„Dwutlenek węgla ma wiele ciekawych właściwości, a jedną z nich jest to, że rozpuszcza się w wodzie, tworząc kwas. Na Ischię przybyłam w styczniu, poza sezonem, specjalnie po to, żeby popływać w bąbelkowej, zakwaszonej zatoce”, pisze Elizabeth Kolbert w swojej nagrodzonej Pulitzerem książce „Szóste wymieranie. Historia nienaturalna”, tłumacząc, że jeśli ta tendencja się utrzyma, do końca wieku kwasowość wód znacznie wzrośnie, a to będzie miało nieodwracalne skutki dla środowiska. Przytaczamy fragment jej prorocznej pozycji.
Castello Aragonese to malutka wyspa, niczym wieża wyrastająca wprost z Morza Tyrreńskiego. Do tej leżącej jakieś 30 kilometrów na południowy zachód od Neapolu wysepki można dotrzeć z większej wyspy Ischia długim, wąskim, kamiennym mostem. Na końcu mostu stoi budka, w której za 10 euro można kupić bilet umożliwiający wejście – lub wjazd windą – do wielkiego zamku, od którego pochodzi nazwa wyspy. W zamku znajduje się wystawa średniowiecznych narzędzi tortur, a także elegancki hotel i kawiarnia pod chmurką. W letni wieczór ta kawiarnia to wymarzone miejsce do picia campari i rozmyślania nad okropieństwami przeszłości.
Podobnie jak wiele innych małych wysp Castello Aragonese stanowi efekt działania potężnych sił, w tym wypadku przemieszczania się Afryki na północ. Zjawisko to sprawia, że co roku Trypolis o kilka centymetrów przybliża się do Rzymu. Płyta afrykańska naciska na Eurazję niczym blacha wciskana do pieca. Od czasu do czasu ten proces skutkuje gwałtownymi erupcjami wulkanu (jedna z nich w 1302 roku doprowadziła do ucieczki wszystkich mieszkańców Ischii na Castello Aragonese). Częściej jest powodem wydobywania się bąbelków gazu z kominów wulkanicznych na dnie morza. Tak się składa, że ten gaz to prawie w 100 procentach dwutlenek węgla.
Dwutlenek węgla ma wiele ciekawych właściwości, a jedną z nich jest to, że rozpuszcza się w wodzie, tworząc kwas. Na Ischię przybyłam w styczniu, poza sezonem, specjalnie po to, żeby popływać w bąbelkowej, zakwaszonej zatoce. Dwoje biologów morskich, Jason Hall-Spencer i Maria Cristina Buia obiecali mi pokazać kominy – pod warunkiem że nie nadciągnie zapowiadany sztorm. Był chłodny, szary dzień, gdy w łodzi rybackiej, która została przerobiona na statek badawczy, opływaliśmy Castello Aragonese i zarzucaliśmy kotwicę jakieś 20 metrów od klifów. Z łodzi nie widziałam kominów, ale domyślałam się, gdzie są. Białawy pasek pąkli (Balanus) ciągnął się dookoła wyspy, nie było go tylko nad miejscem wypływu gazu.
„Pąkle są bardzo wytrzymałe” – zauważył Hall-Spencer, Brytyjczyk o blond włosach, które rosły w nieprzewidywalnych kierunkach. Miał na sobie tak zwany suchy skafander, która zgodnie z nazwą ma nie dopuścić do tego, by jego właściciel się zamoczył. Wyglądał tak, jakby się przygotowywał do wyprawy w kosmos. Z kolei Buia, Włoszka o rudawo-brązowych włosach sięgających do ramion, rozebrała się do stroju kąpielowego, a następnie jednym ruchem wciągnęła mokry skafander. Próbowałam ją naśladować i włożyłam skafander wypożyczony na tę okazję. Kiedy go zapinałam, okazał się o jakieś pół rozmiaru za mały. Potem wszyscy włożyliśmy maski i płetwy i wskoczyliśmy do wody.
Była lodowata. Hall-Spencer miał nóż. Podważył nim jeżowce przywierające do skały i wyciągnął rękę w moją stronę. Ich kolce miały kolor czarnego atramentu. Popłynęliśmy dalej, wzdłuż południowego brzegu wyspy, w kierunku kominów. Hall-Spencer i Buia często się zatrzymywali, żeby zebrać próbki – koralowce, ślimaki, wodorosty, małże – które umieszczali w siatkach ciągniętych za sobą. Kiedy byliśmy już wystarczająco blisko, zobaczyłam pęcherzyki unoszące się z dna morza niczym kropelki rtęci. Trawa morska falowała pod nami. Źdźbła miały dziwnie żywy zielony kolor. To dlatego, że nie było tu małych organizmów, które zazwyczaj je pokrywają. Im bardziej zbliżaliśmy się do kominów, tym mniej było rzeczy do zbierania. Ani śladu jeżowców, małży i pąkli. Buia znalazła czareczki (Patella) przyczepione do klifu. Ich skorupki były niemal przezroczyste. Obok przepływały meduzy o odcień bledsze niż morze. „Uważaj – ostrzegał mnie Hall-Spencer. – Parzą”.
Od początku rewolucji przemysłowej ludzie spalili tak dużo paliw kopalnych – węgla, ropy i gazu ziemnego – że dodali około 365 miliardów ton węgla do atmosfery. Wylesianie dołożyło do tego około 180 miliardów ton. Co roku uwalniamy kolejne 9 miliardów ton, a liczba ta każdego roku wzrasta o 6 procent. W rezultacie obecnie stężenie dwutlenku węgla w powietrzu – nieco powyżej 400 części na milion (ppm) – jest wyższe niż w każdym innym momencie ostatnich 800 tysięcy lat, a prawdopodobnie również wyższe niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich kilku milionów lat. Jeśli ta tendencja się utrzyma, do 2050 roku stężenie CO2 przekroczy 500 ppm, czyli będzie wynosić dwa razy więcej niż w czasach przedprzemysłowych. Oczekuje się, że spowoduje to wzrost średniej temperatury na świecie o 2–4 °C, co z kolei stanie się przyczyną różnych wydarzeń, w tym zniknięcia większości pozostałych lodowców, zalania nisko położonych wysp i przybrzeżnych miast oraz topnienia arktycznej czapy lodowej. A to jeszcze nie wszystko.
Oceany pokrywają 70 procent powierzchni Ziemi. Wszędzie tam, gdzie woda i powietrze się kontaktują, następuje wymiana. Gazy z atmosfery są absorbowane przez ocean, a gazy rozpuszczone w oceanie – uwalniane do atmosfery. Wszystko gra do czasu, gdy te dwa procesy pozostają we względnej równowadze. Jeśli zmienia się skład atmosfery, do czego właśnie walnie się przyczyniamy, ta równowaga zostaje zachwiana: więcej dwutlenku węgla dostaje się do wody, niż się z niej wydostaje. Ludzie wciąż dodają dwutlenek węgla do mórz, podobnie jak robią to kominy wulkaniczne, tyle że z góry, a nie z dołu, i na skalę globalną. W tym roku same tylko oceany zaabsorbują 2,5 miliarda ton węgla. Z prognoz wynika, że w przyszłym roku będzie go tyle samo. Codziennie każdy Amerykanin dodaje trzy kilogramy węgla do morza.
Za sprawą tego dodatkowego dwutlenku węgla pH wód powierzchniowych oceanów spadło ze średniej 8,2 do 8,1. Podobnie jak skala Richtera, skala pH jest logarytmiczna, więc nawet tak mała numeryczna różnica oznacza bardzo dużą zmianę w prawdziwym świecie. Obniżenie o 0,1 oznacza, że oceany są teraz o 30 procent bardziej kwasowe niż w 1800 roku. Jeśli przyjmiemy, że ludzie będą kontynuować spalanie paliw kopalnych, oceany będą nadal absorbować dwutlenek węgla i będą coraz bardziej zakwaszone. Jeśli te tendencje się utrzymają, pH powierzchni oceanu do połowy tego stulecia spadnie do 8,0, a do końca wieku do 7,8. W tym momencie oceany będą 150 procent bardziej kwasowe niż na początku rewolucji przemysłowej*.
Dzięki CO2 wypływającemu z kominów woda wokół Castello Aragonese zapewnia prawie idealny wgląd w to, co w przyszłości czeka oceany. To dlatego zapuściłam się tutaj w styczniu, mimo że coraz bardziej drętwiałam z zimna. Dzięki temu miałam okazję pływać (choć przez chwilę wydawało mi się, że tonę) w morzu jutra.
* Skala pH ma zakres od 0 do 14. 7 to wartość neutralna, wszystko powyżej jest zasadowe, a poniżej – kwasowe. Woda morska jest naturalnie zasadowa, więc proces obniżania się pH, zazwyczaj nazywany zakwaszaniem oceanów, w zasadzie powinno się nazywać, mniej chwytliwie, spadkiem zasadowości oceanów.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.