Siwe włosy przestają nareszcie kojarzyć się z przemijaniem, a zaczynają z harmonią. – Starość to opór przed zmianami, niechęć do działania, a nie kolor włosów – przekonują dziewczyny, które zrezygnowały z farbowania. Mówią, że zgoda na siwe włosy to ważny etap w układaniu się ze sobą. Poza tym – fajnie wyglądają.
Kobiety więc boją się siwienia. Nie tylko dlatego oczywiście, że włosy robią się inne, ale ze względu na odbiór społeczny. Biała albo srebrna głowa ma, a przynajmniej do niedawna miała, jednoznaczną konotację: starość i zaniedbanie. To na szczęście się zmienia. Potrzeba świadomego, ekologicznego życia kobiet wpływa u wielu na postrzeganie dojrzałości. Często rezygnują ze skomplikowanego makijażu i koloryzacji włosów. Jak twierdzą, to jeden z etapów poszukiwania harmonii w życiu.
– Po lockdownie, gdy przez dwa miesiące nie było fryzjerów, wiele moich klientek po raz pierwszy od lat zobaczyło swój kolor włosów. Bardzo się cieszę, gdy mówią: „Zobaczmy, co będzie dalej” albo „Chcę odkryć na nowo własny naturalny odcień” – dodaje Katarzyna Blajchert.
Aleksandra, 35 lat, współtworzy platformę sprzedaży ubrań Vintage Unit
Temat włosów i eksperymentowania z nimi jest obecny w moim życiu od zawsze. Zaczęło się od chodzenia w rajstopach na głowie wieku trzech lat, potem były szaleństwa z farbowaniem włosów. Od niebieskich przez bardzo jasny blond po ciemny brąz, rudy, pasemka czy refleksy. Chciałam nadać im trochę wyrazistości, bo same w sobie były zgaszone, mysie.
Kiedy w wieku 23 lat pojawiły się pierwsze siwe włosy, zupełnie automatycznie ukrywałam je pod farbą, tak jak moja mama. Ale to już nie była zabawa, siwe włosy mi przeszkadzały. Regularnie chodziłam do fryzjera, za każdym razem trzy i pół godziny, nuda i mnóstwo wydanych pieniędzy. Zauważyłam, że nawet najlepsze, profesjonalne farby osłabiają włosy, więc farbowałam rzadziej. Gdy pojawiały się odrosty, czułam się zaniedbana.
W ciąży, ze względu na zły wpływ substancji chemicznych na organizm, przestałam farbować włosy. Miałam gigantyczne odrosty, a siwych włosów przybywało. Nie czułam się z tym dobrze, więc nosiłam czapkę, akurat modne były beanie. Wystawały spod niej tylko farbowane kosmyki. To trwało może z rok. W tym czasie siwych włosów jeszcze przybyło, a odcień zrobił się biały. Spodobało mi się, bo było inne, ekstrawaganckie, może trochę kontrowersyjne. Łączyło się ze stylem życia, jaki zaczęłam prowadzić – bardziej świadomym, bardziej ekologicznym.
Całkiem osiwiałam, kiedy miałam 33 lata. Moje koleżanki ze starych czasów nie mogły w to uwierzyć. Jedna pół żartem, pół serio powiedziała, że jeśli nie mam pieniędzy na fryzjera, to się złożą. Pomyślałam wtedy, że zupełnie przestałyśmy się rozumieć. W relacji z moim partnerem siwizna nie była tematem. Nie potrzebowałam pytać go zdanie. Wiem, że mnie w pełni akceptuje i lubi moje włosy.
Istnieje teza, która mówi, że kobiety we wczesnej młodości czują się bardziej atrakcyjne ze względu na młode, piękne ciało, a później tracą to poczucie. U mnie jest odwrotnie. Dopiero po ciążach zharmonizowałam się, zaczęłam akceptować np. nogi, które zawsze były problemem. Naturalne włosy okazały się kolejnym etapem, nie farbuję ich już od trzech lat i wiem, że tak zostanie. Nigdy nie czułam się lepiej sama ze sobą niż teraz.
Olga, 42 lata, historyczka sztuki, zajmuje się marketingiem
Pierwszy siwy włos u siebie zobaczyłam w podstawówce, więcej pojawiło się koło dwudziestki, a kiedy miałam 27 lat i urodziłam dziecko, byłam już na tyle siwa, że zaczęłam farbować włosy. To był duży problem – czułam się młoda, a moje ciało pokazywało coś zupełnie innego. Czułam skrępowanie i rozdźwięk, może dlatego, że wychowałam się w domu, gdzie siwiznę się ukrywało.
Kupowałam więc farbę w sklepie fryzjerskim i sama nakładałam ją na włosy. Na początku brzydki kasztanowy brąz, potem „kaczkowaty” blond. Włosy były suche i sianowate, a farba jeszcze bardziej je niszczyła. Dziwne odcienie, ciągłe odrosty, to było straszne.
W końcu, kiedy byłam już po czterdziestce, przyglądałam się zaprzyjaźnionej parze gejów, która ukrywała się przed mamą jednego z chłopaków. Dziwiłam się, jak można tak ukrywać prawdę, a chwilę później poczułam się jak hipokrytka. Przecież sama nie umiałam dojść do porządku z czymś tak błahym jak kolor włosów. Przecież też przed czymś uciekałam i się chowałam.
Wtedy przestałam farbować. To absurdalne, ale naturalne, siwe włosy okazały się dla mnie wewnętrznym aktem odwagi. Zaczepiały mnie zupełnie obce osoby i pytały o włosy. Mój wygląd wzbudzał niepokój, czasami też podziw.
W bliższym kręgu reakcje były podzielone. Część koleżanek pytała, czemu sobie to robię, część mnie wspierała. Zaskoczyła mnie postawa mężczyzn, którzy – w tym mój partner – przeważnie uznali, że to świetna decyzja, bo świadczy o szczerości i sile. Myślę, że jako społeczeństwo nie jesteśmy przyzwyczajeni do widoku kobiet zadbanych i mających siwe włosy, dlatego postrzegamy to jako sprzeczność. W jakiś sposób poczułam się staro, bo przecież taka jest konotacja: młoda blondynka, siwa staruszka. Ale wtedy zrozumiałam, że dopada mnie stereotyp i powinnam z nim walczyć. Przecież to nie włosy decydują o tym, jak funkcjonuję. Dla mnie starość to coś innego. To opór przed zmianami, niechęć do działania, lęk przed nauką nowych rzeczy. A nie kolor włosów.
Paradoksalnie naturalne, siwe włosy sprawiły, że zaczęłam staranniej się malować. Mam baby face, bez głębszych zmarszczek, ale zauważyłam, że jasne włosy lepiej wyglądają, kiedy jestem opalona, czasami ocieplam odcień twarzy pudrem. Ważne jest zaznaczenie brwi i ust. Pierwszy raz w życiu zaczęłam używać szminek – szczególnie lubię czerwoną w odcieniu wina. Po dwóch latach niefarbowania czuję, że siwe włosy mnie uwolniły. Od zabiegów fryzjerskich, oczekiwań wobec mojego wizerunku, od standardów oceny. Czuję się z nimi bardzo prawdziwa, indywidualna i jest mi dobrze.
Agnieszka, 53 lata, projektantka ubrań
Moja rodzina jest długowieczna, ale szybko siwieje. Tata i babcia wcześnie stali się biali, więc kiedy zobaczyłam pierwszy siwy włos, byłam zdziwiona, ale pogodzona. Zaakceptowałam fakt, że tak już mam.
Lubiłam eksperymentować z kolorami, więc o tym, że jestem zupełnie siwa, dowiedziałam się kilka lat później, kiedy na ciemnym kolorze po tygodniu od farbowania pojawił się biały odrost. To już stanowiło problem. Próbowałam wersji blond, ale kiedy zaszłam w ciążę i wiedziałam, że farba może być niebezpieczna dla dziecka, zdecydowałam się na krótko obcięte, naturalne włosy. Miałam młodą twarz i musiałam zaskakiwać, bo jedna klientka galerii, w której wtedy pracowałam, powiedziała oburzona, że ona nie wie, czy mam 20, czy 40 lat. Byłam zadziorna i to mnie nie speszyło, poza tym ze strony artystów i przyjaciół dostałam dużo miłych słów i wsparcia.
Właściwie jedyny problem, jaki pojawił się w związku z włosami na przestrzeni tych lat, to obawa mojej córki, która po rozmowie z koleżankami w przedszkolu bała się, że skoro jestem siwa, to znaczy, że jestem stara i zaraz umrę. Na szczęście szybko o tym powiedziała i udało nam się wyjaśnić sprawę.
Mówiąc całkiem poważnie, zdaję sobie sprawę, że siwe włosy mają w sobie coś trudnego. W gorsze dni mogą zamienić dojrzałą kobietę w staruszkę, dlatego mobilizują mnie do dbania o siebie. Staram się nie garbić, nie smucić i być aktywna. Zwracam uwagę na ubrania. Zawsze lubiłam kolory, ale odkąd mam białe włosy, zaczęła się prawdziwa zabawa. Szarość i biel przy twarzy to świetna baza do turkusu albo fioletu.
Lubię siebie taką naturalną i szczerą. Czuję się atrakcyjna.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.