Nie lubię niczego udawać – mówi projektantka Maria Łuczkowska z pracowni LBWA, oprowadzając nas po 69-metrowym mieszkaniu na poznańskich Jeżycach. Surowość, funkcjonalizm, otwarta przestrzeń – te hasła powtarza jak mantrę.
Jeżyce do Poznania przyłączono w 1900 roku. Właśnie z tego okresu pochodzą najbardziej reprezentacyjne kamienice, ale budynek, w którym znajduje się mieszkanie zaprojektowane przez Marię Łuczkowską, to współczesna plomba – surowa i minimalistyczna. Takie też miało być wnętrze. – Nie lubię niczego udawać – mówi projektantka. Podkreśla, że jej klienci, para trzydziestolatków pracujących w branży IT, wyznają podobne wartości. – Po pierwszej rozmowie stało się jasne, że stawiamy na szlachetne materiały, unikamy zbędnych detali i ozdobników, chowamy drobiazgi – mówi. Zdecydowano się na pozostawienie betonowych sufitów jak ze stanu deweloperskiego. – Wymagały jedynie wyczyszczenia i zabezpieczenia przeźroczystą powłoką. Zdecydowaliśmy się też na betonową podłogę. Nie mikrocement, ale beton, wyszlifowany i pokryty bezbarwnym lakierem – mówi. Projektantka nie zamierzała ukrywać też kaloryferów ani wprowadzać listew przypodłogowych. Pusta przestrzeń stała się pretekstem do wyeksponowania funkcjonalnych brył – zabudowy kuchennej, stołu z krzesłami, sofy, łóżka. Każda z nich miała mieć swoją kolorystykę i dominujący materiał.
W salonie pierwsze skrzypce gra naturalne światło
W salonie połączonym z kuchnią ważną rolę odgrywa światło. Zachodnia ekspozycja gwarantuje spektakularne zachody słońca. Maria zdecydowała się na materiały, które będą podkreślać ten efekt – szczotkowaną stal zabudowy kuchennej i kamienny blat z zielonego granitu. – Satynowe wykończenie wydobywa kolor i rysunek kamienia – mówi. Zimny charakter metalu równoważony jest przez dębowy stół, któremu towarzyszą stabilne krzesła DSC 106, zaprojektowane w latach 60. XX wieku. – Mają oryginalną tapicerkę i noszą ślady użytkowania – mówi Maria, tłumacząc, że dobrze starzejące się przedmioty uwiarygadniają nową przestrzeń – sprawiają, że staje się przystępna i codzienna.
Opowieść o stylu retro rozwija klasyk – sofa Togo Michela Ducaroya. Z zieloną tapicerką koresponduje zielony stolik wykonany z kamienia, który znamy z kuchennego blatu. Kinkiet do czytania to słynny projekt Le Corbusiera – Lampe de Marseille, ale biały lakier subtelnie zlewa go ze ścianą. Na tym tle wyróżnia się czerwony stoliczek z tworzywa uzupełniony kolorową lampką. Ani projektantka, ani właściciele mieszkania nie mają kompleksów – to zestaw upolowany w Ikei – efekt współpracy sieciówki z duetem Raw Color. Limitowany, kolekcjonerski, ale jednak dostępny i niedrogi.
– Na pierwszy rzut oka salon może wydawać się pusty, ale biała ściana nad sofą to miejsce na obraz – mówi Maria i dodaje: – Sztuka we wnętrzu zobowiązuje. To trudna decyzja, która wymaga czasu. Nigdy nie staram się wypełniać na siłę pustej przestrzeni plakatem – tłumaczy, a zamiast przypadkowych prac ustawia inne rzeźbiarskie obiekty. Współczesna lampka Theia Marseta czy liczący sześć dekad świecznik-instalacja, rozpoznawalny Stoff Nagel, zostały wyeksponowane na komodzie USM, która według oryginalnego przeznaczenia szwajcarskiego producenta jest modułową szafką do biura.
W przestrzeni prywatnej panuje spokój
Korytarz z szafami i w brzozowym fornirze wprowadza do strefy prywatnej. – W gabinecie i sypialni drewno jest jasne, dodatkowo ługowane i zabezpieczone lakierem z filtrem UV, dzięki czemu kolor nie będzie się zmieniać – mówi projektantka.
– Inwestorom zdarza się pracować z domu, niezbędne było więc wygodne miejsce z biurkiem – mówi Maria, która chętnie sięgnęła po funkcjonalną biurową estetykę – biurko USM z chromowanymi nogami i ergonomiczny, aluminiowy fotel z zieloną tapicerką, projektu Charlesa i Ray Eamesów. Zestaw unowocześnia prosta lampka Hay.
Do wnętrza projektantka zaproponowała też własny obraz. – Czasami maluję. W tej pracy chyba najważniejszy jest nastrój – mówi o pracy, w której nostalgia miesza się z tajemnicą. Po rozsunięciu przeszklonych drzwi wchodzimy do sypialni. Tu brzozowy fornir przechodzi również w wezgłowie drewnianego łóżka. Przestrzeń jest jasna i harmonijna. Rytmy wyznaczane są przez symetryczne układy i regularne linie frontów szafy. – Rysunek słoi jest ledwo widoczny, ale został tak dobrany, żeby nie powstały powtarzalne wzory – tłumaczy, dodając, że ważnym detalem staje się biała opaska otaczająca wnętrze pod sufitem, bo nadaje całości lekkość.
W łazience beton łączy się z zielonym kamieniem i drobnymi płytkami. Białe klosze kinkietów stanowią integralną część kompozycji, tak jak minimalistyczne stalowe baterie czy dozownik do mydła. Wszelkie przypadkowe przedmioty, które mogłyby ją zaburzyć, np. kolorowe opakowania kosmetyków, chowają się w stalowej szafce pod blatem albo w niszy pod prysznicem. W ten sposób kompozycja zostaje domknięta.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.