W panteonie klasyków zajmuje poczesne miejsce obok dżinsów, małej czarnej i trencza. Nosimy na dzień i na wieczór, o każdej porze roku. Kolekcjonujemy, by nigdy nie zabrakło go w naszej szafie. Biały T-shirt – choć prosty – wcale nie musi być nudny.
Gdy okazało się, że amerykańskich kawalerów przerasta samodzielne przyszycie guzika, a nawet nawleczenie nitki na igłę, zaczęto myśleć o godnym zastępstwie dla zapinanego kombinezonu „union suit”, który od drugiej połowy XIX w. najczęściej sprawował funkcję domowej bielizny. Pierwsza reklama debiutanckiej wersji T-shirtu (zwanego wtedy „bachelor undershirt”, czyli kawalerska koszulka) pojawiła się w lokalnej prasie w 1904 r. Innowacyjne modele, które nadal pełniły wyłącznie funkcję dziennej bielizny, produkowała firma Cooper Underwear Co. Twórcy byli tak pewni wynalazku, że w cenie 50 centów wypożyczali koszulki zainteresowanym klientom, by przez tydzień mogli testować T-shirty w domowych warunkach. Gdy byli zadowoleni z produktu, dopłacali kolejne 25 centów i zatrzymywali ubranie.
Reszta jest historią, w której literatura (pierwsza wzmianka o T-shircie pojawia się w książce Francisa Scotta Fitzgeralda „Po tej stronie raju”) towarzyszy historii, polityce i filmowi. Biały T-shirt przeszedł długą drogę – zahaczył o wojnę i wyzwolenie, grał na scenach Broadwayu, stał się podstawowym elementem garderoby zbuntowanych nastolatków w latach 60. Na przestrzeni lat stopniowo przekonywano się o jego wszechstronności. Stał się atrybutem filmowych bożyszczy – Marlona Brando w „Tramwaju zwanym pożądaniem”, Jamesa Deana w „Buntowniku bez powodu” czy Johna Travolty w „Grease”. Bywał nośnikiem politycznych haseł i logo, z czasem zaczęto bawić się jego formą. Dziś nosimy go niemalże do wszystkiego.
Biały T-shirt może stanowić tło dla wyrazistej biżuterii albo czerwonej pomadki i wydobywać intensywność koloru pozostałych elementów stylizacji. Klasycznemu garniturowi odejmuje formalności, „uspokaja” kolorowe spodnie lub spódnicę w stylu boho, odpowiednio skrócony podkreśla talię, a założony pod minimalistyczną sukienkę dodaje jej współczesnego sznytu. Nie musi mieć klasycznego fasonu. Wśród marek premium i w przystępnych cenowo sklepach znajdziecie modele z grubej bawełny i oversize’owym kroju, prążkowane i o fasonie body, a nawet z podkreślającymi linię ramion poduszkami.
Fason w stylu Hailey Bieber i Belli Hadid można nosić dokładnie tak, jak modelki-influencerki: z luźnymi dżinsami i oversize’ową kurtką ze skóry albo w nieco bardziej eleganckim wydaniu ze spodniami od garnituru i prostą spódnicą z wysokim stanem.
Każdy projekt Polki urzeka konstrukcją i detalami. Biały T-shirt w jej wydaniu ma dopasowany fason i wszyte w ramiona poduszki. W połączeniu z błyszczącą spódnicą mini sprawdzi się na pierwszej postpandemicznej imprezie.
Nie ma francuskiej nonszalancji bez białego T-shirtu. Paryżanki noszą go do dżinsów i trencza, a mieszkanki Prowansji do luźnych lnianych spodni i szortów. Model od założonej przez influencerkę Chloe Harrouche marki Lou Lou Studio to ponadczasowa propozycja.
Body z kolekcji sztokholmskiego atelier &Other Stories sprawdzi się w połączeniu z obcisłymi spodniami o przedłużonej nogawce, których fanką jest np. szefowa mody australijskiego „Vogue’a” Christine Centera. Do tego klapki na obcasie, efektowna miękka kopertówka i gotowe!
Coś dla fanek oversize’u, które do tej pory ulubione fasony znajdywały w działach z modą męską. T-shirtowi z kolekcji COS blisko do uniseksowego modelu. Uszyto go z grubej bawełny i wyposażono w sięgające do łokcia rękawki.
T-shirt zaprojektowany przez Isabel Marant stanie się jej gwiazdą stylizacji. Skrócony fason i przykuwające oko marszczenie sprawią, że nawet zwyczajny look będzie prezentował się arcyciekawie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.