Każda rodzina ma swoje tajemnice. Mikołaj Grynberg w książce „Poufne” opowiada epizody z powojennego życia wielopokoleniowej rodziny naznaczonej Holokaustem.
Każdy rozdział pokazuje perspektywę innej osoby: babci, matki, ojca, ciotki, syna, wnuka. Książka jest tak zmyślnie skonstruowana, że możemy czytać kolejne historie jak osobne opowiadania albo zabawić się grę – łączyć poszczególne wątki i postacie przeplatające się w całej opowieści.
Choć Grynberg traktuje bohaterów z najwyższą powagą, to mimo towarzyszących im traumy, niepokojów, antysemityzmu, można się zarówno wzruszyć, jak i dobrze uśmiać, śledząc ich doświadczenia. Członkowie rodziny siłą rzeczy chronią siebie wzajemnie i troszczą się o siebie, mają dla siebie dużo wyrozumiałości, obdarzają się sporym kredytem zaufania, a jeśli jeden drugiego oszukuje, to dla dobra tego drugiego i własnego świętego spokoju. Weźmy np. poniższy fragment:
„– Czekam na ciebie o drugiej przed bankiem – powiedział przez telefon.
(…)
Druga przed bankiem znaczyła, że trzeba być wcześniej, żeby nie kazać na siebie czekać. W ich czasowych rozliczeniach jednostką operacyjną był kwadrans. Ojciec wyznaczył spotkanie na drugą, to znaczy, że będzie co najmniej za piętnaście druga. Żeby nie czekał, syn przychodził o wpół do drugiej. Ojciec już tam był, bo nie chciał, by syn musiał stać pod drzwiami”.
Albo ten: „Higieny przestrzegał na każdym polu. Sypiał tylko z tymi kobietami, o których wiedział z całą pewnością, że są zdrowe. Nie ryzykował bez potrzeby zdrowia i życia. Zbyt cenił oba. Miewał gosposie, które – nim poznały przystojnego żołnierza z sąsiadującej z domem doktora jednostki – sprawiały mu wiele przyjemności, same również nie narzekając na brak wrażeń. Służbówkę za kuchnią odgradzało od reszty mieszkania dwoje drzwi. Domownicy udawali, że są dźwiękoszczelne”.
Na szczęście bohaterowie nie są pozbawieni poczucia humoru, sarkazmu, przekorności i złośliwości, bo to, co najgorsze, już się przecież wydarzyło. Nadszedł czas pożegnania się z przeszłością, zakończenia żałoby i budowania przyszłości, dziedziczenia z pokolenia na pokolenie, które Zagłada przerwała. „Nie mogę obiecać, że gdy wreszcie czas ruszy naprzód, życie nabierze rumieńców. Wszystko ma swoje wady i mało zalet. Wynurz głowę z rejwachu przeszłości. Stamtąd jesteś, ale tam już nie ma nikogo oprócz ciebie. Rozejrzyj się i wyrzuć rzeczy, których twoje dzieci nie będą chciały odziedziczyć. W głowie zrób to samo, choć to znacznie trudniejsze” – mówi bohater w rozdziale otwierającym tom.
Mikołaj Grynberg przyzwyczaił nas do dokumentalnych tekstów o Zagładzie i jej skutkach, a tym razem dostajemy oszczędną prozę. Jak przyznaje autor, kiedyś był gadatliwy, z wiekiem coraz bardziej ceni zwięzłość. (Dlatego i recenzja jest oszczędna, bo nie ma co się wymądrzać nad mądrą książką, lepiej ją po prostu przeczytać.) Ale to proza oszczędna tylko w słowach i formie, a nie w emocjach. To ciągle osobista historia. Jak pisarz powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: – To nie jest książka dokumentalna. Jest bardzo autobiograficzna, ale nie dokumentalna. Będę co jakiś czas się o to upominał. Być może szansa opowiedzenia tych historii jest dla bohatera sposobem na pożegnanie się z nimi. Jednak nie mam pewności, że tak zadziała, że jak je opowiem, to będę je miał z głowy. Próbuję. Ale wiem już na pewno, że otworzyły mi się w głowie drogi do wielu zapomnianych historii z mojego życia. Mógłbym dalej pisać tę książkę. Więc raczej coś się otworzyło, niż zamknęło. Przynajmniej na razie.
Mikołaj Grynberg, „Poufne”, Wydawnictwo Czarne
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.