerkowe, wiklina, pałka wodna – to materiały, które rosną tam pod domami. Bardziej lokalnej i zrównoważonej produkcji być nie może.
I również to podkreślała Ngozi Okaro podczas spotkania zorganizowanego przez „Vogue”. Namawiała, by korzystać z tego, co wokół nas, by jak najdłużej zachować planetę bezpieczną dla ludzi, roślin i zwierząt. I kłaść nacisk na lokalność, czy to w kwestii edukacji, czy realizacji kreatywnych projektów.
Wykorzystanie elementów lokalnej kultury z zachowaniem szacunku
Custom Collaborative podnosi też temat zawłaszczeń kulturowych. Pat Kozu w artykule z maja 2023, zatytułowanym „Reflection on AAPI Month: Cultural Appreciation or Cultural Appropriation?”, opublikowanym na łamach bloga organizacji, rozpatruje różne wymiary fascynacji tradycyjnym rzemiosłem czy elementami dziedzictwa. Wskazuje na niejasną granicę między docenieniem kultury a bezrefleksyjnym i nie do końca etycznym zapożyczeniem, bez poświęcenia nawet odrobiny czasu na zdobycie wiedzy na temat historii danego zjawiska czy estetyki.
W modzie dobrze znane są sprawy zbyt dosłownych inspiracji, na przykład haftami znamiennymi dla społeczności Santa Maria Tlahuitoltepec, które w swoich kolekcjach wykorzystała Isabel Marant, czy dosadnie wpisywane w projekty elementy strojów rdzennych Amerykanów, jak pióropusze czy charakterystyczna biżuteria z koralików – tak było na niesławnym pokazie Victoria’s Secret z 2012 roku. Istnieją jednak marki, które potrafią z szacunkiem korzystać z kultur, zamiast je wykorzystywać.
Jacqueline Lopez, założycielka marki Jaline, mieszkając w Meksyku, zakochała się w tkaninach z regionu Oaxaca. Gdy miała już w planie stworzenie pierwszej kolekcji plażowej, postanowiła lepiej przyjrzeć się miejscowym technikom tkackim. W rezultacie wizyt w lokalnych warsztatach powstały ubrania łączące nowoczesność z długą historią tekstyliów w regionie. Lopez z dumą podkreśla, że jej projekty od początku do końca są ręcznie utkane na tradycyjnych krosnach przez kobiety z Oaxaca. Zespół kobiet odpowiada też za wszelkie elementy ozdobne, jak pompony czy makramy, często wieńczące całe tkackie dzieło. Jak zaznacza Lopez, współpraca ta zachęciła twórczynie do wyjścia poza tradycyjny schemat, który miały opanowany od pokoleń. Nowoczesna forma ubrań nie zmienia faktu, że czas potrzebny na wykonanie jednej sukienki, spódnicy czy bluzki to wciąż długie godziny. Projektantka lubi tę powolność. Podkreśla, że dzięki zastosowanej technice podczas produkcji ubrań praktycznie nie ma żadnych odpadków.
Miłość do tradycji i kultury Peru dały początek marce ESCVDO, również kultywującej doświadczenia i zdolności lokalnych kobiet. Za brandem stoi Chiara Macchiavello, artystka, projektantka, dyrektor kreatywna i reprezentantka swojego kraju na międzynarodowej arenie z przykładem zrównoważonego modelu biznesowego, który stworzyła. Styczność z wyjątkowymi tekstyliami miała od dzieciństwa, stąd wybór misternych dzianin czy tkaniny lliklla, typowej dla peruwiańskiego folkloru. Jej projekty są realizowane między innymi we współpracy z Knitting Hope, inicjatywą Mision Huascaran, mającą na celu szkolenie i wzmacnianie pozycji kobiet o niskich dochodach, z obszarów wiejskich. Według informacji na stronie inicjatywy skupia ona ponad 80 rzemieślniczek, od nastolatek po babcie. I to właśnie one odpowiadają za najbardziej kunsztowne modele marki.
Znacznie więcej kultur łączy BraveWorks, amerykańska inicjatywa zrzeszająca kobiety z różnych krajów zajmujące się sztuką i rzemiosłem. Założycielki BraveWorks, Michele Dudley i Celeste Bundy, poznały się, gdy pracowały w Rwandzie. To podczas tej podróży pojawiła się potrzeba stworzenia miejsca, które na różne sposoby mogłoby wspierać kobiety na całym świecie. Zbyt wielu kobietom brakuje możliwości znalezienia godnej pracy i stabilności ekonomicznej z powodów często od nich niezależnych. Naszą misją jest wzmacnianie pozycji kobiet i ich rodzin w przezwyciężaniu traumy i niesprawiedliwości - tłumaczą.
Początkowo pod nazwą Fashion & Compassion w 2012 roku Michele i Celeste stworzyły program edukacyjny skierowany do kobiet wychodzących z kryzysów. Wsparciem było uczenie ich nowych umiejętności rzemieślniczych czy jubilerskich. Dziś, po zmianie nazwy, doskonale zresztą uzasadnionej postawą ich podopiecznych, BraveWorks to platforma sprzedażowa, na której można znaleźć starannie wykonane ubrania, torby, biżuterię, elementy wystroju wnętrz, a nawet akcesoria dla zwierząt, pochodzące miedzy innymi z Meksyku, Haiti, Gwatemali czy Peru, wykonane przez podopieczne z szacunkiem dla danej kultury, lokalnie, ze wsparciem zapewnionym przez Michele i Celeste oraz stale rosnący zespół. I to nie jest wcale nowa droga, lecz zapomniana na długi czas przez główny nurt.
Jak zwiększyć świadomość na temat pochodzenia ubrań
Dwie dekady temu tego typu przedsięwzięcia funkcjonowały raczej w kategoriach ciekawostki, na marginesie biznesu mody. Szybkiej mody, warto dodać, której zasady gry przez mało kogo bywały kwestionowane. Można przypomnieć refleksje Naomi Klein, zawarte w jej „No Logo”, a związane z funkcjonowaniem branży odzieżowej, w szczególności produkcji ubrań. Można też przywołać starania aktywistki Ali Hewson na rzecz sprawiedliwego handlu i jej markę EDUN. Do wnikliwej postawy konsumentów w szerszej skali przyczynił się ruch „Who Made My Clothes” zapoczątkowany w 2013 roku przez Orsolę de Castro i Carry Somers. Pierwsza z nich już w 1997 roku projektowała dla brytyjskiej marki upcyklingowej From Somewhere. Druga od 30 lat prowadzi markę kapeluszy Pachacuti, pionierską pod względem transparentności i godnego zatrudnienia kobiecej społeczności. Dzięki swoim prekursorskim działaniom de Castro i Somers od dekad miały wgląd w to, co nazywamy etyczną produkcją. Tym mocniej mogły odczuć pogłębiającą się różnicę między odpowiedzialnym biznesem a tym z rozregulowanym łańcuchem dostaw, mówiąc w dużym skrócie. „Who Made My Clothes” ma pomóc w zwiększeniu świadomości pochodzenia ubrań – nie tylko w doczytaniu danego kraju na metce, lecz przede wszystkim poznaniu prawdziwych warunków, w jakich powstają.
Jak wspominała Ngozi Okaro podczas zeszłorocznego panelu „Vogue”, ubrania to pierwsza rzecz, dzięki której mówimy światu coś o sobie. Dzięki nim możemy wyrazić to, kim jesteśmy. Gdy kryją w sobie piękną historię, tym chętniej będziemy je nosić. Może to być przekazywana z pokolenia na pokolenie sukienka, która raz na jakiś czas wpisuje się w trendy, lecz dla nas ma wartość sentymentalną. A mogą to być kolczyki, wykreowane przez studentkę Custom Collaborative, wyrażające jej estetyczne fascynacje, a przy okazji dające pewność, że powstały w etyczny sposób. Każda z tych rzeczy będzie czymś więcej niż tylko trendem z TikToka, do którego musimy nawiązać, by za miesiąc go odrzucić. Nie da się uciec od świadomości, jak duży wpływ na planetę ma obecny system mody. Świadomość ta pozwala jednak znaleźć miejsce na alternatywne rozwiązania, znacznie spowalniające tempo oddziaływania oraz powstawania mody. A taka zmiana tempa to jedyny kierunek, który ma sens.
Konferencja Business Fashion Environment Summit to organizowane przez „Vogue Polska” we współpracy z Boston Consulting Group największe wydarzenie dotyczące zrównoważonego rozwoju w Europie Środkowej. Liderki i liderzy biznesu oraz branżowi eksperci i ekspertki spotkają się 10 października 2023 roku w Warszawie podczas czwartej edycji wydarzenia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.