Wojna w Ukrainie wywołana przez Rosję to nie tylko działania militarne, lecz także walka informacyjna. Trolle próbują przekonać międzynarodową opinię publiczną chociażby o składaniu broni przez ukraińskich żołnierzy, przejściu wojskowych na stronę wroga czy dzieciach salutujących Rosjanom. Na jakie fake newsy jesteśmy narażeni? Jak je rozpoznać i jak się przed nimi bronić?
Najbardziej jaskrawym przykładem kłamliwej informacji był rozprzestrzeniający się z zawrotną prędkością news o benzynie. W wyniku wojny miały zostać wstrzymane dostawy paliwa. W niektórych miejscach w kraju ustawiały się kolejki na stacjach benzynowych, a ceny zaczęły rosnąć.
Plotkę o paliwie szybko zdementował rząd, wypowiadał się na ten temat także prezes Orlenu – Polsce nie grozi odcięcie od surowców. Jednak, jak podkreślają eksperci portalu demagog.org.pl, brak paliwa może stać się samospełniającą się przepowiednią. „W odniesieniu do obecnej sytuacji fałszywym oczekiwaniem jest brak paliwa na stacjach. To powoduje, że niektórzy kierowcy w panice zaczynają wykupywać benzynę, co prowadzi do braku zapasów w niektórych lokalizacjach. Podobna sytuacja miała miejsce w Stanach Zjednoczonych w 2021 roku, kiedy to grupa hakerów wstrzymała prace jednego z rurociągów na wschodnim wybrzeżu. Władze stanowe zapewniały, że zgromadzone zapasy pozwolą na przetrwanie kryzysu. Jednak panika spowodowała, że stacje paliw zaczęły być masowo oblegane przez kierowców, gwałtowny wzrost sprzedaży spowodował wzrost cen, a także braki zapasów na niektórych stacjach”.
W ostatnich dniach czytamy między innymi o uchodźcach spoza Europy, którzy masowo przekraczają polsko-ukraińską granicę. – Wiemy od służb, że to nieprawda. Granicę przekraczają studenci z krajów afrykańskich, którzy wybrali Ukrainę ze względu na niskie koszty utrzymania i bliskość Europy Zachodniej. Te fake newsy mają w nas zasiać panikę – mówi nam Kinga Klich z portalu demagog.org.pl. Ekspertka opowiada Vogue.pl o innych nieprawdziwych informacjach, chociażby tych związanych ze skażeniem środowiska, do którego rzekomo miało dojść u naszych wschodnich sąsiadów, czy braku informacji o granicach. – Propaganda prorosyjska próbuje nas przekonać, że wojna w Ukrainie została wymyślona – dodaje Klich.
Komisja Nadzoru Finansowego nie zamierza wprowadzać limitów na wypłatę pieniędzy
Innym fake newsem, o którym usłyszało sporo ludzi, były trudności z wypłacaniem pieniędzy z bankomatów. Reporterzy informowali, że przed bankomatami w całym kraju ustawiały się kolejki ludzi, którzy chcieli mieć w domu gotówkę, na wypadek wojny lub międzynarodowego kryzysu gospodarczego. Narodowy Bank Polski uspokajał w specjalnych komunikatach, że przepływ gotówki nie jest niczym ograniczony, a Komisja Nadzoru Finansowego nie zamierza wprowadzać limitów na wypłatę pieniędzy. „W związku z napiętą sytuacją na Ukrainie można spodziewać się wzmożonych działań dezinformacyjnych na terenie Polski, związanych m.in. z dostępnością gotówki. Nie daj się nabrać i sam nie podawaj dalej fałszywych informacji” – ostrzegała KNF.
Pod koniec ubiegłego tygodnia pojawiło się również kilka fałszywych zbiórek pieniędzy na rzecz Ukrainy. W odruchu serca były udostępniane na Instagramie czy Twitterze. Warto uważać na zbiórki, w których mają być wykorzystywane kryptowaluty i NFT, a także na SMS-y, w których występuje połączenie słów „Ukraina” i „Bitcoin”. Pod tym linkiem znajdziecie bieżące informacje o fałszywych zbiórkach.
Według Kingi Klich najpopularniejszą formą dezinformacji jest wykorzystanie nieaktualnych multimediów, manipulacja brakiem kontekstu. – Ostatnio wykorzystano zdjęcie z 1993 roku, żeby zobrazować rzekomo zestrzelony rosyjski myśliwiec – opowiada ekspertka. W ubiegłym tygodniu świat obiegło zdjęcie kobiety z zakrwawioną twarzą i bandażem na głowie. Rosyjska propaganda przekonywała, że fotografia pochodzi z 2018 roku.
28 lutego popularna stała się okładka magazynu „Time” z portretem Władimira Putina, na który nałożono fragment twarzy Adolfa Hitlera z wąsami. Szybko okazało się, że to fake, redakcja nigdy nie opublikowała takiej okładki. – Nabrali się wszyscy, autor tego projektu napisał, że zareagował w ten sposób na słabą według niego okładkę „Time’a”. To przykład tego, że tak naprawdę do wszystkiego trzeba podchodzić z podejrzliwością – komentuje Kinga Klich.
Wchodząc w internetową dyskusję, możesz nieświadomie przyczynić się do rozpowszechniania dezinformacji
Twórca popularnego podcastu „Dział zagraniczny” Maciej Okraszewski przygotował kodeks dobrych praktyk w sieci. Zachęca do czerpania informacji tylko z dużych, tradycyjnych i prestiżowych mediów, a zniechęca do poszukiwania ich w mediach społecznościowych i u influencerów. Zaleca czytanie dłuższych analiz, a nie krótkich newsów. Sugeruje podawanie dalej wiadomości o pomocy Ukraińcom, a nie informacji o starciach zbrojnych. Przygotował na ten temat specjalny odcinek „Działu zagranicznego”.
Wspomniany portal demagog.org.pl wymienia 12 zasad odpowiedzialnego zachowania w sieci. Na pierwszym miejscu stawia rozważne komentowanie postów w social mediach. „Pamiętaj, że udostępniając niesprawdzone wiadomości bądź wchodząc w internetową dyskusję, możesz nieświadomie przyczynić się do rozpowszechniania dezinformacji”. Dalej czytamy o sensacyjnych postach, które mają na celu wywołać u odbiorców silne emocje. Należy podchodzić do nich ostrożnie. Dotyczy to również zdjęć pokazywanych poza kontekstem, w jakim powinny zostać opublikowane. W wielu wypadkach okazuje się, że fotografia obrazująca konflikt zbrojny pochodzi z zupełnie innego czasu, kraju i wojny. Dlatego, patrząc na fotografię, zawsze trzeba sprawdzić, kiedy towarzyszący jej artykuł został napisany. Warto zwracać uwagę na poprawność językową wpisów. Błędy gramatyczne to sygnał, że tekst mógł powstać w rosyjskiej bazie trolli. Eksperci portalu zachęcają, podobnie jak Maciej Okraszewski, do sięgania po informacje przekazywane przez duże, tradycyjne media, a także przez portale fact-checkingowe.
Trolle łatwo rozpoznać po fikcyjnej nazwie użytkownika, fotografii z internetowego banku zdjęć
Gdzie śledzić informacje o wojnie? Na pewno nie na Instagramie. Największe polskie redakcje wysłały do Ukrainy własnych korespondentów, którzy kilka razy dziennie publikują autorskie materiały. W gazetach, telewizji, portalach informacyjnych można zapoznać się z analizami i wywiadami z ekspertami. Dobrym i darmowym źródłem informacji jest Oko.press. Płatne analizy i artykuły publikują całą dobę strony TVN, „Gazety Wyborczej” czy „Rzeczpospolitej”.
Kinga Klich mówi, że nowych mediów, takich jak Instagram czy TikTok, nie należy traktować na równi z tradycyjnymi. Publikowane w nich przekazy pochodzą od znajomych albo influencerów, co nigdy nie może być w stu procentach zweryfikowane. Co młoda osoba, korzystająca całą dobę z aplikacji, może zrobić? – Przede wszystkim nie czerpać informacji o geopolityce z Instagrama. Wystarczy kilka razy dziennie sprawdzić portale dużych tradycyjnych mediów lub depesze z amerykańskich agencji prasowych. A do treści na TikToku podchodzić chłodno, z dużym dystansem – odpowiada ekspertka. Radzi każdy szokujący news sprawdzić w dwóch, a nawet trzech niezależnych źródłach (radio, prasa, telewizja) i zanim tego nie zrobimy, pod żadnym pozorem nie udostępniać dalej. Kto ma to na czas w dynamicznych social mediach? – Wiem, że jesteśmy przyzwyczajeni do innego tempa, ale lepiej przeczytać dłuższą analizę i zapytać o źródło, niż po prostu powtarzać nieprawdziwe informacje – przyznaje Kinga Klich.
Warto też zwracać uwagę na niektóre profile. Trolle w social mediach łatwo rozpoznać po agresywnym i prowokacyjnym języku, fikcyjnej nazwie użytkownika, fotografii z internetowego banku zdjęć. Co ciekawe, Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych ogłosił, że aż 90 procent kont szerzących obecnie antyukraińskie treści wcześniej publikowało teksty sceptyczne wobec szczepień lub negujące ich sens.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.