Pisarka, reportażystka i tłumaczka Katarzyna Tubylewicz wydała pierwszy kryminał. Akcja „Bardzo zimnej wiosny” toczy się przede wszystkim w Sztokholmie. Szwecja nie jest tu jednak ani opiekuńcza, ani tolerancyjna.
Rzecz dzieje się w Warszawie i w Sztokholmie. Bohaterką jest Ewa, Polka po skandynawistyce, która trafia do Szwecji w wyniku splotu różnych, raczej paskudnych okoliczności życiowych. Znalazła zatrudnienie jako opiekunka starszej pani (pani jest tak samodzielna, że żadnej opiekunki nie potrzebuje i nie pozwoli zakazać sobie frajdy z palenia papierosów, choć w Szwecji już chyba nikt nie pali). To Niemka, która przyjechała do Szwecji tuż po wojnie, wybierając pracę służącej zamiast zrujnowanego rodzinnego miasteczka, gdzie ciągle cuchnie nazizmem. Miała szczęście, bo dorobiła się ogromnych pieniędzy. Jest rentierką, ale w dalszym ciągu dogląda własnych finansów i firm oraz lubi napić się z Ewą prosecco.
A ponieważ Katarzyna Tubylewicz, autorka „Bardzo zimnej wiosny”, napisała kryminał, będzie też trup, a nawet więcej niż jeden. Śledztwo prowadzone przez policjantów, którzy – jak to w Skandynawii – nie noszą broni i nikomu nie mogą przyłożyć, rodzinne sekrety i uwikłania. Oraz wyjaśniona na ostatnich stronach zagadka zbrodni, oczywiście z podwójnym dnem.
Lecz ta Szwecja portretowana przez Tubylewicz nie jest już dawno tą szlachetną, ciepłą (choć geograficznie na północy), opiekuńczą Szwecją, gdzie mieszkańcy czuli się, jakby złapali Pana Boga za nogi. To nie ten kraj, który zachęcał cały świat porcelanowym uśmiechem ABBY, zasiłkami niemal równymi pensjom i brzękiem szwedzkiej korony. Słodkim zwłaszcza dla Polaków, którzy od dziesięcioleci mogli jeździć do Szwecji bez wizy. Można wręcz było pomyśleć, że jeśli Szwed morduje Szweda, robi to z nudów lub po gorzale.
Tymczasem mit równości i opiekuńczości przywiądł. Szwedzi mają kłopoty z imigrantami oraz – bodaj większe – z własną tolerancją, wycenianą przez dziesięciolecia o wiele na wyrost. Mają też problemy z historią, która od niedawna raczej ich prześladuje, niż wspiera narodową samoocenę. W końcu jest jakiś powód, dla którego po wojnie Niemki (choć młode, nieutytłane zbrodnią hitleryzmu) jadą za pracą i spokojem właśnie tam, a nie gdzie indziej. Wspomnijmy tzw. skandynawską, a więc i szwedzką, szkołę pisania kryminałów. Trupów ukrytych po szafach jest tam z reguły więcej niż zabitych dla potrzeby intrygi. Skandynawia to często niesławna tajemnica. W „Bardzo zimnej wiośnie” jest jej dość.
Katarzyna Tubylewicz zna Szwecję od podszewki. Jest tłumaczką literatury szwedzkiej, pisze publicystykę, reportaże i powieści. Była dyrektorką Instytutu Polskiego w Sztokholmie, a mieszka tam, gdzie akurat ma ochotę: w Warszawie i za Bałtykiem. Jeśli ktoś ma siły, by znieść skandynawską zimę bez grama słońca i z minimalną dawką światła dziennego lub tamtejsze lato, gdy słońce prawie nie zachodzi i wszyscy, od niemowląt po wiekowe babcie, dostają radykalnego świra, słowem, jeśli ktoś umie wytrzymać Szwecję, biorąc wciąż jako obowiązujący bonus raczej dobre, raczej bezpieczne i raczej dostatnie życie, nie mógł trafić na ciekawszy czas. Szwecja, co wyczytamy w książce, przechodzi proces gwałtownej europeizacji, tyle że w najgorszym wydaniu.
Wszystko to buzuje w kryminale Tubylewicz, nadając zgrabny, choć dość ponury rys socjologiczny ciekawej intrydze. Do tego jest jeszcze wczesna wiosna, posypująca śniegiem i skuwająca jeziora granatowym lodem. Nie ma liści na drzewach, trawa jeszcze nie kiełkuje, wszyscy (wszyscy?) noszą zimowe kurtki, czapki i szaliki. To dobry pejzaż, by z ludzi wychodziły najgorsze strachy i instynkty. Pomaga również w rozpalone polskie lato, bo jednak chłodzi, a przynajmniej można sobie ten chłód wyobrazić.
A ponieważ napisać jeden kryminał to tak, jakby nic nie napisać, kilka wątków – w tym polski, ledwie zamarkowany – pozostaje otwartych, jakby autorka puszczała oko do czytelników: poczekajcie, więzienie dla mordercy to jeszcze nie koniec. Będziemy więc mieli dalszy ciąg, raz pewnie bardziej szwedzki, raz bardziej polski. Jeśli pójdzie tak, jak w debiucie, jest na co czekać.
Katarzyna Tubylewicz, „Bardzo zimna wiosna”, wydawnictwo WAB.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.