Kiedy świat wokół staje się brzydki, pora otworzyć się na piękno – mówił Karl Lagerfeld za kulisami pokazu Chanel haute couture wiosna-lato 2018. Owo piękno ma w interpretacji niemieckiego projektanta zaskakująco tradycyjny wydźwięk: to subtelność, dziewczęcość i wdzięk podane oczywiście w luksusowej i godnej dziedzictwa Gabrielle formie.
Gabrielle „Coco” Chanel swoje klientki zapraszała do butiku przy Rue Cambon. Karl Lagerfeld, który stery marki przejął w 1983 roku, przed gośćmi pokazów od dłuższego czasu otwiera drzwi paryskiego Grand Palais. Przenosi ich w czasie i przestrzeni, zaprasza w kosmos, do supermarketu, na lodowiec i pod wieżę Eiffla, podnosząc każdą prezentację kolekcji do rangi drogiego i wyszukanego spektaklu. Pokaz haute couture na wiosnę-lato 2018 ukazał jednak oczom zgromadzonych innego Karla: nadal pełnego wizji, ale jednocześnie zdecydowanie bardziej wrażliwego i optymistycznie patrzącego w przyszłość, niż wskazywał do tej pory jego wizerunek. Bo gdyby było inaczej, czy naprawdę zadałby sobie tyle trudu, aby obudzić wiosnę w środku zimy?
Pokryty pnącym się bluszczem, różą i jaśminem tunel oraz fontanna, której nie powstydziłby się Wersal, stanowiły idealne tło dla równie wiosennej i dziewczęcej kolekcji, jaką tym razem stworzył dla Chanel Lagerfeld. Niemiec, który dla paryskiego domu mody projektuje już od prawie 35 lat, w kolekcjach haute couture nawiązuje do twórczości założycielki zdecydowanie bardziej niż w linii ready-to-wear. Także tym razem na wybiegu pojawiło się więc sporo tweedowych kostiumów, płaszczy o fasonie „kokona”, sukienek o kształcie litery „A” i krótkich żakietów. Zamiast czarno-białej palety, oczom gości ukazała się jednak feeria pastelowych barw oraz odcieni bieli i kości słoniowej, przerywanych niekiedy ciemniejszą purpurą czy intensywną zielenią.
Lagerfeld, nadal inspirując się budzącą się do życia roślinnością, sporo miejsca w nowej kolekcji poświęcił warstwowości. Modelki, w tym debiutująca na tygodniu haute couture Kaia Gerber, niczym rozkwitające kwiaty podążały tunelem ubrane w kreacje wykonane z jedwabnego tiulu, szyfonu i organzy oraz ozdobione pieczołowicie naszytymi aplikacjami z cekinów i drobnych koralików. Jak słusznie zauważyła Sarah Mower z amerykańskiego „Vogue’a”, klimat pokazu i kolekcja przeniosły gości w czasy, kiedy sezon couture w Paryżu był niczym powiew wiosennego powietrza, zamknięty w pięknej formie mającej wabić klientów.
W najnowszej kolekcji Chanel wabiące były jednak nie tylko wysadzane kamieniami suknie czy wykończone piórami tweedowe płaszcze. Wszystkie sylwetki uzupełniały równie subtelne i dziewczęce detale, na czele z kwiecistymi nakryciami głowy, stworzonymi przez Sama McKnighta i makijażem, który opierał się na naturalnie zarumienionych policzkach i ustach podkreślonych malinowym błyszczykiem. Cięższym akcentem były z kolei tweedowe lub skórzane botki na transparentnym obcasie i rockowe rękawiczki bez palców, którym zdecydowanie bliżej było do wizerunku Lagerfelda niż do tradycyjnej twórczości Chanel. Z tweedowymi garsonkami i płaszczami prezentowały się jednak wyjątkowo dobrze, co tylko potwierdza, że Lagerfeld do perfekcji opanował prowadzenie marki na własnych i tylko własnych zasadach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.