Moja suknia jest nie tylko piękna, ale też coś znaczy – mówi Olga Tokarczuk, laureatka Literackiej Nagrody Nobla za 2018 rok. Medal od Akademii Szwedzkiej odebrała w kreacji projektu Gosi Baczyńskiej. Rok po przyznaniu Oldze Tokarczuk Literackiej Nagrody Nobla przypominamy kulisy powstawania kreacji.
Symbolika sukni związana jest z prawami kobiet. – Gosia bardzo inteligentnie odczytała moje mgliste sugestie, że fascynuje mnie czas sufrażystek. Myślę, że sukienka nawiązuje estetycznie do Selmy Lagerlöf, która dostała tę nagrodę 110 lat przede mną, jako pierwsza kobieta – opowiada pisarka.
Lagerlöf, autorka między innymi „Gösty Berlinga” czy napisanej dla dzieci „Cudownej podróży”, również była sufrażystką. Wspierała prokobiece ruchy, a w 1911 roku wygłosiła mowę powitalną na Międzynarodowym Kongresie Sufrażystek w Sztokholmie. I choć w modzie, rzecz jasna, na przestrzeni tych lat co nieco się zmieniło, Gosi Baczyńskiej rzeczywiście udało się uchwycić klimat początku XX wieku. Nie popadła jednak w styl retro: to nieoczywista, lecz współczesna suknia wieczorowa.
– Zaczęłam od tkaniny – mówi projektantka. Rozmawiamy w jej atelier przy Floriańskiej, gdzie na noblowskim stroju Baczyńska dokonuje ostatnich poprawek. – Nie miałyśmy dużo czasu (mimo że prace nad suknią zaczęły się już dwa tygodnie po ogłoszeniu nagrody – przyp. aut.) ani wielu spotkań, więc musiałam pójść w coś, co będzie wdzięczne i bezpieczne. Czyli w tkaninę, która dobrze się układa, nie jest sztywna i daje komfort – mówi Gosia.
Stąd welur. Z góry wykluczyła czerń – zbyt jej zdaniem teatralną i dramatyczną. Noblistka przez chwilę sugerowała zieleń, barwę symboliczną, zważywszy na jej zaangażowanie w kwestie ekologii. Gosia jednak ostatecznie wybrała granat. – Atramentowy, ciemny i jednocześnie świetlisty – opisuje projektantka.
Olgę Tokarczuk osobiście poznała w listopadzie, we Wrocławiu, godzinę drogi od swoich rodzinnych stron. – Wzięłam ze sobą kilka rzeczy, by dosłownie cokolwiek móc pokazać, przyłożyć, spróbować przymierzyć. Oldze spodobała się tunika z mojej ostatniej kolekcji – opowiada Gosia.
Wcześniej rozmawiała z Anną Wanik, tłumaczką, filozofką, a prywatnie partnerką syna Tokarczuk. To na niej spoczywała odpowiedzialność za stroje noblistki i jej rodziny na cały noblowski tydzień w Sztokholmie, w tym za ten najważniejszy, czyli właśnie suknię na ceremonię wręczenia nagrody. Miałem zaszczyt zostać poproszony o konsultacje, więc od początku mogłem uczestniczyć w procesie budowania garderoby, w tym również tworzenia przez Gosię sukni.
Zanim Gosia zabrała się do pracy, poprosiła noblistkę o kilka zdań „podpowiedzi”, stanowiących rodzaj moodboardu. Jak pisarka wyobrażała sobie kreację? – Jakoś uroczyście. Odezwała się we mnie dziewczynka, podniecona wyobrażeniem długiej, uroczystej sukni. Do tej pory nigdy w życiu nie miałam okazji takiej założyć, więc ucieszyłam się na samą myśl o niej – mówi noblistka. Po chwili, jak opowiada, zdała sobie jednak sprawę, że nie idzie na bal, lecz po nagrodę literacką i że – prawdopodobnie – nie będzie się dobrze czuła w ubraniu zbyt wieczorowym i strojnym.
Ważna była też jednak zgodność stroju z protokołem. Noblowski dress code wymaga od kobiet długiej sukni wieczorowej. Owszem, bywał już łamany. O ile w 2009 roku Herta Müller nagrodę odebrała w małej czarnej, z dekoltem w łódkę i pasem bieli u samego dołu sukienki, o tyle w 2015 roku Swietłana Aleksijewicz zrobiła to w utrzymanym w tonacjach bordo żakiecie do kompletu ze spodniami.
– Mężczyźni sprytnie się ustawili w takiej sytuacji – komentuje Tokarczuk. – Obowiązuje ich ścisły protokół stroju, white tie, w którym nie ma miejsca na fantazje. Wszyscy będą mieli takie same fraki. Kobiety mają większą wolność, ale – oczywiście – więcej ryzykują. Ich stroje będą komentowane, oceniane, wartościowane. Tak samo jak to jest w życiu – uważa noblistka.
Dlatego pytana, czy myślała o sukni jako o elemencie ważnego wydarzenia historycznego, odpowiada: – Zdałam sobie sprawę, że dziś ów moment historyczny to moment medialny. Niestety, będę bardzo widoczna medialnie: na zdjęciach, relacjach, w mediach społecznościowych i wszyscy będę komentować mój wygląd.
Presja była zatem ogromna. Gosia Baczyńska podkreśla jednak, że najważniejsze dla niej było to, żeby pisarka w jej sukni nadal pozostawała sobą i po prostu dobrze się w niej czuła. Co, jak można się domyśleć, proste już nie było.
Kierunek wyznaczyła wspomniana tunika. – Zaczęłam więc zastanawiać się nad dekoltem – opowiada Gosia. Zdecydowała się na zawoalowany. To motyw zaczerpnięty z najnowszej kolekcji Gosi, „Per aspera ad astra”, inspirowanej między innymi renesansem.
– Gdy góra sukni była już gotowa, zaczęłam się martwić o dół. Nie mogłam przecież ot tak, swobodnie puścić tkaniny. Przez weekend przepinałam dół po sto razy. Czasem wątpiłam. Myślałam: „Boże! Jakaś królowa Bona mi tu wychodzi!”. W końcu nad ranem znalazłam sposób – wspomina Gosia.
Jak na złość, początkowo suknia wyszła trochę za krótka i projektantka musiała ją przedłużyć. Nie chciała jednak, by kreacja była długa do samej ziemi, bo optycznie ściągałoby to – jej zdaniem – całą sylwetkę w dół. Ze stójką pod szyją i z mankietami wykończonymi koronką suknia zyskała nieco wiktoriański, wręcz guwernancki charakter, ale pozostała jednocześnie lekka.
Co sądzi o niej sama noblistka? Jest zachwycona. Podobają jej się i kolor, i welur, i, jak mówi, ciekawy falbaniasty dół. – Uwielbiam też takie spódnice: są jednocześnie wygodne i zamaszyste – przyznaje pisarka. A dekolt? – Cudowny! Zasłania i odsłania jednocześnie – cieszy się noblistka. – Najchętniej założyłabym do tej sukni trzewiki, ale Gosia doradziła mi lżejsze buty – dodaje.
Koraliki, którymi ozdobiono suknię, pojawiły się nieco przez przypadek: pomysł dały łebki markujących szwy szpilek, którymi spięto elementy powstającej właśnie sukni. Zabłysły delikatnie, dodając projektowi szyku i nagłego blasku.
Gotową suknię do Wrocławia przywiozła Jaga Hupało. – Tak ważnych rzeczy nie wysyła się kurierem – upomina Gosia.
Strój noblistki na ceremonię wręczenia medalu projektantka uzupełniła biżuterią stworzoną we współpracy z cenioną, młodą jubilerką Kasią Wójcik. Pomyślała o drobnych spinkach z pirytem na oksydowanym srebrze, w różnych – ciemniejszych i jaśniejszych – odcieniach, które delikatnie mignęłyby w dredach (– Nazywamy to „hairing” – mówi Baczyńska), i o nawiązujących do nich kolczykach. – Wybór pirytu jest celowy. To kamień niezależności i kreatywności – dodaje Wójcik.
Olga Tokarczuk, spytana przeze mnie, jak traktuje całe wydarzenie, odparła: – Cieszę się, że tego wszystkiego doświadczę, zwłaszcza że nie zdarza się to każdemu i zbyt często. Wiem jednocześnie, że to będzie wielki stres. Mam nadzieję, że uda mi się przeżyć w dobrym zdrowiu i że będę miała jeszcze w tym wszystkim trochę przyjemności i zabawy.
Czego, gratulując jej Nobla (i sukni), życzę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.