Czy czytanie horoskopów można porównać do oglądania Netfliksa? Jak wychowanie w ezorodzinie przygotowuje do życia w survivalowych warunkach? Czym magiczne kamienie różnią się od świętych obrazków i co wróżka ma wspólnego z księdzem i psychologiem? Oto czego się dowiedziałam, zanurzając się na kilkanaście dni w ezoteryczny świat kart, kosmogramów, wróżb i amuletów.
Wróżka Adriana, córka sławnych astrologów Gaba Krzyżanowska, horoskopiara Marysia, tarocistka Natalia i zbieraczka magicznych kamieni Magda. To właśnie od nich czerpałam wiedzę o tarocie, kartach i wróżeniu z gwiazd. Na kilkanaście dni zanurzyłam się w ich ezoterycznym świecie, starając się odpowiedzieć na pytania: Czego we wróżbach szukają Polacy? Co uzależniającego jest w tarocie? I czemu to, czego nie da się objąć rozumem, aż tak nas ekscytuje?
Tomasz Kwaśniewski w książce „W co wierzą Polacy? Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch…” powołuje się na badania, które na zlecenie kanału CI Polsat zrobiła firma SW Research. W badaniu z 2017 r. „Świat nadprzyrodzony oczami Polaków” wzięły udział 2244 osoby. Wśród nich 38 proc. kobiet i 28 proc. mężczyzn przyznało się do doświadczeń typu jasnowidzenie, telepatia i prekognicja. Co czwarta osoba twierdzi, że doświadczyła spotkania z duchem. Prawie połowa badanych wierzy w cuda. Polacy czytają horoskopy, chodzą do wróżek, na potęgę kupują książki o stawianiu tarota. Dlaczego?
Marysia: „Jestem dość racjonalną horoskopiarą”
Maria czyta kilka horoskopów dziennie. – Niektórzy zaczynają dzień od scrollowania Facebooka, ja od horoskopów – mówi i wylicza strony i magazyny, z których korzysta. Radiozet.pl, Gazeta.pl, Dziennik Łódzki, Gazeta Pomorska. Od roku obserwuje profil instagramowy „Spokojnie, to tylko astrologia” prowadzony przez filozofa i astrologa. Szuka horoskopów na konkretny dzień, ale także tych miłosnych na nadchodzący tydzień.
– Czytałaś pisemko „Witch” w dzieciństwie? No właśnie, ja też. Chyba od tego się zaczęło moje zainteresowanie gwiazdami, magią. Potem oglądałam seriale o wróżkach, zaczęłam też kupować magazyn o tym samym tytule. Dzięki tego typu pismom dowiedziałam się, czym są horoskopy, ale też jakie zioła mają właściwości lecznicze. Jest w tym coś ekscytującego – tłumaczy Maria.
Marysia zauważa, że coraz więcej kobiet przestaje się wstydzić tego, że są „zodiakarami” czy „horoskopiarami”. Gdy miała Tindera, dziewczyny, na które trafiała bardzo często w swoich profilach, pisały o swoim znaku zodiaku i ascendentach. Sama traktuje horoskopy z przymrużeniem oka i mówi, że zdaje sobie sprawę z tego, że część z nich piszą studenci zatrudniani przez redakcję na staż. Mimo wszystko – znajduje w nich motywację i ukojenie.
– Większości horoskopów nie piszą astrolodzy. Często są to coachingowe, ogólne rady typu: »Dziś jest dobry dzień na dyplomatyczne rozwiązanie problemów w pracy« albo »Gdy wrócisz do domu, zadbaj o siebie i swoich bliskich«. Nie trafiłam na horoskop, który przepowiedziałby nieszczęście. Maria chwilę zastanawia się, gdy pytam o to, co daje jej czytanie o swojej przyszłości i dlaczego tak wiele osób z tego korzysta. – Ludzie szukają czegoś, żeby złapać grunt pod nogami. Czegoś się przytrzymać. Mi ta codzienna dawka horoskopów dodaje otuchy. Motywuje do tego, by działać i zmieniać się na lepsze. Wiesz, jestem wagą, a moje najlepsze przyjaciółki to jednocześnie moje astralne siostry – także Wagi. Czy to przypadek? – pyta retorycznie.
Gaba: „Moje dzieciństwo to kosmogramy, chodzenie po ogniu i budowanie tipi”
Gaba Krzyżanowska chodzi boso. Wszędzie i prawie zawsze – od marca do grudnia. Już jako dziecko umiała rozstawić pełnowymiarowe tipi, w którym można mieszkać. Wie, jak zbudować sweat lodge, czyli szałas potów. Shinrin yoku (kąpiele leśne), leżenie na mchu i przebywanie pośród drzew są dla niej naturalnym sposobem na uporządkowanie myśli. Zna się na ziołach, chwastach, kwiatach i ma doskonałą orientację w terenie. Rodzice Gaby od lat 80. zajmują się astrologią. Jej tata, Wojciech Jóźwiak, od wielu lat prowadzi blog Taraka i jest założycielem Akademii Astrologii. Z jego nauk korzystają polscy przedsiębiorcy, celebryci, aktorzy, politycy. Przychodzą, żeby nauczyć się czytać przyszłość dla samych siebie i swoich konkurentów.
– Jednym z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa jest widok porozrzucanych ręcznie kreślonych kosmogramów. Wszędzie te wielkie koła horoskopów i tablice efemeryd. Dziwne znaczki na kartkach i skupieni na tych kartach rodzice.
Kolejnym wspomnieniem Gaby jest tata stojący na głowie. Ćwiczył jogę już na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy była ona w Polsce zupełną nowością. Przez wiele lat prowadził warsztaty szamańskie. Jego córka pamięta wykopane w ogrodzie groby, w których nocowali uczestnicy warsztatów, rozżarzone ścieżki do chodzenia po ogniu, zapach piołunu i dźwięk bębnów.
– Dziecko traktuje to jak coś normalnego. Rano przy śniadaniu opowiadaliśmy swoje sny, a rodzice mówili, co ciekawego wyczytali z gwiazd. Czy dzień będzie dla kogoś z nas trudny albo pełen zaskakujących wydarzeń. Wiedziałam, że nie wyrastam w standardowym domu, choćby dlatego, że rodzice pracowali zdalnie, co było wtedy ewenementem. Wiele wyniosłam z domu. Na przykład przeświadczenie, że więcej o świecie nie wiemy, niż wiemy. Że ziemi nie trzeba czynić sobie poddaną, ale z pokorą ją obserwować, a w przyrodzie się zatapiać, a nie z nią walczyć. Że warto szukać ścieżek poza schematami. A w wymiarze praktycznym: jak sprawnie rozpalić ogień i przyrządzić na nim potrawy. Najlepsze danie, jakie jadłam w życiu, to żurek przygotowany na ognisku, z warzyw dzikich i ogrodowych.
Gaba nie zawsze zgadza się z rodzicami. Sama nazywa siebie sceptyczką. Astrologię, horoskopy i tarot wrzuca do tego samego worka, co wiarę i religię. Gdy choruje, nie sięga po homeopatię, gdy poznaje nowych ludzi, nie pyta o datę urodzenia. Nieudowodnione teorie jej nie interesują.
– Tajemnic szukam w przyrodzie, to ona jest źródłem mojej duchowości – uściśla.
Gdy pytam o to, czy ma coś rodzicom za złe, kręci głową. Jest z nich dumna i podziwia ich racjonalizm: że podchodzą do astrologii nie tylko z pasją i profesjonalizmem, ale i ostrożnością. Mają świadomość, że nie zawsze działa, albo odwrotnie: że działa za bardzo, przez to, że ludzie tak bardzo chcą wierzyć we wpływ gwiazd. Nie można przepowiadać przyszłości bez silnego poczucia odpowiedzialności.
– To co nie jest jasne i skrywa tajemnice, jest też niesamowicie uzależniające, ekscytujące. Nie dziwię się, że to wkręca ludzi. Astrologia ponadto skłania do studiowania samego siebie, do wykonywania pracy psychologicznej. Może być taką ścieżką do równowagi: są siły, na które nie mamy wpływu, z którymi nie warto walczyć, ale też obszary, w obrębie których jesteśmy sprawczy.
Córka astrologów nie czyta horoskopów, ale potrafi odróżnić ten napisany przez prawdziwego astrologa od sklejonych na prędce zdań redaktora portalu. Jej brat również został astrologiem, ona zdecydowała się pójść zupełnie inną drogą.
– Jestem rolniczką, pszczelarką, pisarką, mam 8,5 hektara, urodziłam córkę, która też chodzi boso. Rodzice nie zawsze są zadowoleni z moich życiowych wyborów. Nie wiem, czemu. Może nie zgadzam się im z przyszłością, którą wyczytali w gwiazdach?
Natalia słyszy: „Tylko nie powiedz mi, że za chwilę umrę”.
Od ośmiu lat stawia tarota. Zaczęła, gdy rozstała się z chłopakiem i wpadła w depresję. Wtedy też odkryła, że w jej rodzinie kobiety mają – jak to określa – niestandardowe zdolności. Babcia potrafiła wróżyć z chmur. Przepowiadała śmierć mieszkających w okolicy sąsiadów. Natalia pamięta, jak babcia powiedziała, że „sąsiad z czerwonym dachem jutro się nie obudzi”. Nazajutrz sąsiad umarł. – Robiła cuda z roślinami, potrafiła przygotować maści na każdą dolegliwość. Miała też niesamowitą relację ze zwierzętami. Uwielbiały ją psy, koty, na ramionach siadały ptaki. Była oderwana od rzeczywistości – wspomina Natalia. Jej mama została swatką. Postanowiła wykorzystać swoją moc i otworzyła biuro matrymonialne. Podobno trafia w stu procentach i połączyła już setki par. A sama Natalia? – Mam w sobie bardzo dużo empatii i zdolność w stawianiu tarota. To on mi otworzył oczy. Tarot to potężna biblioteka wiedzy o wszystkim.
Natalia tarota stawia koleżankom, ale także znajomym znajomych – za opłatą. Sesja odbywa się online, trwa około godziny i kosztuje 150 zł. Z kart wróży także sobie. Podczas niektórych miesięcy – nawet codziennie. – Tarot to mój Netflix. Gdy zaczynam nowy związek – stawiam tarota. Gdy mam gorszy nastrój i jestem niespokojna – stawiam tarota. Dla osób skłonnych do uzależnień to może być pułapka. Łatwo jest wykorzystać jego energię – ostrzega.
Po każdej sesji tarota Natalia musi zjeść coś słodkiego – ciastko, jedną drożdżówkę, czasem dwie. Mówi, że praca z kartami pochłania tyle energii, ile przebiegnięcie pięciu kilometrów. O tarocie mówi jak o osobie – „on”. Dowiaduję się, że tarot może mieć swoje humory, że każda talia ma swoją osobowość i może złośliwie kłamać. Trzeba umieć opanować karty i wczuć się w nie całym umysłem. – Jest jak dziennik Toma Riddle’a z „Harry’ego Pottera” – żartuje. Ludzie pytają Natalię o miłość, o pracę i pieniądze. Ostatnio pojawiły się pytania o to, czy warto zachodzić teraz w ciążę oraz czy dostanie się podwyżkę. – To chyba takie inflacyjne pytania – śmieje się Natalia i za chwilę poważnieje. Bo jest jeszcze jedna pojawiająca się ostatnio u klientów prośba: „Tylko nie powiedz mi, że za chwilę umrę”.
Magda: „Ja zbieram kamienie, ty święte obrazki. Co za różnica?
Zbierająca różnego rodzaju kamienie energetyczne Magda już na samym początku naszego spotkania przechodzi do sedna. – W ezo dużo mnie wkurza. Wkurzają mnie bioenergoterapeuci, którzy twierdzą, że wyleczą raka. Wkurzają mnie handlarze bublami. Zresztą, wahadełka, talizmany wrzuciłabym do tego samego worka, co różańce. Ludzie obwieszają się nimi, przyczepiają do lusterek samochodów, żeby chroniły ich przed złem. Jak dyndający przedmiot ma przed nim ochronić? To jest ucieczka przed braniem odpowiedzialności za własne życie. Mnie kamienie uspokajają. Lubię na nie patrzeć, kolekcjonować, czerpię z nich pozytywną energię. Nie wiem, czy naprawdę ametyst wpływa na brak huśtawek nastroju, a awenturyn podnosi pewność siebie. Ale gdy trzymam je w dłoni i czytam o tym, jakie wibracje powinny wywołać – czuję się lepiej. I mi to wystarczy. Magda uważa, że ludzie przesadnie zafiksowani na magii i bioenergetyce robią zły PR tym, dla których odrobina czarów pozwala na bycie lepszym człowiekiem. Opowiada o wyczuleniu na szczegóły, ćwiczeniu uważności, zwolnieniu. – Gdy w każdej małej rzeczy widzisz coś niezwykłego, żyje ci się lepiej, pełniej – mówi, dając mi na pożegnanie hematyt zwiększający siłę woli. Nie wiedziałam, gdzie go położyć, więc włożyłam go do szafki ze słodyczami. A nuż zadziała.
Adriana: „Wróżka to, wie pani, trochę jak ksiądz i psycholog”
Znajoma na wieść o tym, że idę do wróżki po to, żeby na własnej skórze przekonać się, jak wygląda sesja tarota, kazała mi najpierw zrobić sobie kąpiel z czarciego żebra. Nie wiem, czym takie żebro jest, więc sprawdzam w sieci. Pod makabryczną nazwą okazuje się kryć całkiem miła dla oka roślina – ostrożeń warzywny, znany ponoć w medycynie ludowej od setek lat jako zioło chroniące przed urokami i klątwami. – Weź sobie wsyp tego żebra trochę albo się nim natrzyj, nie idź taka goła, nieprzygotowana do niej. Nigdy nie wiadomo – ostrzega. Z ciekawości szukam w Google'u, jak taka kąpiel ma wyglądać. Trafiam na artykuł z dokładną instrukcją, pod którym internautka ZANETKS na pytanie: „Dzień dobry, a jak ktoś ma tylko prysznic?”, otrzymuje odpowiedź, że – niestety – do zastosowania czarciego żebra konieczna jest wanna, co dla mnie – jako posiadaczki prysznica – stanowiło argument ostateczny. Idę goła.
Okrągły stół, dwie talie kart – cygańskie i tarot. Zero świec, kadzideł, na jedynym regale znajdującym się w salonie – trzy drewniane figurki afrykańskie, sporo roślin, kilka porcelanowych kotów. Siadamy. Pani Adriana ma orientalną urodę, przenikliwe spojrzenie i rozbraja mnie na dzień dobry. – Data urodzenia. Okej. Z pani jest nerwus, pani się łatwo wyprowadza z równowagi. Problem z emocjami? Praca w kulturze, stabilny związek, jakieś uzdolnienia artystyczne? Niech pani tak nie kiwa głową, nie potakuje ciągle, proszę prosto siedzieć, przed panią dużo pracy w życiu, jak pani się tak będzie kiwać, to nic pani nie osiągnie. – wylicza. Z jej mieszkania wychodzę ze spiętą szyją od powstrzymywania kiwania głową i garścią rad: mniej stresu, więcej ruchu, ciężka praca popłaca. Wiążąc buty przed wyjściem, zagaduję: – A mężczyźni też do pani przychodzą? – Kochana, mnóstwo! – słyszę – Mężczyźni wolą iść do wróżki niż do psychologa. Otwierają się przede mną, nie boją przyznać do romansu, szukają prostych odpowiedzi. Pytają o to samo, o co kobiety – o związki, pracę, choroby. Przychodzą celebryci, politycy. Moja koleżanka – wróżka, przyjmuje prawie samych polityków. Polecają sobie ją nawzajem. Przychodzą też ci z partii konserwatywnych, więc śmiejemy się, że jak trwoga, to do wróżki. Bo wróżka, to wie pani, trochę jak ksiądz i psycholog w jednym. Więc już niech pani lepiej nie wypytuje, bo mnie też obowiązuje tajemnica spowiedzi.
Niebezpieczeństwa i wróżby w sieci
W internecie ogłoszeń wróżek jest mnóstwo. Gdy zostaję przyjęta do zamkniętej, facebookowej grupy „Wróżki, wróżbici… Bezpłatne ogłoszenia świadczących usługi ezoteryczne” zalewa mnie fala ofert. Wróżba przez Messengera – odpowiedź na jedno pytanie (20 zł), na trzy pytania (50 zł), oczyszczanie wahadełkiem z negatywnych energii (150 zł), analiza i interpretacja snów (60 zł) i tym podobne. Poza ogłoszeniami na grupie znajduje się też kilkanaście filmików bioenergoterapeuty, który – tak jak wspominała Magda – twierdzi, że umie wyleczyć raka, a także trochę treści antyszczepionkowych. Decyduję się na wysłanie wiadomości z jednym pytaniem („Ile pan zarabia w ciągu miesiąca na wróżeniu ludziom?), robię wróżowi przelew blikiem na 20 zł, ale odpowiedzi nie otrzymuję.
Zbierająca kamienie Magda poleciła mi przyjrzeć się także sklepom z akcesoriami magicznymi. Trafiam na sklep o sugestywnej nazwie Czarymary.pl, w którym wśród bestsellerów znajduje się Świeca Anioła Stróża (28 zł), Sotis – Talizman Aniołów reklamowany jako jeden z najpotężniejszych talizmanów na świecie (99 zł) oraz wahadełko podstawowe, które – według producenta – jest spolaryzowane dodatnio, więc nie emituje negatywnej energii. Wahadełko kosztuje 45,60 zł, a pani Iwona G. pisze o nim w komentarzu tak: „Wahadełko ładne, ale chyba trochę za ciężkie, ale dopiero zaczynam przygodę, więc zobaczymy. Szybka wysyłka”. Na stronie sklepu można zamówić także portret numerologiczny (250 zł), zadać kilka pytań astrologowi (150 zł), a nawet zamówić osobisty talizman runiczny (276 zł). Trafiam też na czarcie żebro, czyli herbatkę z ziela ostrożenia. Przez chwilę korci mnie, żeby dodać je do koszyka. Kosztuje tylko pięć złotych, ale ostatecznie rezygnuję. Albo przestałam bać się wróżek, albo mój sceptycyzm wziął górę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.