Ona zajmuje się modą, w domu tylko bywa. On jest tłumaczem, spędza przy biurku długie godziny. Dobrze czują się w oryginalnych przestrzeniach z atmosferą. Dla tej polsko-francuskiej pary Zofia Wyganowska i Agata Melerska zaprojektowały mieszkanie w starej warszawskiej kamienicy.
Wysokie pomieszczenia z resztkami oryginalnych sztukaterii, drewniana klatka schodowa prowadząca od podwórza studni, strzeliste okna – to wnętrze pozwala przenieść się do Warszawy z 1913 roku, czasu powstania budynku. Elegancka sześciopiętrowa kamienica w Alejach Jerozolimskich przez lata ulegała zniszczeniom, ale nadaje jej to dziś stylowego charakteru. Jest oryginalną perełką w samym centrum miasta, pomiędzy ekskluzywnym hotelem, dworcem a plątaniną uliczek z modnymi knajpkami.
– Wszystko ma jednak swoją cenę – mówi Agata Melerska. Wyjaśnia, że w przypadku zabytkowego budownictwa, nad którym czuwa konserwator, inwestorzy muszą iść na kompromisy, na przykład związane z rozkładem i funkcjami pomieszczeń. Projektowanie w starej tkance zawsze jest wyzwaniem, bo oznacza autorskie rozwiązania właściwie na każdym etapie realizacji.
– Wnętrze ma 85 metrów, ale zostało wydzielone z większego lokalu, stąd jego trudny kształt, przypominający literę L. Oznacza to, że niewielka kuchnia znajduje się przy wejściu, a salon po przeciwnej stronie mieszkania – tłumaczy Zofia Wyganowska i dodaje, że sporą część powierzchni zajmuje korytarz. Dziwić może też stosunkowa mała liczba okien, ale kiedy już zaakceptujemy specyfikę mieszkania z początku XX wieku, zauważymy plusy, jak oryginalny parkiet czy sztukaterie.
Wnętrze to kompozycja: Oryginalna tkanka, eklektyzm i subtelny kolor
Inwestorzy mieli już swoje meble – m.in. okrągły, fornirowany stół, komplet krzeseł i pianino – to był sygnał, że będą otwarci na swobodny, eklektyczny styl i rzeczywiście kiedy architektki zaproponowały pomarańczową, welurową kanapę przystali na ten pomysł. Nie obawiali się też oryginalnych kolorów, które są znakiem rozpoznawczym pracowni. Bo choć Zofia Wyganowska i Agata Melerska lubią zaczynać od zastanych detali czy historii wnętrza, ich zasada brzmi: „bez historyzmu”. Według tej maksymy dobre wnętrze powinno łączyć różne epoki w taki sposób, że stać się ponadczasowe.
– Zdecydowałyśmy się wyremontować podłogę. Zostawiłyśmy stolarkę w salonie, framugi drzwi ze świetlikami i zachwyciłyśmy się sztukaterią, która, o dziwo, nie wymagała napraw – mówi Melerska. Kolejny etap polegał na dodawaniu pojedynczych, dobrze przemyślanych elementów. Na przykład w kuchni pojawiła się zabudowa – gładkie, beżowe fronty zestawione czarnym obramowaniem. Do tego marmurowy blat, wyoblony bok i biżuteryjne detale – mosiężny kran i uchwyty.
W salonie białe ściany rozświetliły się po tym, jak drzwi i wnęki pomalowano na beżowo. – W tym miejscu zaaranżowałyśmy półki na książki i biurko do pracy – opisuje Melerska.
Na środku stanął okrągły stół z lat 30., nad nim zawisła stylizowana na międzywojnie lampa, przy ścianie postawiono pianino, a z boku masywną kanapę, połączoną z marmurowym stolikiem i niską fornirowaną komodą, na której stoi telewizor. – Wnętrze traktujemy jak kompozycję form, faktur i kolorów. Przy braku zasad jest to reguła, której się trzymamy – podkreśla Wyganowska.
Najciekawszym, bo najbardziej nastrojowym pomieszczeniem wydaje się w tym mieszkaniu sypialnia. Sufit w gołębim odcieniu niebieskiego odcina się od spłowiałych ścian z różowymi tonami. Dominantą staje się łóżko pokryte szarą lnianą kapą. To detale porządkują wnętrze – białe okrągłe kontakty z tworzywa, błyszczące kinkiety polskiej marki Lexavala, szafeczka vintage czy metalowy stoliczek.
Wrażenie robi łazienka z różowego marmuru. Granatowa bordiura koresponduje z klasyczną umywalką na nodze i lustrem stylizowanym na lata 60. Współczesną surowość wydobywają czarne matowe baterie i kabina z ryflowanego szkła.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.