Znaleziono 0 artykułów
19.04.2025

W poruszającym thrillerze „Amator” Rami Malek szuka winnych śmierci żony

19.04.2025
Fot. Materiały prasowe

Jeśli kino szpiegowskie ma trzech muszkieterów: Jasona Bourne’a, Johna Wicka i Jamesa Bonda, to on jest D’Artagnanem. Rami Malek gra mściciela o bezradnym spojrzeniu. Nikt w niego nie wierzy, tym większe ma szanse. Pod spodem thrillera jest studium żałoby.

Swędzenie losu jest wtedy, gdy czujesz, że coś się zaraz wydarzy. Sprawy wydają się nagle tak gładkie, że aż podejrzane. Nie sposób wytrzymać niepokoju. Niby wszystko do siebie pasuje, ale krzywo wstawione drzwi stopniowo rysują podłogę. Tak właśnie powinno być, w końcu życie to wielki zderzacz harmonii. Dlatego typowy początek thrillera to spokój tak niezmącony, że tylko czekać, aż rozjedzie go pociąg.

„Amator” zaczyna się taką właśnie taflą bez skazy. Dwoje kochających się, pięknych ludzi idzie za rękę przez trawę w miodowym blasku. On oddaje się swojej pasji – składaniu starego samolotu Cessna w ogrodowej szopie na tyłach ich wspaniałego, amerykańskiego domu. Olbrzymia blaszana zabawka to prezent od żony, która wyjeżdża służbowo na parę dni. Będą za sobą tęsknić, to jasne, obiecują do siebie dzwonić. Kto jej zaparzy tak dobrą kawę jak ta, którą robi mąż. Kto mu spojrzy w oczy czule, jak robi to żona. On jej doradza, mimo że nigdy nie był w większym mieście, a co dopiero za granicą po drugiej stronie Atlantyku. Woli nie ruszać się z domu, żeby nie zmieniać swoich rytuałów.

Fot. Materiały prasowe

Zaraz ten jego tryb rozbije się w drobny mak. Mężczyzna straci grunt pod nogami i będzie obijał się rykoszetem po stolicach Europy. Jeśli kino szpiegowskie ma trzech muszkieterów: Jasona Bourne’a, Johna Wicka i Jamesa Bonda, to on jest D’Artagnanem. Charlie Heller – szyfrant z CIA, mściciel o bezradnym spojrzeniu

Film „Amator” osadzony jest w tradycji brytyjskich thrillerów szpiegowskich z czasów ich świetności, niestety brak tu celnych obyczajowych spostrzeżeń, zgryźliwości i sugestywnego detalu

Rami Malek grał już hakera w serialu „Mr. Robot”, ale w „Amatorze” jest nie tylko komputerowcem. Prawie wcale nie widzimy jego postaci pochylonej nad klawiaturą. Głównie milczy, spojrzeniem wyraża, jak niesłychane procesy toczą się w jego mózgu. To bardziej „Piękny umysł” niż „Obława” o legendzie hakerstwa Kevinie Mitnicku – oba tamte filmy powstały zresztą około roku 2000, podobnie jak „Matrix” i może za powrotem do tej estetyki stoi moda na Y2K, archeologia pluskwy milenijnej. Dlatego gdy na drodze bohatera pojawia się postać Lawrence’a Fishburne’a, nagle w pamięci materializuje się Morfeusz. „Drugi po Bogu” – szkoleniowiec zabójców z CIA okazuje się bardziej bezlitosny. Reżyser James Hawes („Kulawe konie”) mówi, że Fishburne ma w sobie siłę niosącą niepewność – czy ten facet zaraz cię przytuli, czy zamorduje. Rami Malek jako Charlie Heller ścina swoją charyzmę, chowa ekspresję za rzędem niewidzialnych cyferek. Puste, niewidzące spojrzenie, nieruchoma, zaciśnięta szczęka czynią z niego bratnią wersję zabójczyni granej przez Keirę Knightly w „Black Doves”. Ten serial podobnie jak „Kulawe konie” przypomina czasy świetności brytyjskich thrillerów szpiegowskich. W tej tradycji, już nieco zamerykanizowanej, osadzony jest „Amator”.

Fot. Materiały prasowe

Seans jest nieco zbyt długi albo ja jestem zbyt niecierpliwa. Brak tu celnych obyczajowych spostrzeżeń, zgryźliwości i sugestywnego detalu, jakie charakteryzują telewizyjną produkcję Jamesa Hawesa – galeria postaci szpiegów w „Kulawych koniach” na czele z Garym Oldmanem jako Jacksonem Lambem, szefem sekcji wyrzutków, mogłaby uczyć protagonistę „Amatora”, jak zawalić każdą sprawę. Nie dowieźć misji do finału, bo przecież przeszkody w realizacji celu są prawdziwą pożywką kina.

Niestety Rami Malek daleki jest od ludzkiej mocy popełniania błędów. Gra kogoś, kto wszystko robi doskonale. Godna podziwu postawa, ale chciałoby się dostrzec w nim coś przyziemnego.

Rami Malek jako Charlie Heller, główny bohater filmu „Amator”, przypomina staroświeckiego outsidera, romantyka wyjętego z powieści Johna le Carré

Powieść Roberta Littella z 1981 roku była już raz sfilmowana, z mało porywającym skutkiem. W tamtej wersji centrum zdarzeń, była czechosłowacka Praga, miejsce morderstwa stanowił Berlin Zachodni – machinacje dotyczyły zimnej wojny. Teraz akcję przesunięto o cztery dekady, więc ważniejsza stała się atmosfera nieprzerwanej inwigilacji, w której mimo towarzyszącego lęku nauczyliśmy się funkcjonować. Wojna hybrydowa, tajne układy między agencjami wywiadowczymi Stanów Zjednoczonych i Rosji są pożywką dla wielu teorii spiskowych. „Amator” je wykorzystuje, ale nie podkręca, nie ulega pokusie wytłumaczenia, jakie siły rządzą światem. Zamiast Snowdena dostajemy więc staroświeckiego outsidera, romantyka wyjętego z powieści Johna le Carré.

Fot. Materiały prasowe

Wszyscy wokół Charliego, którzy cokolwiek wiedzą o przestępczości, są przekonani, że mu się nie uda. Nie ma w sobie „genu zabójcy”, a zatem w ostatecznej konfrontacji musi polec. Wtedy tylko głupota zastępuje pewność siebie. Pozbawiony tych cech jest zdany na swą zdolność łączenia kropek, wyciągania wniosków, stawiania na swoim mimo wszystko. Do tego jest akurat zdeterminowany, bo nie ma niczego poza tą sprawą. Czy jednak gangsterzy – bardziej bezwzględni, okrutni, brutalni – zdobędą nad nim przewagę? To się okaże. Kruche szkło potrafi być bardzo ostre.

Litość postrzegamy jako słabość, ale pozory mylą. Charlie Heller nie nosi garnituru, okularów słonecznych ani drogiego zegarka. Wcale nie odpoczywa, nie pije Vesper Martini, nie jeździ Astonem Martinem. Stara się być niewidzialny tak bardzo, jak to tylko możliwe. To trudne, bo Rami Malek ma tak wyrazistą urodę, że trudno mu stopić się z tłem granej przez niego postaci. Jakimś cudem się udaje. Gdzie jest? Co właściwie robi? Nie wiemy, tak jak nie wiedzą tropiący go faceci.

Akcja „Amatora” toczy się w Europie: Paryżu, Marsylii, Stambule, Londynie i rosyjskim porcie w Primorsku, a Charlie Heller posługuje się podstępem, nie pistoletem

Uwaga filmu nie skupia się na głównym bohaterze, lecz na zdarzeniach. On wyłania się znienacka, zostawia ofierze wiadomość i krótki czas do namysłu – inaczej wybuchnie bomba z jednym drucikiem przytwierdzonym taśmą klejącą do precyzyjnego mechanizmu. Prowizorka odpala się niezawodnie, skalibrowana pod konkretne miejsce, osobę i sytuację. Charlie Heller rozwiązuje przypadek osoby do eliminacji jak matematyczne równanie – kawałek po kawałku. Dobrze wie, że szyfr wygląda niezrozumiale, zanim złoży się go w całość.

Walczy tym, co ma najlepszego – szyfrem, włamem, podstępem. Dużo mówią o nim pomysły na to, jak wyeliminować wrogów bez bicia i strzelaniny. Na strzelanie ma za słaby wzrok, nie trafia z daleka, a na uderzenie z bliska nie pozwala mu wrażliwość – nie byłby w stanie kogoś skrzywdzić, patrząc mu w oczy.

Fot. Materiały prasowe

Toteż dla astmatyczki przygotowuje torbę alergicznych pyłków, a dla kompulsywnego pływaka eksplozję hotelowego basenu – widowiskową, bo pływa w szklanym łączniku między wieżami, pod sobą i nad sobą ma niebo. Kolejnym śmierciom niczym w kreskówce mogłyby towarzyszyć gwiazdki wokół głowy i skrzydełka aniołków, tak bardzo są nierealne.

Choć akcja „Amatora” toczy się w Europie: Paryżu, Marsylii, Stambule, Londynie i rosyjskim porcie w Primorsku, gdzie marynarze przesiadują w barze o czechowowskim szyldzie Czajka, ten niestworzony rajd wygląda zupełnie naturalnie. Zatem nie widać w kadrze ani Big Bena, ani wieży Eiffla, ani Błękitnego Meczetu. Reżyserowi tak zależało na wrażeniu zwyczajnego przyglądania się, że aby nakręcić jedną z głównych scen napadu na hotel, rozdał ekipie iPhone’y. Kręcili amatorsko całą sekwencję, bo w tej nagłej, doraźnej estetyce oglądamy przecież większość newsów. Najlepsze nagranie weszło do filmu, a jego autor dostał butelkę szampana.

„Amator” pod konwencją thrillera kryje opowieść o żałobie. Studium tego, jak czuje się człowiek, któremu ktoś umarł, zdaje się właściwym tematem filmu

Tak widzi się rzeczywistość po gwałtownej stracie: przeszłość pamięta jako idealny spokój. „Amator” pod konwencją thrillera nosi strój żałobny. Studium tego, jak czuje się człowiek, któremu ktoś umarł, zdaje się właściwym tematem filmu. „Przykro mi z powodu twojej straty” – słysząc te słowa, jeszcze nie rozumie się, co się stało. Osoba odeszła na zawsze. Nie udało się pożegnać, ani porozmawiać. Rodzi się poczucie winy, człowiek nagle czuje się bezużyteczny, jakby cały sens pokładał w tym drugim. To mija. Nadchodzi opętanie niezgodą na stratę. Ktoś przeżywający żałobę z rozżalenia nie może sobie znaleźć miejsca, usiedzieć. Szuka czegoś, co ulży cierpieniu. To piekło, gdy próbuje się złapać jakąś sprawę, żeby chwycić się jej jak barierki. Tymczasem nic nie zmniejsza cierpienia, trzeba je przepuścić przez siebie i wytrzymać napór uczuć. To jedyne wyjście.

Charlie spotyka wspólniczkę w żałobie – graną przez Caitríonę Balfe – wdowę po rosyjskim szpiegu. Przejmuje ona technikę i kontakty męża, rezygnuje z życia, w stu procentach angażuje się w misję. Czy robi to z innych powodów niż po to, żeby zagłuszyć smutek i pustkę? Charlie nie pyta, bo doskonale ją rozumie. Też podziewa się wszędzie, byle nie wracać do domu, gdzie czeka tylko brak. Cisza bez kroków i głosów, bez dźwięku sygnetu uderzającego w poręcz. Brak w łóżku człowieka, który dawał ciepło. Osoby w żałobie potrafią dać sobie wzajemnie chwilę wsparcia, ale żyją z duchami tych, co odeszli.

Inquiline, bo taki pseudonim nosi rosyjska dysydentka, podobnie jak Charlie uczy się funkcjonować w chaosie, w stanie zawieszenia. Co przyniesie ulgę? Czym ma być kara i czy jej wymierzenie pomaga? Na to „Amator” nie odpowiada, oferując zamiast autentycznych przeprosin fałszywą scenę pojednania – po to tylko, żeby samemu poczuć się lepiej, uciszyć wyrzuty sumienia, ale dalej nic nie rozumieć. Gdy komuś tak obojętne są uczucia innych, nie pomoże lot Cessną choćby i w niebiosa.

Fot. Materiały prasowe

 

Adriana Prodeus
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. W poruszającym thrillerze „Amator” Rami Malek szuka winnych śmierci żony
Proszę czekać..
Zamknij