TBA to skrót od „to be announced”, ponieważ nowa galeria sztuki współczesnej w Warszawie będzie pokazywać młodą sztukę, która jeszcze nie została zauważona i należycie doceniona. TBA inauguruje wystawa ukraińskiej twórczyni Kateryny Lysovenko. Artystka oraz założyciel galerii, Petro Vladimirov, opowiadają nam o otwarciu i przyszłości TBA.
Otwarcie nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej stało się wydarzeniem na skalę międzynarodową. Świadczy to o prężnych działaniach polskiego środowiska artystycznego. Warszawa przyciąga i kusi polską sztuką, ale także otwarciem na sztukę pozostałej części wschodniej Europy. Bardziej niż kiedykolwiek doceniliśmy też bliskość naszych ukraińskich sąsiadów. Okazało się, że sztuka ukraińska jest pełna ciekawych postaw twórczych, szczególnie teraz zaangażowanych i bezkompromisowych, ale też bardzo poetyckich. Od 2022 roku pojawiło się wiele wspólnych inicjatyw, zaproszenie ukraińskich galerii do jednej z edycji Warsaw Gallery Weekend czy projekt „Druh Druha”, podczas którego kilkanaście warszawskich galerii otworzyło w tym samym czasie wystawy ukraińskich osób artystycznych. Teraz przyszedł czas na galerię łączącą sztukę polską ze sztuką wschodu w Warszawie, którą w październiku otworzył Petro Vladimirov. Zainicjował działalność galerii wystawą Kateryny Lysovenko, której pracę można też podziwiać w nowym budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Obrazy Lysovenko korespondują z muralami w MSN i, podobnie jak większość jej prac, stanowią nostalgiczną opowieść przesyconą symbolami i wątkami autobiograficznymi.
Petro, czy możesz opowiedzieć o sobie?
Petro Vladimirov: Urodziłem się w Ługańsku, mieście na wschodzie Ukrainy, okupowanym od 2014 roku. Ługańsk przypomina trochę charakterem miasta śląskie, bo podobnie jak tam, cały region jest górniczy. Jednocześnie w XX wieku Ługańsk był miejscem, w którym rozwijały się awangardowa sztuka i architektura. Kopalnie i przemysł ciężki kojarzyły się z surową pracą, a do Donbasu często zsyłano dysydentów oraz ludzi o twórczym umyśle, którzy nie chcieli angażować się w socrealizm. Przez ostatnie 100 lat Ługańsk stał się miastem wymuszonej obecności inteligencji artystycznej.
Okres mojej wyprowadzki z Ługańska do Kijowa nałożył się na czas przemian związanych z Euromajdanem, kiedy sztuka krytyczna znów stała się popularna. Wtedy na pierwszym planie byli artyści, którzy zyskali międzynarodową sławę po 2004 roku, tacy jak Nikita Kadan, Zhanna Kadyrova, R.E.P. Group. Zapisałem się na kurs sztuki współczesnej, organizowany przez Method Fund. To inicjatywa stworzona przez Ladę Nakoneczną oraz Katerynę Badianową, mająca na celu wspieranie i rozwijanie współczesnej sztuki oraz kultury w Ukrainie poprzez realizację projektów naukowych, edukacyjnych i wystawienniczych. Szybko się z nimi zaprzyjaźniłem i zacząłem angażować się w projekty artystyczne, kuratorować wystawy i czasem sam brać w nich udział. Method Fund miało wpływ na kształtowanie następnego pokolenia artystów.
W tamtym czasie w Ukrainie brakowało silnych instytucji artystycznych, a żaden uniwersytet nie kształcił kuratorów. Artyści przyzwyczaili się więc do samodzielnego organizowania wszystkiego – od koncepcji po logistykę wystaw. Jednocześnie Ukraina stała się interesującym kierunkiem dla międzynarodowych kuratorów. Można tu wspomnieć o pierwszym Kyiv Biennale, kuratorowanym przez Georga Schöllhammera oraz Hedwig Saxenhuber w 2015 roku, czy przyjeździe Adama Szymczyka na research dla Documenta 14.
Jak znalazłeś się w Polsce?
P.V.: Poszedłem na Wydział Architektury na Politechnice Wrocławskiej, ponieważ zdecydowałem się zrobić krok w stronę architektury. Zawsze interesowało mnie napięcie między sztuką a przestrzenią i pomyślałem, że to będzie dobry kierunek rozwoju.
To z działalnością dotyczącą przestrzeni i architektury najpierw związałeś swoją zawodową działalność w Polsce – od kilku lat prowadzisz w Warszawie Fundację BRDA. Czym zajmuje się fundacja?
P.V.: Fundację tworzymy wspólnie z Zofią Jaworowską, która ma doświadczenie w działaniach społecznych, a obecnie pełni też funkcję radnej Mokotowa. Dziś fundacja BRDA zajmuje się, najogólniej mówiąc, tworzeniem gospodarki obiegu zamkniętego w sektorze budowlanym. W praktyce oznacza to realizowanie projektów związanych z odzyskiwaniem materiałów budowlanych oraz wyposażenia biurowego. Jednak naszym pierwszym wspólnym działaniem był projekt OKNO, który był odpowiedzią na wojnę w Ukrainie. Będąc w Polsce, chcieliśmy pomóc osobom, które zostały w Ukrainie, jednak zależało nam na tym, aby odpowiedzieć na realne zapotrzebowanie. Przeprowadziliśmy research i dowiedzieliśmy się, że w Ukrainie, zwłaszcza po zniszczeniach spowodowanych bombardowaniami, brakuje okien, ponieważ nie ma tam ich lokalnej produkcji. Zdecydowaliśmy się je zbierać. Polska jest największym eksporterem okien w Unii Europejskiej i wykorzystaliśmy ten fakt, aby zorganizować transport okien do Ukrainy przez różne organizacje non profit. Do tej pory wysłaliśmy ponad dwa i pół tysiąca okien.
Moje kontakty w środowisku artystycznym i znajomości z kuratorami sprawiły, że zaczęto zapraszać nas z tym projektem na różne wystawy. Wykorzystywaliśmy przestrzenie wystawowe, aby zbierać okna w różnych miejscach i wysyłać je do Ukrainy. Zwieńczeniem tego projektu był nasz pawilon na London Design Biennale w zeszłym roku, zorganizowany przy wsparciu Instytutu Adama Mickiewicza. Otrzymaliśmy za niego główną nagrodę.
Zwycięstwo na Biennale Designu w zeszłym roku wywarło na mnie ogromny wpływ, ponieważ zrozumiałem, że nasze wystawy i projekty mogą być prezentowane na międzynarodowym poziomie. To wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że chciałbym otworzyć galerię.
Czyli postanowiłeś wrócić do sztuki, ale tym razem w Polsce. Czym sytuacja środowiska artystycznego w Polsce różni się od tej w Ukrainie?
P.V.: Moim zdaniem w ciągu ostatnich kilku lat poziom życia artystycznego i aktywność społeczności znacznie wzrosły. Polska przez ostatnie 30 lat zdołała stworzyć instytucje sztuki, które stały się nie tylko miejscami prezentowania dzieł sztuki, lecz także centrami badań i pracy kuratorskiej. Tutaj aktywnie rozwija się współpraca międzynarodowa, która wychodzi poza ramy Europy.
Przez ostatnie 10 lat, mieszkając w Polsce i innych krajach Europy, obserwowałem rozwój ukraińskiego środowiska artystycznego, a jednocześnie uczyłem się rozumieć sztukę europejską i widzieć, jak działają różne społeczności artystyczne. Szczególnie ważny był dla mnie polski kontekst. W Polsce wiele się zmieniło, co widać choćby po niedawno otwartym nowym budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Scena galeryjna też bardzo się zmieniła, m.in. przez inicjatywy takie jak Warsaw Gallery Weekend.
W tym samym czasie pole sztuki w Ukrainie pozostało w dużej mierze na tym samym poziomie. Kiedy wyjeżdżałem, artyści sami organizowali wystawy, bez szczególnych zasięgów. To się prawie nie zmieniło, choć są wyjątki: PihchukArtCentre w Kijowie, który zmienił optykę na młodą sztukę, jak i krytyczne i alternatywne Kyiv Biennale. I nie jest to tylko kwestia wojny, która toczy się od 2014 roku i odciska swoje piętno na kulturze całego kraju.
Porównując te dwie rzeczywistości, zrozumiałem, że jest dużo do zrobienia na rzecz młodej sztuki w Ukrainie. I niekoniecznie trzeba być na miejscu, żeby się włączyć w jej rozwój. Przerażające było dla mnie obserwowanie, jak wielu artystów, z którymi zaczynałem 10 lat temu, nie mogło kontynuować swojej działalności z powodu braku wsparcia finansowego i instytucjonalnego. To byli wybitni twórcy i uważam, że tak być nie powinno.
Jednym z powodów, dla których zdecydowałem się otworzyć galerię TBA właśnie w Warszawie, jest wzrost instytucjonalności, który tu obserwuję. To coś, czego rzeczywiście brakuje w krajach, które mnie interesują, takich jak Ukraina, Gruzja czy Kazachstan. Tam istnieje aktywna, ale mało zbadana scena artystyczna, i właśnie z powodu braku instytucjonalnego wsparcia wielu artystów pozostaje nieznanych i nie jest prezentowanych szerokiej publiczności. Dlatego uważam, że Warszawa to odpowiednie miejsce na stworzenie galerii.
TBA – skąd pomysł na tę nazwę i co ona oznacza?
P.V.: TBA to skrót od „to be announced”. Nazwa TBA podkreśla moją wizję galerii, skupionej na pracy z młodą i wschodzącą sztuką, ponieważ są to najmniej reprezentowane grupy osób artystycznych. To one najbardziej potrzebują wsparcia instytucjonalnego, aby móc się dalej rozwijać. Ponadto sztuka zawsze wymaga świeżości, a ludzie chcą odkrywać nowe zjawiska. Idąc tym tropem, wyobrażam sobie, że główną funkcją galerii jest odkrywanie nowych artystów oraz znaczeń i kreowanie wydarzeń. Nazwa to trochę żartobliwy znak dla publiczności, że warto oczekiwać na to, co będzie dalej.
Zaczynasz prezentacją czterech osób artystycznych młodego pokolenia z Ukrainy. Jaki jest program galerii?
P.V.: Z niektórymi z moich artystów znam się od dawna, z innymi poznałem się podczas wizyt w Ukrainie już w czasie studiów. Kiedy przyjrzałem się pochodzeniu tych osób, okazało się, że Kateryna Lysovenko i Dasha Chechushkova są z Odessy, Vasyl Tkachenko z Mariupola, a Karina Synytsia z Siewierodoniecka. Tworzy to swoistą mapę artystyczną, obejmującą ukraińskie stepy.
Pomysł na takie geograficzne podejście nie był przypadkowy. Rok temu byłem w Uzbekistanie i tamtejsza sztuka współczesna zrobiła na mnie duże wrażenie. Mam też wielu przyjaciół w Gruzji i stale śledzę sztukę tego kraju. Zrozumiałem, że to zainteresowanie wschodem jest głęboko zakorzenione we mnie i odzwierciedla to, czym naprawdę się pasjonuję.
Głównym zadaniem galerii TBA jest integracja wschodniej, szerzej nieznanej sztuki w kontekście europejskim. Chcemy włączać nieznanych dotąd artystów do światowej sztuki. Pokazując ich prace w Warszawie, chcę pokazać, że mówią oni uniwersalnym językiem zrozumiałym zarówno dla polskiej publiczności, jak i kolekcjonerów.
Czy możecie opowiedzieć więcej o pierwszej wystawie?
P.V.: Pierwszą wystawą w naszej galerii była indywidualna prezentacja sztuki ukraińskiej artystki Kateryny Lysovenko, zatytułowana „Wrażliwość jako manifest”. Wystawa otworzyła się 19 października i potrwała do 3 listopada 2024 roku. Kateryna Lysovenko jest jedną z czołowych współczesnych artystek ukraińskich. Jej prace poruszają tematy transformacji i wrażliwości w burzliwych współczesnych czasach. Dzieła Kateryny były prezentowane w prestiżowych kolekcjach, takich jak Muzeum Ludwiga w Budapeszcie czy Neue Galerie w Grazu.
Lysovenko zaprezentuje nową serię obrazów i akwareli, badającą proces pojawiania się nowego życia i metamorfoz, którym ono podlega. W swoich pracach artystka przełamuje stereotypy o sztuce wojennej, która często skupia się na heroizmie i przetrwaniu. To pierwsza indywidualna wystawa Kateryny Lysovenko w Warszawie, a także inauguracja działalności galerii TBA. Wystawa w TBA zbiegła się z otwarciem Muzeum Sztuki Nowoczesnej, gdzie Kateryna zaprezentowała swoje najnowsze dzieło „Jedno życie”. Praca ta wzbogaciła kolekcję MSN, która już wcześniej zawierała kilka jej obrazów.
Kateryna Lysovenko: Wystawa składa się z kilku części. Pierwsza część to rzeczywistość, w której żyjemy, bez mitologizacji i utopijnych marzeń. Chciałam jak najprościej oddać napięcie między pojęciem ojczyzny, sowieckim konceptem kraju jako „ojczyzny”, która daje życie, ale później je odbiera, a prawem każdego człowieka do wolności.
Projekt rozpoczął się od prac, w których ziemia symbolizuje jednocześnie miejsce narodzin i coś niebezpiecznego, nieokreślonego, jak moment na granicy między narodzinami a śmiercią. To jednocześnie poród i pogrzeb. Osobiście nie lubię ideologicznych prób przekształcenia ludzkiego życia w zasób lub środek do osiągnięcia jakichś celów. W czasie wojny jest to nieuniknione, ale to nie oznacza, że nie można krytycznie tego rozważać i potępiać takich tendencji. W kilku pracach zadaję pytanie: czym są narodziny, jeśli w istocie nie należą do nikogo? To jeden z najbardziej zideologizowanych procesów dla państwa, ponieważ narodziny dzieci i reprodukcja ludności stają się sprawą społeczną. Ostatecznie niewielu ludzi zakłada rodziny, czując się „reproduktorami populacji”.
Następnie przechodzę do folkloru. Odkryciem był dla mnie jego utopijny wymiar. Folklor często rodzi się z traumy, kiedy ludzie nie mogą zaakceptować strat. Pamięć o ofiarach i stratach w folklorze często ucieleśnia się w naturze: drzewa lub rzeki stają się pomnikami. W ukraińskim folklorze na przykład dużą rolę odgrywają rusałki i mawki – polne demony, które zwabiają ludzi w samotne miejsca, by łaskotać ich na śmierć. Te postaci często związane są z legendami o dziewczynach, które wolały się utopić, aby uniknąć niewoli. W ten sposób stawały się częścią szczególnej „społeczności” – rusałek, które również mogły się mścić. Interesuje mnie to, że ludzie w istocie się nie zmieniają i wiele idei, które wydają się nowoczesne i postępowe, jak na przykład sprzeciw czy utopia jako krytyka rzeczywistości, pojawiło się setki lat temu.
W trzeciej części wystawy dążę do przywrócenia prawa do własnego ciała. To prawo nie jest związane z ideologią czy narodowością, jest inherentne dla samego ciała. Zwracam uwagę na próby ideologii zawłaszczenia pewnych aspektów życia. Ale istnieją interakcje, które trudno jest kontrolować państwu: erotyczne relacje z naturą lub własnym ciałem. Chcę pokazać znaczenie każdego życia i materii, które istnieją same w sobie i nie potrzebują usprawiedliwienia.
Czy to jest dobry moment na pokazywanie sztuki ukraińskiej?
P.V.: W ciągu ostatnich dziesięcioleci polska scena artystyczna, szczególnie w Warszawie, znacząco się rozwinęła – dużo polskich galerii bierze udział w ważnych międzynarodowych targach. Zagraniczne, w tym ukraińskie, osoby są reprezentowane przez polskie galerie, np. Sana Shahmuradova Tanska przez Gunia Nowik Gallery czy Kateryna Aliinyk przez Jednostkę. Widać, że polska scena galeryjna jest otwarta na wschodni kierunek, ale są to działania nieśmiałe. Nie było jednak dotąd w Warszawie galerii, która miałaby międzynarodowy profil skoncentrowany na łączeniu sztuki polskiej ze sztuką wschodu. TBA dąży do wypełnienia tej luki, stania się platformą dla młodych osób artystycznych, dając im możliwość zaistnienia i nadpisania nowego kontekstu. Dążymy do dalszego poszerzenia tego trendu i zbudowania platformy, w ramach której kontekst regionalny będzie miał szansę wybrzmiewać głośniej niż konkretny kontekst narodowy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.