Emily Ratajkowski wcieliła się w rolę miss świata w najnowszej kampanii marki Self-Portrait. Za obiektywem stanęła amerykańska fotografka Tina Barney, której pierwszą europejską retrospektywę, dokumentującą w 55 zdjęciach ponad 40 lat pracy artystycznej, można oglądać w paryskim Jeu de Paume. Mimo że Barney od lat fotografuje gwiazdy i tworzy kampanie, to jednak nie moda jest sercem tej wystawy. Artystka odkrywa przed nami swoje twórcze korzenie, w których ubranie jest symbolem czegoś trwalszego niż sezonowy trend.
Wystawę „Family Ties” w Jeu de Paume otwierają fotografie pochodzące z „Theater of Manners”, pierwszej monograficznej (i jednej z dwóch najważniejszych) publikacji Tiny Barney z 1997 roku. Przeglądając ten album w muzealnej księgarni, jeszcze przed wejściem na ekspozycję, zwracam uwagę na zdjęcie „The Ocean House” z 1977 roku, przedstawiające przestrzenną werandę amerykańskiego domu. Jedyne, które udało mi się dotychczas znaleźć, pozbawione w kadrze ludzi. To właśnie w ich stronę od lat 70. XX wieku Barney kieruje swój aparat. Na początku byli to najbliżsi: mama, siostra, przyjaciele, później też synowie (Barney fotografuje ich do dziś, twierdząc, że dokumentowanie tej relacji na przestrzeni dekad to sposób na wyrażanie głębokiej miłości).
Od fotografowania najbliższych do fotografii inscenizowanej
Pierwszą scenerią było rodzinne Rhode Island, gdzie artystka samouk po prostu podpatrywała przypadkowe sytuacje i znajomych ludzi. Z czasem zauważyła, że coraz częściej skupia się na tych samych tematach: gestach, elementach ubioru, wzajemnych interakcjach, wnętrzach domów. Wtedy poczuła, że nie chce zdawać się w pełni na przypadek. Pierwsze wyreżyserowane zdjęcie – „Amy, Phil and Brian” – zrobiła w 1980 roku. Rozstawiła trzech członków swojej rodziny na przeciwległych krawędziach domowego basenu, żeby podkreślić narastający dystans, który jej zdaniem dominował ówcześnie w relacjach międzyludzkich. Na początku lat 80. ingerencja w kadr nie była powszechną praktyką – na fali popularności byli fotografowie tacy jak Garry Winogrand, którego zdjęcia miały silny pierwiastek naturalności i przypadkowości. Barney jednak konsekwentnie kształtowała swój artystyczny język. Zainspirowana renesansowym włoskim malarstwem i malarstwem holenderskim XVII wieku, do dziś tworzy kompozycje gęste od szczegółów scenografii i mikronapięć między postaciami. Mam wrażenie, że potrafi zamienić jedno zdjęcie w cały odcinek serialu, w którym każdy świadomie wyeksponowany element zdaje się mówić coś o relacjach i historii bohaterów.
Tina Barney pokazuje, jak żyją europejskie wyższe sfery
Estetyka Barney dość szybko znalazła uznanie. Jej prace zostały pokazane na wystawie „Big Picture” w nowojorskim MoMA w 1983 roku – to jedna z najważniejszych prezentacji fotografii wielkoformatowej w tamtym czasie, ukazująca nowe podejścia do kompozycji oraz techniki. Ekspozycja skupiła się na dziełach fotografów, którzy korzystali z dużych formatów i wysokiej rozdzielczości, aby uchwycić intymność i złożoność codzienności. Wspomniane już postaci ludzkie, duży format, fokus na detale, które – jak mówi artystka – budują kompozycję zdjęcia tak, aby oko, krążąc po jego najmniejszych szczegółach, jeszcze bardziej się w nie zagłębiało, to integralne części fotograficznego języka Barney.
Grono bohaterów jej fotografii od dawna nie składa się jednak tylko z najbliższej rodziny. W latach 1996–2004 Barney podróżowała po Austrii, Anglii, Włoszech, Hiszpanii, Francji i Niemczech, dokumentując życie domowe rodzin z europejskiej wyższej klasy średniej oraz arystokracji. W ten sposób powstało „The Europeans”, ten drugi z kluczowych dla kariery artystki projektów, wpuszczający międzynarodową publiczność do hermetycznego świata tych lepiej (ale jak sygnalizują drobne elementy zdjęć Barney, niekoniecznie szczęśliwiej) urodzonych. Mimo że artystka od lat fotografuje prywatne przestrzenie wraz z zamieszkującymi je ludźmi, mam poczucie, że nie pozostaje bierna wobec tego, co widzi. Czy to możliwe, że pani Castelli na zdjęciu „Mr. And Mrs. Castelli” przypadkowo stanęła tuż obok rzeźby młodej dziewczyny, która z rozwianym włosem, w próżnym geście przegląda się w lusterku? Czy ustawienie córek na zdjęciu „The Daughters” jest odzwierciedleniem tego, jak bardzo dziewczynki realizują wizję rodziców o dziecku idealnym? A co z podobieństwem gestu mamy kontrolującej córkę stojącą na pierwszym planie tego samego zdjęcia, nawiązującą do gestu zduszania ptaka przez drapieżnika na tapiserii wiszącej tuż za ich plecami?
Czasami nie wiadomo, czy te detale to wyrażona wprost opinia, puszczenie oka, zbieg okoliczności, a może mieszanka wszystkich tych elementów naraz. Nie mam jednak wątpliwości, że fakt, że znalazły się w kadrze, nie jest przypadkowy. Mimo słabości do inscenizacji Barney jest przede wszystkim bardzo spostrzegawczą obserwatorką.
Specyfika miejsc i uniwersalność relacji międzyludzkich
Paryska wystawa eksponuje wszystko to, co w fotografii Tiny Barney pociąga mnie najbardziej. Jej kadry balansują między wyreżyserowaniem i przypadkowością, specyficznością i uniwersalnością oraz krytyką i humorystycznym komentarzem. Są też pełne kodów. Dla Barney ubrania, podobnie jak bogate wnętrza, są czymś więcej niż tylko elementem estetycznym.
Paradoksalnie mam wrażenie, że odstępstwem od tej reguły są jej zlecenia komercyjne, w których siła oddziaływania na mnie ciuchów, jak zresztą i samych zdjęć, jest dużo mniejsza. Tak jak w swoich osobistych projektach Barney potrafi z naturszczyków wydobyć naturalność, tak profesjonalni modele i aktorzy zdają się ją – ze stratą dla ostatecznego efektu – zatracać. W pojawiających się na kolejnych zdjęciach z „Theater of Manners” i „The Europeans” eleganckich garniturach szytych na miarę, szkolnych mundurkach, koktajlowych sukienkach i perłach, kryje się coś, co definiuje nie tylko gusta bohaterów, ale i ich przynależność do określonej klasy społecznej. Jednak im dłużej patrzę na zdjęcia przedstawiające arystokratyczne rodziny, tym mniej dostrzegam wyłącznie strój czy wnętrze, a bardziej dynamikę relacji między postaciami, w których jest też miejsce na zgrzyty i napięcia.
Barney fotografuje głównie dwa rodzaje zamkniętych światów. Zarówno do jej własnej rodziny, jak i międzynarodowych wyższych sfer większość z nas nie miałaby dostępu inaczej niż przez zdjęcia artystki. A kiedy już do nich tą drogą wejdziemy, okazuje się, że wbrew naszym fantazjom nie ma przestrzeni idealnych, a Barney zamiast wartościować, pokazuje przede wszystkim to, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Wystawę „Family Ties” można oglądać w paryskim Jeu de Paume do 19 stycznia 2025 roku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.