Znaleziono 0 artykułów
07.02.2020

Taylor Swift: Dorastanie do aktywizmu

Taylor Swift na rozdaniu nagród MTV VMA w 2019 roku (Fot. Getty Images)

Z filmu dokumentalnego „Miss Americana” Lany Wilson, który miał premierę na Sundance, a teraz można go oglądać na Netfliksie, dowiadujemy się, że ulubienica Ameryki zmagała się z zaburzeniami odżywiania, molestowaniem seksualnym i hejtem. Ale żeby wydorośleć musiała przede wszystkim pokonać samą siebie.

Mówię ci, że będziemy ten wieczór wspominać tak, jakbyśmy były na jednym z występów Madonny z trasy „Blond Ambition” – powiedziała mi przyjaciółka, z którą pojechałyśmy na koncert Taylor Swift do Kolonii w 2015 r. Miałyśmy po 31 lat. O pięć więcej niż gwiazda, która w Europie promowała wtedy wydany rok wcześniej album „1989”. Razem z dziesiątkami tysięcy innych fanów śpiewałyśmy każdą linijkę tekstu razem z nią. Na sali pojawiłyśmy się kilka godzin wcześniej po to, by stanąć jak najbliżej barierki. Widziałyśmy z bardzo bliska długie, szczupłe i idealnie gładkie nogi Swift. W cekinowym body eksponowała wyćwiczone ciało, do złudzenia przypominające sylwetki supermodelek z jej squad – Gigi Hadid, Marthy Hunt czy Karlie Kloss. Włosy ścięte na boba, czerwona szminka, brokatowe powieki – wizerunek TayTay był tak ostry, jakby chciała za wszelką cenę odciąć się od słodkiej dziewczynki, którą była na początku kariery. Jej spojrzenie nie było już rozmarzone tylko zawzięte. Nie było też śladu po blond lokach, sukienkach na ramiączka i kowbojskich botkach, które nosiła za czasów swojego pierwszego przeboju. „Tim McGraw” z 2003 r., który znalazł się na jej debiutanckiej płycie, opowiadał o rozstaniu zakochanej nastolatki z chłopakiem. Już wtedy Taylor pisała piosenki wyłącznie o sobie, miłości i złamanym sercu. Zanim jej głos można było usłyszeć w lokalnej rozgłośni radiowej w stolicy country, Nashville, napisała 500 innych piosenek.

Na rozdaniu nagród American Music Awards w 2019 roku (Fot. Getty Images)

W filmie dokumentalnym „Miss Americana”, opowiadającym o dorastaniu gwiazdy na oczach wyznawców i hejterów, reżyserka Lana Wilson pokazuje, z jaką łatwością Swift pisze teksty i muzykę. Wystarczy, że usiądzie do pianina, a już płyną dźwięki. Wystarczy, że sięgnie po telefon, a już zapisuje teksty balansujące na granicy między dziewczyńskim pamiętnikiem a popową poezją. Wystarczy, że otworzy usta, a już czystym głosem śpiewa. Tę właściwą wyłącznie geniuszom lekkość tworzenia miał też Elton John. Gdy dotykał klawiszy, rodził się przebój.

W Kolonii byłam jedną z tych, którzy przyszli pod scenę, żeby wyznać miłość Taylor Swift. A ona przyjmowała hołdy, owacje na stojąco i łzy wzruszenia, jakby z każdą chwilą jej gwiazda świeciła coraz jaśniej. Miała pełne prawo do dumy. Jak mówi w „Miss Americanie” Jack Antonoff, przyjaciel, producent i współtwórca niektórych przebojów Swift: – Nikt nie pracuje tak ciężko jak ona. A na pewno nikt, kto jest tak dobry. Na szczyt wyniósł więc dziewczynę z Nashville (oryginalnie z Pensylwanii, ale jej rodzice przenieśli się do Tennessee, żeby córka mogła spełnić marzenie o karierze w country) perfekcjonizm. Cena, którą zapłaciła za pragnienie doskonałości, była jednak wysoka.

Obserwując Swift pięć lat temu, mogłam tylko podejrzewać, że rozmiar XXS, który nosiła, był okupiony większymi wyrzeczeniami niż codzienne ćwiczenia na siłowni. Domyślałam się, że choreografia, scenografia i scenariusz koncertu nie powstały spontanicznie na potrzeby kolońskich fanów. Zaczynała mnie też irytować poprawność Taylor – zawsze grzeczna, zawsze miła, zawsze skromna.

Z Joe Alwynem (Fot. Getty Images)

W „Miss Americanie” Swift potwierdza, że do niedawna poczucie pewności siebie czerpała z pochwał. – Chciałam być dobrą dziewczynką. Tylko to się dla mnie liczyło – mówi do kamery w pierwszych scenach. A potem opowiada o tym, jak odnalazła siebie dopiero wtedy, gdy przestała tak bardzo się starać. Wspomina momenty, które otworzyły jej oczy na mechanizmy działania polityki, show-biznesu i sławy.

W 2009 r. dostała nagrodę MTV VMA za teledysk do „You Belong With Me”. Wtedy na scenę wdarł się Kanye West, wyrwał jej mikrofon i ogłosił, że statuetka należy się Beyoncé. Swift straciła złudzenia – zrozumiała, że im wyżej sięgnie, tym mniej osób będzie trzymać za nią kciuki. I tym częściej usłyszy, że jest „cwaniarą”, „kłamczuchą” albo „zdzirą”. A w najlepszym razie, że to, co robi, jest „nieprawdziwe”, „wykalkulowane”, „tandetne”. Wtedy zacisnęła zęby, uznając, że udowodni swoją wartość coraz lepszymi płytami. Ukoronowaniem jej kariery miało być rozdanie nagród Grammy w 2016 r., gdy triumfował album „1989”. – Nigdy nie czułam się tak samotna. Zrozumiałam, że wspięłam się na szczyt sama. I że nie mam z kim dzielić się radością – mówi Lanie Wilson.

W 2009 roku na MTV VMA (Fot. Getty Images)

Wtedy uciekła. Przez rok nie pokazywała się publicznie. Separując się od świata, spotkała brytyjskiego aktora Joe Alwyna (zagrał m.in. w „Faworycie”). Są razem od ponad trzech lat, ale bardzo rzadko pojawiają się publicznie. W filmie raz słychać jego głos, raz widać sylwetkę, gdy obejmuje Swift po koncercie. – Podjęliśmy decyzję, że nasza miłość należy tylko do nas – tłumaczy przed kamerą Swift. Gdy odnalazła już harmonię w życiu osobistym, przyszedł czas na trzecią próbę. Dopiero ona pozwoliła Swift dorosnąć.

W 2013 r., podczas trasy koncertowej płyty „Red”, 23-letnia wówczas gwiazda padła ofiarą molestowania seksualnego. Radiowiec David Mueller włożył jej rękę pod spódnicę, by dotknąć jej pośladków. Gdy stracił pracę, pozwał Swift o pomówienie. Ona odpowiedziała pozwem. W 2017 r. w sądzie w Denver wygrała. Jego uznano winnym molestowania. – Uwierzono mi. Ale nie mogę przestać myśleć o tych tysiącach kobiet, którym nie uwierzono – mówiła potem Swift przez łzy. Od osobistego doświadczenia zaczęło się polityczne przebudzenie gwiazdy.

Wcześniej nigdy nie zdradziła, na kogo głosuje, w co wierzy i komu sprzyja. Jak na grzeczną dziewczynkę przystało, próbowała pozostać bezstronną. Aż Marsha Blackburn – republikanka, która otwarcie mówi o swojej niechęci do mniejszości etnicznych, religijnych i seksualnych, wystartowała na senatorkę z Tennessee – rodzinnego stanu Swift. Chociaż sprzeciwiali się temu doradcy gwiazdy, w tym jej ojciec, Swift na Instagramie wyraziła jednoznaczne poparcie dla demokratów. Dzięki temu kilkadziesiąt tysięcy osób więcej wzięło udział w wyborach. Mimo Swift lift, jak wpływ wokalistki na wyniki określiły media, Blackburn wygrała. – Następnym razem się nie damy – mówi w filmie Taylor, podkreślając, że nikt już nigdy nie zamknie jej ust.

Gdyby na chwilę zapomnieć, że oglądamy film o największej gwieździe pop, „Miss Americana” mógłby posłużyć za biografię niemal każdej trzydziestolatki. Takiej, która nie chce już przepraszać za swój sukces. Takiej, która odnalazła prawdziwą miłość po wielu nieudanych związkach (o licznych byłych chłopakach Taylor z dokumentu się jednak nie dowiemy). Która mierzy się z chorobą matki (Andrea Swift zmaga się z rakiem). Która sama matką jeszcze zostać nie chce, ale kocha swoje koty (Taylor ma nawet specjalny plecak, w którym Olivia i Meredith podróżują). Ale przede wszystkim takiej, która jest nareszcie gotowa, żeby stawić czoło patriarchatowi.

Podczas koncertu w ramach trasy „Reputation” (Fot. Getty Images)

Nie ma dobrej spowiedzi bez rachunku sumienia. Ale Taylor dopiero uczy się przyznawać do błędów. W filmie nie zobaczymy, że ekranizacja musicalu „Koty”, w której zagrała Bombalurina, została zmiażdżona przez krytyków. A wydany w minionym roku album „Lover”, nad którym pracowała podczas powstawania „Miss Americany”, zebrał mieszane recenzje. Wyśmiewano się z premierowego singla „ME!”, a zwłaszcza teledysku z jednorożcami, różowymi chmurami i kotami, który miał być „emanacją wszystkiego, co siedzi w wyobraźni” Swift. Dla Taylor „Lover” pozostaje jednak sukcesem. Nie byłaby sobą, gdyby w tytułowym utworze nie opowiedziała o ukochanym, Joe Alwynie. Ale reszta piosenek to jej manifest polityczny. „You Need To Calm Down”, do którego teledysk z udziałem m.in. chłopaków z „Porad różowej brygady” zdobył laury, to jej wyraz poparcia dla społeczności LGBTQ. Śpiewa też o tym, że młodzi mają głos. I że tylko ten głos pozwoli obalić „rasistów i homofobów”, jak nazywa w filmie Marshę Blackburn.

Swift opowiada jednak w filmie nie tylko o przemianie z artystki w aktywistkę, dziewczynki w kobietę, konserwatystki w feministkę, ale analizuje mechanizmy działania show-biznesu. – Kobiety, które chcą przetrwać w tej branży, muszą wciąż na nowo się przeobrażać. Po to, żeby fani widzieli wciąż nową, młodą, świeżą twarz – mówi z przenikliwością antropolożki kultury. Przyznaje też, że kiedyś godziła się z zasadami wymyślonymi przez białych, bogatych mężczyzn, którzy każą dziewczynom być albo dziwkami, albo Madonnami. – Mamy stanowić dla fanów wyzwanie, ale nie wykraczać poza schemat, bo jeszcze mogliby poczuć dyskomfort – dodaje Swift.

„Miss Americana” ma być gestem zrzucenia jarzma – oceny innych, poprawności politycznej, własnego wizerunku. Ale ostateczna emancypacja nie następuje. Taylor, może sama o tym nie wiedząc, pozostaje niewolnicą oczekiwań. Choć chciałaby się widzieć na końcu drogi, „Lover”, zaangażowanie polityczne i feminizm to tylko kolejne maski. Dzisiaj wypada być aktywistą, więc Taylor została aktywistką. Dziś trzeba bronić praw kobiet, migrantów i społeczności LGBTQ, więc Taylor to właśnie robi. W zgodzie ze sobą, ale wciąż nie dość na kontrze.

Anna Konieczyńska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Taylor Swift: Dorastanie do aktywizmu
Proszę czekać..
Zamknij