Rewolucyjne kiedyś miniówki, nurt space age oraz wycinanki dziś stają się jeszcze bardziej seksowne. Projektanci skracają spódniczki do szerokości paska, fragmenty zbroi szturmowców z „Gwiezdnych wojen” przeplatają koronką, a tkaniny dziurkują wzdłuż i wszerz. Nie przejmują się konwenansami, znoszą bariery wiekowe i tak jak w latach 60. w centrum stawiają ciało.
Space age: Nowy futuryzm
Kosmiczny wyścig między USA a ZSRR, lądowanie pierwszego człowieka na Księżycu i początki eksploracji galaktyki. Dynamiczny postęp technologiczny na początku lat 60. zainspirował artystów niemal wszystkich dziedzin do przekraczania granic w zakresie używanych materiałów i konstruowanych sylwetek. W modzie na czele tej rewolucji stali André Courrèges, Pierre Cardin i Paco Rabanne. Zafascynowani nieodkrytym lub bardziej przyziemnie – węsząc interes w perspektywie masowych podróży na Marsa, szyli stroje na podbój nowego uniwersum. Kapelusze i gogle astronautów, metaliczne kozaczki, skórzane muszkieterki oraz trapezowe płaszczyki z PCV – „wkraczamy w świat jutra”, powtarzali z każdą kolekcją. Ich jutrem miał być przełom mileniów. I choć przewidywania się nie sprawdziły, zachęciły kolejne pokolenia do śmielszego patrzenia w gwiazdy.
Dziś, w przededniu ukończenia przez Chińczyków budowy stacji „Niebiański Pałac” i w obliczu zagrożenia katastrofą klimatyczną, projektanci stałości znów szukają w kosmosie. Oraz w metawersie. Ich galaktyczne podróże są jednak zdecydowanie bardziej zmysłowe niż sześć dekad temu. Bo w nowym futuryzmie chodzi przede wszystkim o seksapil. Krawcy i rzemieślnicy bazują na powyginanych metalikach, dekonstruujących i odsłaniających ciało formach (patrz: Loewe). Jeśli nawiązują do kombinezonów NASA, eksponują nogi (Balenciaga, Fashion East, Louis Vuitton). Fragmenty zbroi szturmowców z „Gwiezdnych wojen” przeplatają koronką (Dior) lub obudowują motocyklową skórą (Balmain). PCV zastępują lateksem. Czerpią z science fiction i wyobrażeń na temat kosmitów (Chet Lo). Czy tak wygląda moda jutra? Tego nie wiemy, ale to na pewno ubrania wysokich lotów.
Wycinanki: Nożyczki, raz!
„Latem najbardziej rezonowały fragmenty ubrań, których brakowało” – pisali w 1965 roku redaktorzy magazynu „Fabulous”, próbując uchwycić fenomen rosnącej popularności wycinanek. Te masowo pojawiały się na koszulkach w okolicach biustu i na plecach, w talii i na brzuchu. Mogły zdobić sukienki o kroju baby doll, skórzane pantofelki – lub w odważniejszej odsłonie – dziergane na szydełku kamizelki, które zaistniały wraz z ruchem hipisów.
To nie koniec. Tej wiosny projektanci jeszcze chętniej sięgają po nożyczki. W 16Arlington tną spódnice na całej długości. W Ambush dziurkują tuniki, a w Bevzie zabawa kręci się na całego – krawcy szarpią tkaninę tak, by bardziej odkrywała, niż zakrywała ciało.
Spódniczki, ale już nie mini, lecz mikro
Kto by przypuszczał, że minispódniczka, zaprojektowana i wystawiona w 1964 roku na witrynie maleńkiego sklepu w dzielnicy Chelsea w Londynie, znajdzie się w oku cyklonu w sporze o morale drugiej połowy XX wieku? Jako że pojawiła się w tym samym czasie co pigułka antykoncepcyjna, uznano ją za napęd rewolucji seksualnej. Redaktorka naczelna amerykańskiego „Vogue’a” Diana Vreeland nazwała ją „trzęsieniem młodości”, bo brała czynny udział w krystalizowaniu się młodzieży jako nowej grupy społecznej. Elitarne szkoły wolały określenie „ubiór dla pracownic seksualnych”. A po tym, jak w maju 1967 roku na audiencji u papieża Claudia Cardinale wystąpiła w sutannie w wersji mini, do dyskusji o bluźnierczym charakterze nowej mody dołączył Watykan. Nastroje nieco ostudziła królowa Elżbieta II, wydając dekret stanowiący o długości miniówek – miały sięgać siedem centymetrów nad kolano. Ale i tak radykałowie trwali na stanowisku, że spódnice zostały skrócone ponad granice przyzwoitości. Cóż, nie wiedzieli, na co stać projektantów XXI wieku.
Trapezowe, plisowane, dżinsowe, tweedowe, dzianinowe, dziergane, ledwo zasłaniające pośladki. W ostatnich sezonach projektanci Fendi, Prady, Versace, Blumarine i Miu Miu odmieniają (ultra)krótkie spódniczki przez wszystkie przypadki. Tak jak w latach 60., ich wszechobecność tłumaczą odzyskaniem przez kobiety kontroli nad własnym ciałem (tym razem nie za sprawą pigułki hormonalnej, ale przybierającego na sile ruchu body neutrality). Niczym pół wieku temu proponują stylizować je z loafersami, pantofelkami na kaczuszce lub balansującymi na granicy kiczu białymi botkami (np. wiralowe od Balenciagi). Po więcej wskazówek stylizacyjnych odsyłamy do źródła – filmu „Chelsea Girls” Andy’ego Warhola. Niecierpliwi niech od razu przewiną do klatki z oznaczeniem 1:23. Po tej krótkiej lekcji stylówka na piątkę gwarantowana.
Color blocking: Pomaluj mój świat na kolorowo
„Pop-art to sztuka popularna, efemeryczna, konsumpcyjna, tania, produkowana seryjnie, młoda, duchowa i seksowna, urzekająca i popłatna” – mawiał malarz tego nurtu Richard Hamilton. Zapomniał o jednym – była przede wszystkim kolorowa. Łączyła skrajności: neonową zieleń i fiolet. Mieszała niezestawialne dotychczas żółcienie oraz róż, co szybko podchwycili projektanci. Tę barwną gorączkę oferowali na dwa sposoby – pod postacią ubrań kontrastowych i zestawów zbudowanych wokół jednego odcienia, ciągnącego się od zawiązanej na głowie apaszki po operowe rękawiczki.
Jej odzwierciedlenie nietrudno znaleźć na współczesnych pokazach. Zespoły kreatywne PatBo, Proenza Schouler i Anny Sui czerwienią, zielenią i błękitem akcentują popartową geometrię. Prabal Gurung, Brandon Maxwell i Christian Siriano działają na kolorowych blokach, a Valentino całą jesienno-zimową kolekcję konstruuje wokół wściekłej fuksji symbolizującej energię, wolność i miłość. Czy to przypadkiem nie wartości wyznawane przez pokolenie X?
Płynność płciowa: Śmiało, śmielej, panowie!
Był rok 1968, kiedy lwica salonowa Nan Kempner wybrała się na kolację w nowojorskiej restauracji La Côte Basque. Zanim zdążyła dojść do stolika, menedżer sali poprosił, by opuściła lokal. Problemem okazał się jej strój – dopiero co wypuszczony do sprzedaży Le Smoking od Yves’a Saint Laurenta. Kempner, zamiast wyjść z opuszczoną głową, z podniesioną zdjęła spodnie, a następnie zamówiła aperitif. „Chanel dała kobietom wolność, Yves – siłę” – komentował zajście partner projektanta Pierre Bergé. Miał rację, bo chociaż Greta Garbo i Marlena Dietrich męskie garnitury nosiły już w latach 30., to Saint Laurent rozkręcił androgyniczną rewolucję.
Na wybiegach damskich kolekcji także dziś pojawiają się sylwetki wprost zapożyczone z męskiej garderoby (choćby Louis Vuitton). W sezonie wiosenno-letnim pałeczkę mody płynnej płciowo przejmują mężczyźni. W Private Policy noszą plecione ze sztucznych kwiatów kolczugi, w Eckhaus Latta – dzianinowe tuniki. Helmut Lang proponuje sukienki do kompletu ze spodniami (60s trend alert!), Thom Browne – awangardowe naked dresses. Wracają crop topy, pojawiają się plisowane spódnice i buty na obcasach. Jest kolorowo, odważnie, zmysłowo, a żeby było bardziej nostalgicznie, nowa męska moda budzi niemal tyle kontrowersji, co 60 lat temu kobiece spodnie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.