Monotonia powoduje nudę, a ja nigdy w życiu się nie nudziłem – powiedział przed wieloma laty Romain de Tirtoff, znany bardziej jako Erté. Urodzonego w Rosji mistrza art déco Stella McCartney określa w tym sezonie jako swoją największą inspirację. Sama zresztą nie może narzekać na nudę. Od lat łączy przecież pracę projektantki z działalnością aktywistki. Niedawno objęła także nową funkcję – oficjalnie doradza koncernowi LVMH w kwestiach zrównoważonej mody.
Zmarłego w 1990 r. Romaina de Tirtoffa, czyli genialnego artystę ilustratora, występującego pod pseudonimem Erté (to połączenie pierwszych liter jego imienia i nazwiska), McCartney poznała jeszcze jako dziecko, podczas lotu samolotem (do nawiązania kontaktu z urodzonym w Rosji mistrzem zachęciła ją wtedy matka). Stella wiedziała już wtedy, że chce projektować. Znała też twórczość de Tirtoffa. Szczególnie upodobała sobie teatralność jego prac – ich dramatyzm, kolor i wyrafinowanie.
I mimo że w 2014 r. napisała wstęp do katalogu wydanego przy okazji poświęconej artyście wystawy, dopiero teraz – jako projektantka z ponad dwudziestoletnim stażem – odważyła się w pełni przełożyć inspiracje jego twórczością na autorskie projekty. Skupiła się na tym, z czego Erté stał się najbardziej znany, czyli ilustracjach z epoki art déco, które zanim zawisły na ścianach galerii sztuki, zdobiły strony najbardziej luksusowych magazynów o modzie. Niech jednak nikt nie pomyśli, że Brytyjce nagle zachciało się stworzyć kolekcję w stylu retro. Sylwetki w jej kolekcji nadal są na wskroś nowoczesne, funkcjonalne i odpowiadające potrzebom „prawdziwych kobiet”, jak McCartney nazywa swoje klientki. Wiele z nich projektantka zdobi jednak graficznymi nadrukami i przemyca gdzieniegdzie motywy charakterystyczne dla mody z lat 30., np. obniżając talię przy garniturach i kombinezonach czy wykańczając wieczorowe sukienki mięsistymi frędzlami.
Czy mariaż ze światem sztuki oznacza więc, że McCartney porzuca swoją rolę aktywistki? Wręcz przeciwnie. Jako oficjalna doradczyni koncernu LVMH (funkcję objęła krótko po tym, jak gigant w zeszłym roku wykupił udziały w jej marce) formułuje bardzo jasny przekaz. Jednak zamiast straszyć, rozbawia. Oprócz modelek w finale pokazu na wybieg wysłała bowiem postaci przebrane za zwierzęta: krowy, króliki i krokodyle. – W ten przewrotny sposób chcieliśmy pokazać, że to składniki kolekcji większości innych domów mody, podczas gdy my jesteśmy jedynym, który nie zabija zwierząt – mówiła dziennikarzom za kulisami. Miejmy nadzieję, że stroje pluszowych zwierzaków także wykonano zgodnie z zasadami zrównoważonej mody.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.