Na zdjęcia z nowej kampanii Baleen wiosna-lato 2023 można patrzeć i się nimi zachwycać. Tymczasem polska marka okularów przeciwsłonecznych zachęca, by zrobić kolejny krok: spojrzeć na świat z drugiej strony soczewki i poczuć się jak w filmie.
– Jestem z rodziny architektonicznej – mówi Maria Bulanda, współzałożycielka polskiej marki okularów przeciwsłonecznych Baleen. Architektami są jej dziadek, wujek, ojciec. Mama przez 20 lat była za to redaktorką naczelną magazynu „Arch” i rzeczniczką prasową Stowarzyszenia Architektów Polskich. Choć w domu to był temat numer jeden, Maria i dwójka jej rodzeństwa wyłamali się z tradycji. – Moja siostra jest projektantką graficzną. Mamy to samo wykształcenie, byłyśmy razem na roku. Ja natomiast dawno temu postanowiłam związać się zawodowo z filmem – mówi Maria, która od 2005 roku pracuje jako kostiumografka. Dziś głównie przy reklamach, ale w portfolio ma różne formaty, w tym fabuły.
Na planie Maria poznała swojego partnera życiowego, Tadeusza, reżysera. Ten element prywatności należy wprowadzić do historii Baleen, bo to doświadczenie z drugiej strony soczewki kamery wyraźnie wpisało się w DNA marki. To z Tadeuszem Maria zaczynała przygodę z Baleen. Trio dopełnił jej brat – Maciek, który choć mieszka w Berlinie i pracuje w innowacjach z obszaru pomocy humanitarnej, w proces tworzenia konceptu zaangażował się bez reszty. Do dziś pozostaje nieocenionym wsparciem. Ważne decyzje podejmują w tym trzyosobowym gronie. Projektowanie, codzienne zarządzanie produkcją i tematami wokół sprzedaży jest natomiast w rękach Marii. To u niej pojawił się impuls, by stworzyć coś wyjątkowego.
Baleen: Formy i normy
Ciągła praca na planach filmowych i reklamowych kolidowała z jej planami macierzyńskimi. Maria potrzebowała czegoś obok, co dopełni jej ukochaną pracę z kostiumami. Czegoś własnego, czemu będzie się mogła oddać na dłużej. – Gdy urodziłam dziecko, wyjechaliśmy do Rzymu na kilka dni. Znajomi zabrali nas do sklepu z okularami vintage. Powiedzieli, że to miejsce prowadzi wspaniały człowiek, że mają tam świetną selekcję – wspomina Maria. Poszli. Ona, jej partner i maleńki syn. Ten moment wspomina jako magiczny na wielu poziomach. Nowe życie wśród starych przedmiotów i same przedmioty – wyjątkowe, wymuskane, wieczne. Coś się w niej zadziało. Zaczęła zgłębiać temat. – Zdałam sobie sprawę, że okulary to forma podobna do architektury, że są szkieletem jakiejś bryły, mają konstrukcyjne ograniczenia, ale też sporo miejsca na fantazję – tłumaczy.
Koncept marki jest dopracowany do perfekcji. Szkła i soczewki nawiązują do filmowych realiów. – W końcu dobrze dobrane, pozwalają widzieć inny świat, mogą zmieniać nastrój obrazu, wpływać na odbiór kostiumów – mówi Maria. Poszli jednak dalej. – Zaczęłam przeszukiwać setki albumów w poszukiwaniu inspiracji. Postanowiłam, że formą projektów będę zawsze nawiązywać do konkretnych obiektów – tłumaczy. Czasem bierze na warsztat cały koncept architektoniczny, czasem detal fasady lub dachu czy charakterystyczne umiejscowienie okien lub drzwi. Nie ma reguły. Kolejnym elementem dodanym do każdej pary są podróże – nastrój miejsca, w które wpisany jest dany budynek. – Nasza kolekcja to taka szybka podróż pomiędzy Nowym Jorkiem a Walencją, Brazylią a Włochami – wylicza.
Pierwszy model, który zaprojektowała Maria, był wzorowany na Górskim Muzeum Messnera projektu pracowni Zahy Hadid we włoskim Tyrolu. Inne obiekty, których kształty widać w oprawkach, to Muzeum Guggenheima Franka Lloyda Wrighta na Manhattanie, willa projektu Marcela Leborgne w Rhode-Saint-Genèse, Muzeum Sztuki Współczesnej Oscara Niemeyera w Niterói, Muzeum De Younga w San Francisco (proj. Jacques Herzog i Pierre de Meuron), Miasteczko Sztuki i Nauki w dzielnicy Quatre Carreres w Walencji, za którym stoi Santiago Calatrava, i pawilon barceloński Miesa van der Rohe.
Projektowane w Polsce okulary produkowane są we Włoszech i Francji. – Robimy je z roślinnego włoskiego acetatu. Każdą parę laserowo wycina się z arkuszy sprasowanego tworzywa o różnych grubościach. Potem następuje siedem kolejnych etapów obróbki, w tym szlifowanie i polerowanie. Część procesu jest zindustrializowana, część, jak wyginanie zauszników i dokręcanie śrubek, co dla mnie szczególnie ważne, wymaga ręcznej pracy – wyjaśnia. Polskim akcentem jest etui, szyte w Warszawie w pracowni Maltona & Kielmana. Przepiękne i trwałe. Za jakiś czas zastąpi je wegańska alternatywa, ale na razie nie sposób znaleźć tworzywa stosownej jakości.
Dyskretny luksus i odpowiedzialność
Do jakości Maria ma podejście bezkompromisowe. Dlatego pierwszą produkcję uruchomiła dopiero po dwóch latach pracy. – Jeździłam na targi, pytałam, szukałam podwykonawców, którzy zrealizują projekt znacznie odbiegające od rynkowego standardu. Musiałam się nauczyć projektowania. Wcześniej miałam do czynienia tylko z tkaniną – to coś zupełnie innego. Musiałam zrozumieć ergonomię twarzy, znaczenie wagi oprawek dla komfortu – opowiada. Stosowała metodę prób i błędów – do skutku, czyli do uzyskania produktów pięknych, odpowiedzialnych i luksusowych, które posłużą na lata. Ta ambicja nieraz odbija się jej czkawką, ale wciąż wierzy w jej słuszność. – Finansowo prowadzenie tej firmy pozostaje wyzwaniem. Nachodzą mnie momenty zwątpienia. Kładę duży nacisk nie tylko na produkt, ale także na jego komunikację, przy sesjach zdjęciowych lubię pracować ze specjalistami, którzy docenią i zrozumieją wyjątkowość tych produktów. To duży wydatek i jeszcze potrzeba trochę czasu, bym mogła odetchnąć. Na razie moją działalność finansuje druga praca – przyznaje szczerze. Biorąc pod uwagę coraz częstsze wyrazy uznania pod adresem okularów Baleen, zdaje się, że ten moment nadejdzie niedługo. Pod względem designu to marka unikatowa na skalę światową. Wpisuje się też w trend na dyskretny luksus (trzeba się wysilić, by znaleźć logo) i odpowiedzialność. Nawet ściereczka pochodzi od jedynego europejskiego producenta mikrofibry. Co rzadkie, nie jest owinięta folią. Papierowe opakowania zaprojektowano tak, by zużyć jak najmniej surowca.
– Nie do końca trzymamy się sezonów. Staramy się robić mniejsze kolekcje, reedycje, uzupełniać ofertę o nowe kolory. Nie aspirujemy do produkcji masowej, stawiamy na produkt limitowany – podkreśla. Sesja zdjęciowa, którą publikujemy, zawiera poniekąd znane klientom Baleen formy. – Niektóre trafiły do sprzedaży kilka miesięcy temu i są znane naszym klientom, ale mają nowe odcienie. Innych nigdy dotąd nie fotografowaliśmy – wyjaśnia. Do tej drugiej grupy zaliczają się De Young Reddish czy Dirickz Ash. Ten drugi zwraca szczególną uwagę klientów. Marka buduje swoją obecność na rynku w zrównoważony sposób – powoli i skutecznie poszerza tę bazę o nowych fanów z Paryża i Los Angeles, gdzie Baleen można już znaleźć. – Na tę sesję nie było jakiegoś szczególnego pomysłu. Ciągnęło nas w stronę słońca i w stronę natury – tłumaczy. Ale jest tam pewna tajemnica. Za kilka tygodni pojawi się kolejna, wywrotowa kolekcja marki z zupełnie innego niż dotąd tworzywa. Na razie można zdradzić, że ta sesja dyskretnie sygnalizuje kierunek zmiany.
Zdjęcia i wideo: Tatiana + Karol
Stylistka: Kasia Mioduska
Operator kamery: Michał Mordarski
Produkcja: Ola Niernsee
Modelka: Mercy Aigbe
Make Up: Poppy Ramos
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.