Kowbojki malowane w kwiaty, zdobione frędzlami lub wykonane z fabrycznie postarzanej skóry to ulubione buty gwiazd. Wybieramy te najpiękniejsze, które nie będą potrzebować towarzystwa rewolweru, lassa ani kapelusza buckaroo. Obronią się same.
Khaite: Made for (city) walkin'
Ma je już influencerka Sophia Roe, a śni o nich pewnie połowa branży. Buty Khaite mają bowiem wszystko, czego miejska fanka kowbojek może zapragnąć – kubański obcas zastąpiła zakrzywiona szpilka, a długość cholewki, sięgająca ledwo ponad kostkę, raczej nie ochroni użytkowniczki przed ugryzieniem jadowitego węża na Dzikim Zachodzie. Daleko im do praktyczności z punktu widzenia prawdziwego kowboja. Ale zdaje się, że to właśnie w nowoczesnej interpretacji klasyku tkwi urok. Nie przeszkadza już nawet to, że zostały wykonane we Włoszech, a kontrowersyjna w przypadku obuwia biel, jedynie dodaje im pazura.
Toral: Na pokuszenie
– Kiedy myślisz sobie „kowboj”, to myślisz o poganiaczu krów czy jednak o bohaterze westernu? – pytała w jednym z wywiadów Olivia Wilde. Dla aktorki sprawa jest oczywista – to szlachetny wędrowiec o twarzy Roberta Redforda. A teraz przyznać się – kto w pierwszej kolejności widzi kapelusz buckaroo i kowbojki? Te z wyobrażeń znajdziecie w butikach hiszpańskiej marki Toral. Firmy solidnej, w końcu najbliższym przodkiem omawianych butów były vaqueros noszone przez Hiszpanów, którzy w XIX w. osiedlili się w Meksyku. Model Mora Far ma wysoki obcas i unikatowe ozdoby wykonane z kontrastowej skóry, lakierowane detale oraz potrójne przeszycia.
Dorothee Schumacher: Ostatni prawdziwi
„Dziki Zachód się skończył […]. Kowboje przesiedli się z koni na samochody”, pisał prozaik i aktor teatralny Jerzy Krasicki. Na szczęście istnieją jeszcze miejsca, w których można znaleźć prawdziwe kowbojki – o spiczastym nosku, masywnym obcasie kubańskim i cholewce sięgającej ponad połowę łydki. Właśnie takie są buty Dorothee Schumacher. Zabierzecie je na wycieczkę po ostępach i przejażdżkę mustangiem. Tym o sile 670 koni mechanicznych.
City Boots: Cry Macho
Model marki City Boots (założonej przez rodowitą Teksankę, Lizzy) zdecydowanie odstaje od pozostałych przedstawionych w selekcji – utrzymanych w stonowanych barwach, uniwersalnych, klasycznych. Ale zdaje się, że nawet zacięte minimalistki nie oprą się urokowi różowych kowbojek. Zwłaszcza że trend barbiecore tylko nabiera tempa. Urzeka w nich niemal wszystko – precyzja wykonania, hafty, no i uformowane ze śmietankowej skóry ozdobne serduszka. Jak podkreśla Lizzy, choć na cholewce serca są całe, w rzeczywistości, buty City Boots to bardziej łamaczki serc niż romcomowe romantyczki. I dodaje: – Aż się proszą, by wyskoczyć w nich na drinka.
Ganni: Nowiny ze Skandynawii
A może kowbojki w skandynawskim wydaniu? O minimalistycznej formie, ale w maksymalistycznej oprawie. Nowoczesne, choć silnie osadzone w historii, które z powodzeniem można wystylizować z westernową kurtką z zamszu, jeździeckimi czapsami, a nawet lassem. Modelu idealnego poszukajcie w butikach duńskiej marki Ganni. Wszystkie zostały wykonane z włoskich skór w zgodzie z ideą zrównoważonego rozwoju. Do wyboru, w karmelowym brązie i odsłonie black and white.
Isabel Marant: Dwóch wspaniałych
W XIX w. na Dzikim Zachodzie krążyły legendy o Billym Kidzie – rewolwerowcu, który z dziecięcego rozbójnika wyrósł na zawodowego złodzieja koni. Plotkowano o zwiadowcy i tropicielu Tomie Hornie czy Wildzie Billu Hickoku – aktorze, który sławę zayskał dopiero, gdy podczas partyjki pokera jeden z graczy śmiertelnie postrzelił go w tył głowy, w odwecie za wcześniejszą zniewagę. Dziś od Paryża po Nowy Jork mówi się o jednym – kowbojkach Isabel Marant. Że są ultrawygodne, niezawodne i przede wszystkim, ponadczasowe. Z daleka nie widać charakterystycznych przeszyć – wtedy wyglądają jak bardzo stylowe kozaki. Zaufajcie nam, jesienią będziecie je nosić do wszystkiego!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.