Boziu, ale ten facet miał słuch. Że do muzyki, rytmu i rymu, to oczywiste, bo inaczej nie tworzyłby piosenek uznawanych przez całą Amerykę za kultowe. Woody Guthrie miał przede wszystkim słuch do języka. W „To jest wasz kraj, to jest mój kraj” znajdziemy wszystkie możliwe slangi, akcenty, zaśpiewy, a nawet wady wymowy.
Czytam jego pisanie i mam wrażenie, że wiem, iż konkretne zdanie mógł wypowiedzieć tylko robotnik rolny ze Środkowego Zachodu, inne – czarny, a kolejne – gość, który chował się na głębokim Południu. W prozie Woody’ego znajdziemy wszystkie możliwe slangi, akcenty, zaśpiewy, a nawet wady wymowy. Niby tylko czytamy, ale przecież słyszymy. I jest to język Ameryki – tej z poziomu zero. Chropawy, ale do bólu prawdziwy. Bo opowiada o prawdziwym życiu.
Woody Guthrie, amerykańska legenda muzyki folk, ale też ktoś o wiele, wiele więcej, zawsze był po stronie życia. Również wtedy, gdy opowiada o tych, którzy w wagonie pociągu towarowego, wyżęci przez Wielki Kryzys, przez pospolity niefart albo złe miejsce urodzenia, tłuką się po całych Stanach. Od – jak śpiewał w „This Land Is Your Land, This Land Is My Land” – sekwojowych lasów Zachodu i kalifornijskich pomarańczowych gajów, po wody Golfstromu na Wschodzie, by wreszcie zaświeciło im szczęśliwsze słoneczko.
Urodził się na farmie w Oklahomie. Gitarowych chwytów uczył go stryj. Próbował malować, lecz obrazki rozdawał za darmo. Dla zarobku przygrywał na wiejskich zabawach, podkładając nowe słowa pod stare ludowe melodie. Wspominał, że za śpiewanie na potańcówkach mógł zarobić nawet trzy dolary za noc. „Piosenka – zaśpiewasz, wpadnie ludziom w ucho, poskaczą sobie, pośpiewają z tobą, a kiedy kończysz, to już po niej, ale za kolejne zaśpiewanie znów ci zapłacą. A na dodatek możesz śpiewać o tym, co sobie myślisz”. Woody myślał o nizinach, niesprawiedliwościach, wyzysku i upokorzeniu. Stał się jednym z ojców amerykańskiego protest songu.
Gdy dopadł go Wielki Kryzys, pojechał do Kalifornii. Śpiewał tam w radiu, ale też bujał się od knajpy do knajpy. W końcu był największym amerykańskim hobo, przedstawicielem subkultury, która chce wagabundzić, łazić od farmy do farmy, jechać ze stanu do stanu, odrabiać dniówkę w zamian za nocleg w stodole i kolację, a potem ruszać dalej. Śpiewał o ludziach, co to „palą, dają do pieca, co dają w żyłę… wielorybnicy, marynarze, alkoholicy, grandziarze… ci, co plują, ci, co prują, ci, co glinom się pucują… ofiary i sprawcy, krwiopijcy i sprzedawcy”.
Nie zapomniał o doliniarzach i mojkarzach, o tych, co szukają burdeli, gościach od tańca, od chlania, od „koni obstawiania”. Kiedy pojawił się w Nowym Jorku, trafił piosenkami do amerykańskiej lewicowej elity intelektualnej. Jak najbardziej był „prawdziwkiem”, facetem z ludu i o ludzie opowiadającym. Ale – co przeczytacie w autobiografii – miał w sobie iskrę geniuszu i prawdziwy, mocno uzasadniony bunt. Opowiada o nim na tle najważniejszych momentów amerykańskiej historii, od prohibicji, przez krach gospodarczy i japoński atak na Pearl Harbour. Na gitarze wypisał hasło, że to broń przeciwko faszyzmowi. Było za co go kochać i podziwiać, choć w życiu prywatnym umiał być potworem. Zmarł w szpitalu psychiatrycznym w 1967 roku na pląsawicę Huntingtona, chorobę wówczas nieuleczalną.
Pete Seeger, heros folku i protest songu, napisał po śmierci Woody’ego: „Jego piosenki są podchwytliwie proste. Dopiero gdy człowiek się z nimi zżyje, uświadamia sobie ich wspaniałość. Każdy bałwan umie komplikować. Żeby osiągnąć prostotę, trzeba geniuszu”.
Bez Woody’ego Guthriego nie byłoby Boba Dylana i Joan Baez, amerykańskiego protest songu i wrażliwości społecznej kultury popularnej. Po prostu Woody był wspaniały. I kwita.
W kultowym songu „Pociąg do stacji Chwała” napisał:
„Tu z nami nie jadą żadni szulerzy,
Złodzieje, kanciarze, żadni macherzy;
Dla nas końcowa stacja to Chwała – tak jest!”.
I dodawał:
„Tu nie ma gadułów z cygarkiem,
Kanciarzy ze złotym zegarkiem.
Dla nas końcowa stacja to Chwała – tak jest!”.
Trzeba też dodać, że nie byłoby wspaniałych słów Woody’ego Guthriego po polsku, gdyby nie Tomasz S. Gałązka, który tę autobiografię wspaniale przełożył. Czytać i słuchać, słuchać i czytać – tak jest.
Woody Guthrie, „To jest wasz kraj, to jest mój kraj”, tłumaczył Tomasz S. Gałązka, wydawnictwo Czarne
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.