Doceniane przez krytyków i uwielbiane przez widzów – w oczekiwaniu na galę wręczenia Oscarów 2023 przypominamu kultowe filmy, które nie otrzymały ani jednej statuetki.
„Podziemny krąg”, reż. David Fincher
Choć znamy pierwszą zasadę kręgu („O kręgu się nie mówi”), nie możemy go pominąć. Film Davida Finchera otrzymał zaledwie jedną nominację (za efekty specjalne), pominięto natomiast występy Edwarda Nortona, Brada Pitta i Heleny Bonham Carter. Fincher nie ma szczęścia do Akademii – Oscara nie dostał ani za „Siedem”, ani za „Zodiak”. Nie udało się również z netfliksowym „Mankiem”, który miał przerwać złą passę reżysera.
„Psychoza”, reż. Alfred Hitchcock
Alfred Hitchcock, mistrz filmowego suspensu uznawany jest za jednego z najbardziej wpływowych twórców w historii kina. Nie wygrał ani jednego Oscara, choć był nominowany pięciokrotnie, podobnie jak jeden z jego najsłynniejszych filmów – „Psychoza”. Czarnobiały dreszczowiec otrzymał cztery nominacje, w tym za najlepsze zdjęcia i reżyserię. Zwycięzcą wieczoru okazała się jednak „Garsoneria” Billy’ego Wildera.
„Deszczowa piosenka”, reż. Stanley Donen, Gene Kelly
Nawet ci, którzy nie widzieli kultowego musicalu z 1952 r., na pewno kojarzą słynną scenę, w której Gene Kelly tańczy na ulicy w strugach deszczu, śpiewając „I’m Singing in the Rain”. Akademia przyznała produkcji jedynie dwie nominacje – dla Jean Hagen za rolę Liny oraz za muzykę. W całym sezonie nagród „Deszczowa piosenka” zgarnęła jedynie jeden Złoty Glob (dla Donalda O’Connora).
„Dawno temu w Ameryce”, reż. Sergio Leone
Wielu historyków kina zastanawia się, dlaczego Sergio Leone był wykluczany z oscarowych wyścigów. Uważa się, że westerny były do lat 90. uważane za kino klasy B. Największe kontrowersje budzi jednak brak nominacji dla ostatniego filmu Włocha – „Dawno temu w Ameryce”. Wedle branżowej legendy był rozważany jedynie w kategorii najlepsza muzyka (autorstwa przyjaciela i stałego współpracownika, reżysera Ennio Morriconego), ostatecznie jednak został zdyskwalifikowany za… brak nazwiska kompozytora w otwierającej film sekwencji.
„Drive”, reż. Nicolas Winding Refn
Zaraz po canneńskiej premierze film Duńczyka okrzyknięto jednym z najlepszych tytułów minionej dekady. „Drive” chwalono za scenariusz, umiejętne czerpiący z dorobku kina klasy B, kreację Ryana Goslinga i synthpopową ścieżkę dźwiękową. Sukces przypieczętowała Złota Palma za reżyserię. Nic więc dziwnego, że tytułowi wróżono kilka Oscarów. Skończyło się na jednej nominacji za montaż dźwięku.
„Lśnienie”, reż. Stanley Kubrick
W ciągu trwającej niemal pół wieku kariery reżyser otrzymał aż 12 nominacji do Oscara. Ostatecznie w jego ręce trafiła tylko jedna statuetka za efekty specjalnie do „2001: Odyseja kosmiczna”. Choć trudno w to uwierzyć „Mechaniczna pomarańcza”, „Oczy szeroko zamknięte” czy „Lśnienie” nie wygrały w żadnej kategorii. Brak jakiegokolwiek wyróżnienia dla kultowego horroru z Jackiem Nicholsonem pozostaje jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji Akademii.
„Spragnieni miłości”, reż. Wong Kar-Wai
Jedna z najpiękniejszych historii miłosnych nie wzruszyła Akademii. Na dodatek, ponieważ „Spragnieni miłości” był kręcony w języku kantońskim, miał on jedynie szansę zawalczyć w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Jak blisko 20 lat później powiedział Bong Joon-ho, odbierając Złoty Glob za „Parasite”: „Gdy przekroczysz magiczną barierę napisów, zyskasz dostęp do tak wielu wspaniałych filmów”.
„Wściekłe psy”, reż. Quentin Tarantino
Ten film rozpoczął karierę słynnego dziś enfant terrible kina. Historia nieudanego napadu, po którym złodzieje zwracają się przeciwko sobie w poszukiwaniu zdrajcy, została doceniona na wszystkich ważniejszych festiwalach w USA i Kanadzie. Film odniósł również komercyjny sukces (przy budżecie wynoszącym zaledwie milion dolarów produkcja zarobiła ponad 20 mln dolarów). Krytycy rozpisywali się o wschodzącej gwieździe, wielu wróżyło mu Oscara. „Wściekłe psy” nie otrzymały jednak ani jednej nominacji. Tarantino nie musiał jednak długo czekać na pierwszą statuetkę – odebrał ją dwa lata później za najlepszy scenariusz oryginalny do „Pulp Fiction”.
„Melancholia”, reż. Lars von Trier
Ślub przyćmiewa wiadomość, że w Ziemię ma uderzyć dziesięciokrotnie większa planeta, Melancholia. Psychologiczne science fiction doceniono w Cannes. Szanse na nominacje przekreślił sam reżyser na moment po premierze. Podczas konferencji prasowej von Trier wyraził sympatię wobec Hitlera, mówiąc, że „rozumie jego działania”, i sam nazwał się nazistą. Dostał zakaz udziału w branżowych imprezach.
„Taksówkarz”, reż. Martin Scorsese
Choć Robert De Niro i Martin Scorsese tworzą jeden z najwybitniejszych duetów w historii kina, ich wspólne produkcje nie mają szczęścia do Oscarów. Oprócz „Wściekłego byka” i „Chłopców z ferajny”, w większości przypadków aktor i reżyser musieli obejść się jedynie nominacjami. Tak samo było w przypadku „Taksówkarza”, który przegrał z „Rockym” Johna G. Avildsena.
„Skazani na Shawshank”, reż. Frank Darabont
Zdaniem krytyków „Skazani na Shawshank” to jeden z najlepszych filmów w historii kina. Innego zdania było jednak oscarowe jury, które doceniło produkcję siedmioma nominacjami, ostatecznie nie wręczając twórcom ani jednej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.