Wyłączyć zazdrość. „Otwarty związek to pozorne poczucie wolności”
Czym różni się otwarty związek od niewierności? Dlaczego wchodzimy w takie układy? Czy zazdrość można wyłączyć na zawołanie? Pytamy psychoterapeutkę Małgorzatę Liszyk-Kozłowską.
Na czym polega otwarty związek?
Otwarty związek to taki, w którym tworzące go osoby mają świadomość, że pewne potrzeby seksualne ich partnerzy realizują poza ich układem. Są dla tych partnerów pierwsi, pod względem ważności, ale każde z nich godzi się na to, że w ich życiach są też jacyś drudzy.
Gdybyśmy miały to przyrównać do mieszkania: mieszkamy we dwójkę w salonie, ale z tego salonu są drzwi, za którymi odbywają się zajęcia w podgrupach. Później wracamy do wspólnego salonu, do którego inne osoby nie mają wstępu. W ten sposób wyróżniamy siebie.
Natomiast dajemy sobie zgodę na to, że możemy spotykać się seksualnie z innymi kobietami i mężczyznami. W mojej ocenie to pozorne poczucie wolności.
Co masz na myśli?
Z czasem ten otwarty związek, który wydaje nam się, że jest dla nas stworzony, prowadzi do tego, że stajemy się zakładnikami własnej wyobraźni. Zaczynamy myśleć o intymności naszego partnera, widzimy go z innymi kobietami czy mężczyznami, no i przestajemy być wolni. Bo my chcemy być pierwsi i ostatni – lubimy być najważniejsi, mieć poczucie wyjątkowości. Trudno zawiązać sobie supeł na wyobraźni, równie trudno wyłączyć zazdrość. To nie lampa.
I nagle nasz salon, w którym sobie tak elegancko usiedliśmy i ustaliliśmy wolność wyborów dodatkowych partnerów seksualnych, przestaje być tym eleganckim i designerskim salonem, a zaczyna się zamieniać w jaskinię, w której siedzi zazdrosny samiec i zazdrosna samica.
A czy to nie jest tak, że dla mężczyzn i dla kobiet otwarty związek będzie czym innym?
Oczywiście, stereotypowe wyobrażenie kobiety pokazuje, że ona inaczej odbierze ideę otwartego związku, bardziej jak zdradę. Że jest wrażliwsza, bardziej delikatna i emocjonalna. Ale to stereotyp.
Może pozornie wydawać się, że to układ idealny dla facetów, ale są dwie strony tego medalu. Bo mężczyzna, gdy się godzi na otwarty układ, z czasem również może zacząć być zazdrosny. Na przykład o to, że jakiś inny mężczyzna dotyka jego kobiety. I może walczyć sam ze sobą i tkwić w tym wyobrażeniu siebie, jako światowego faceta, otwartego na nowinki. Ale w środku może być facetem, który nie chce, aby ktoś inny całował – i nie tylko – jego kobietę.
Często deklarujemy pewne rzeczy, bo wydaje nam się, że sprostamy im emocjonalnie. Ale potem okazuje, że przekroczyliśmy samych siebie. Że nam się tylko wydawało, że to jest takie łatwe do rozdzielenia. Jesteśmy istotami złożonymi. Najprostszym przykładem tego jest to, że jesteśmy w stanie kogoś równocześnie kochać i go nie lubić. Przecież nawet jak kogoś kochamy, ten ktoś potrafi nas wkurzyć. Co nie oznacza, że chcielibyśmy z niego zrezygnować. Mamy zdolność do równoległego przeżywania pozornie sprzecznych ze sobą uczuć.
Może się okazać, że jedno z partnerów nie jest w stanie funkcjonować w związku, w którym są więcej niż dwie osoby. Zacznie czuć obecność kogoś innego, a ostatecznie poczuje się zdradzone
Podobnie może być w sytuacji, gdy deklarujemy naszą otwartość na seksualność poza związkiem. Kiedy dojdzie do konsumpcji, to może się u jednej ze stron obudzić konflikt wewnętrzny, emocjonalne splątanie.
Możemy przyjąć założenie, że tylko wtedy, jeśli nie pojawia się krzywda którejś ze stron, a ta umowa rzeczywiście nikomu, w żadnym momencie nie rozdziera serca, to układ jest dla tych dwojga dobry. Choć trudno mi to sobie wyobrazić.
Znalazłam w internecie wypowiedź mężczyzny, który opisuje taką swoją relację z żoną, która trwa już od dłuższego czasu i oni sobie ją bardzo chwalą. Mają jasno ustalone zasady…
Jakie?
Takie, że planują swoje prywatne randki z kalendarzem rodzinnym, a plany rodzinne i współmałżonka są zawsze priorytetowe. Ponadto dają sobie prawo weta, bez podania przyczyny. On się nie zastanawia, czy ona idzie z tamtym facetem na piwo, czy do łóżka. Dają sobie kredyt zaufania, bo wiedzą, że współmałżonek ich kocha i wróci do domu o ustalonej porze.
To relacja mężczyzny. Nie wiemy, jak się czuje w tym jego kobieta, nie rozmawialiśmy z nią, nie wiemy, co ona tak naprawdę myśli.
Główną przyczyną konfliktów w związkach jest to, że ludzie nie umieją ze sobą rozmawiać, nie są ze sobą szczerzy, nie mówią wszystkiego, nie komunikują swoich potrzeb. Ukrywają je, dopóki nie przeleje im się czara i wtedy wybuchają. Czyli, jeżeli mnie to zacznie boleć – bo odkryję, że to relacja nie dla mnie – to nie pójdę w pierwszym odruchu do mojego partnera i mu o tym nie powiem.
Będę to kisić w sobie, bo boję się usłyszeć, że: „przecież się na coś umówiliśmy”.
Bo przecież de facto się umówiliśmy.
Ale my się czasem na coś umawiamy nie mając wszystkich danych. Te dane często pojawiają nam się z czasem. W trakcie istnienia tej umowy. Zanim ją zawarliśmy, nie mogliśmy wiedzieć, jak się będziemy z tym czuli.
To tak, jakbym zapytała ciebie, czy ci smakuje rachatłukum.
Co?
To taki rodzaj słodyczy. Bardzo słodkich.
Ty nie możesz się do tego ustosunkować, bo nie wiesz, co to jest – dopóki nie spróbujesz. Możesz pomyśleć: „OK, w sumie lubię słodycze”. Jednak dopiero jak to weźmiesz do ust, to możesz powiedzieć, czy chcesz tego rachatłukum więcej niż jeden kęs. Wstępnie możesz się zgodzić, ale masz za mało danych wyjściowych, żeby zadeklarować chęć codziennego jedzenia rachatłukum.
I to samo jest z tymi umowami w związkach otwartych. Możecie się umówić: „Dobra, to tylko seks. Spróbujmy”. Tylko pytanie, czy zostawiacie sobie możliwość przegadania, czy macie ochotę jeść to rachatłukum na dłuższą metę. I czy macie na to ochotę oboje.
Czyli powinniśmy się umówić, że decydujemy się wejść w taki układ, ale po jakimś czasie wracamy do rozmowy i sprawdzamy, czy taki układ nam nadal pasuje?
Weryfikacja jest konieczna. Oczywiście, to wymaga czasu, testowania, a przede wszystkim głębszego przemyślenia. Bo dopóki to doświadczenie się nie pojawi, to ja nie mogę powiedzieć, że to coś dla mnie. Ale od początku musimy brać pod uwagę, że ryzykujemy stabilność naszego związku.
A co, jeśli ta druga strona tak w tym zasmakowała, że nie chce teraz z tego zrezygnować?
To główny powód, dla którego należy uważać z takimi związkami, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć, w którą stronę zmierzają. Może się okazać, że jedno z partnerów nie jest w stanie funkcjonować w związku, w którym są więcej niż dwie osoby. Zacznie czuć obecność kogoś innego, a ostatecznie poczuje się zdradzone.
Wtedy trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że to nie dla nas. Każda ze stron powinna wykazać się dobrą wolą i wyrozumiałością. Trzeba to będzie przepracować. Albo się rozstać. Musimy się z tym kosztem liczyć, wchodząc w tego typu układ.
Znam parę, w której to ona miała związek na boku.
Czyli chciała oficjalnie wprowadzić swojego kochanka do związku?
Tak. Ale tak bardzo gryzły ją wyrzuty sumienia, że postanowiła zaproponować swojemu mężowi otwarty związek. On nie chciał. Ale ona nalegała. Wreszcie wyprosiła to u niego. Zgodził się. Pół roku cierpiał, miotał się. Koniec końców jej drugi związek się rozpadł, a on sobie znalazł kogoś, w kim się zakochał. I odszedł od żony.
Ale on nie wszedł dobrowolnie w ten układ. Wszedł w niego z lęku przed utratą jej. A to nie jest to samo.
Przepracowanie zdrady nie polega na tym, że osoba, która została zdradzona kiedykolwiek o tym zapomni. Zdrada będzie już zawsze obecna, jak śpiący policjant na drodze
Ale można na to też spojrzeć z drugiej strony: to on podjął decyzję i poniósł jej konsekwencje.
Chyba głównie ona je poniosła?
Oboje je ponieśli, bo ich związek się rozpadł. On nie wszedł w ten związek w zgodzie ze sobą. A mógł zgłosić weto.
Czasem trudno zaprotestować, ulegamy partnerowi, tak jak i ten mężczyzna uległ z miłości do swojej żony.
Mówienie „nie” jest w ogóle bardzo trudne. Możemy jasno zakomunikować, że się boimy, albo że uważamy, że to nie jest dla nas, że to nas skrzywdzi.
W internecie osoby, które deklarują, że są w takich związkach, uważają siebie i swojego partnera za osoby nowoczesne, światłe. Ta nowoczesność brzmi jak słowo-wytrych, które ma otwierać nowe drzwi.
Oczywiście. Łatwo automatycznie powiedzieć, że ty, jeśli w to nie wchodzisz, to jesteś zacofana. To nieuczciwe postawienie sprawy.
A może w udany otwarty związek najlepiej wejdą osoby, które już tego spróbowały? Miały wcześniej różnych partnerów, skakały z kwiatka na kwiatek.
Myślę, że większość z nas jest na szczęście trochę staroświecka i lubimy tradycyjne związki.
W tych tradycyjnych związkach też różnie bywa. Wiesz, że według badań zdradzają głównie mężczyźni z dużych miast, z wyższym wykształceniem i z dobrą pracą?
Zdradzają nie tylko mężczyźni. Do zdrady dochodzi głównie dlatego, że ludzie się od siebie odsuwają, przestają się o siebie troszczyć, wkrada się rutyna, randki nie są już takie emocjonujące, partnerzy nie zabiegają o siebie, nie podrywają się, nie uwodzą. To jest to całe zaplecze, z powodu którego dochodzi między ludźmi do rozstań emocjonalnych i pojawia się przestrzeń na zdradę.
Zdradzają nie tylko mężczyźni. Do zdrady dochodzi głównie dlatego, że ludzie się od siebie odsuwają, przestają się o siebie troszczyć, wkrada się rutyna, randki nie są już takie emocjonujące
Choć oczywiście w pewnych kręgach posiadanie kochanki dodaje mężczyznom wyższej rangi, to jest jak posiadanie wypasionego samochodu dobrej marki. Stać mnie na to.
Możemy spojrzeć na to z historycznego ujęcia. Od grup łowiecko-zbierackich, przez Starożytny Egipt czy Rzym, przeważała monogamia. Bardziej się po prostu opłaca ze względów ekonomicznych. Łatwiej wyżywić jedną żonę niż kilka. Chrześcijaństwo usankcjonowało monogamię. Co nie znaczy, że nasi przodkowie nie znali zdrad i związków pozamałżeńskich.
Jednak tak, jak mówisz, historia ludzkości, jest głównie męską historią i zna wiele przykładów, że mężczyźni lepiej sytuowani mogli mieć kilka żon – starożytne Chiny do czasów Mao, czy Bliski Wschód były pełne haremów. Druga i każda kolejna kobieta świadczyła o wyższym statusie społecznym mężczyzny, bo go na to stać.
Tu się wiele nie zmieniło. Zauważ, że kobiety są tu traktowane bardzo przedmiotowo. Bez prawa głosu. I możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, bazując chociażby na przykładach z literatury, jak bardzo były o siebie zazdrosne.
Zazdrość nie zniknęła w wyniku ewolucji razem z kością ogonową. Zazdrość i monogamia była nam potrzebna, żeby mężczyzna wychowywał swoje biologiczne potomstwo. Dobrze też, żeby je posiadał z jedną kobietą, bo inaczej jego uwaga jest zbyt podzielona – trudniej mu się zająć swoim licznym potomstwem, gdy ma je z wieloma kobietami.
Według badań „Ryzykowne zachowania Polaków”, przeprowadzonego przez Centrum Pomocy Społecznej w 2016 r., 46 proc. Polaków i 32 proc. Polek zdradza lub zdradziło swojego partnera. W przypadku kobiet niejednokrotnie są to wieloletnie związki na boku. U mężczyzn częściej są to jednorazowe stosunki.
Rośnie liczba zdradzających kobiet. Przyczyny można by doszukiwać się w tym, że kobiety wyszły z domów. Poszły do pracy, zaczęły zarabiać pieniądze, mają własną przestrzeń poza domem.
Kobiety też coraz więcej oczekują dla siebie w relacjach. Mają wyższe oczekiwania w stosunku do partnerów, którym oni często nie mają siły sprostać. Z różnych powodów. Raz, bo im po latach odpuszczania sobie zwyczajnie nie chce się zatroszczyć o relację. Choć tu można tak samo winić obydwoje partnerów. Dwa: mężczyźni nierzadko mają wizję związku – najczęściej wyniesioną z patriarchalnego domu – że mężczyzna nie musi się troszczyć o kobietę, bo ona i tak jest.
Taka kobieta, jeśli zaczęła pracować, zyskała większą niezależność finansową, rzeczywiście może zacząć szukać kogoś, w oczach kogoś może się przejrzeć. Szuka uwagi, adoracji, ekscytacji. Nie chce już być elementem wystroju domu. Kobiety nie szukają tylko i wyłącznie spełnienia seksualnego. I tym się w dużej mierze różnimy od mężczyzn. Ale nie chciałabym doprowadzić do sytuacji, w której kobietom przypisujemy potrzeby wyższe w poszukiwaniu partnerów poza związkiem. A u mężczyzn jest to tylko poziom fizjologii. Mężczyźni nie są jednowajchowi – jak to kiedyś powiedziała jedna ze znanych pisarek.
Mężczyzna tak samo potrzebuje rozmowy, pogłaskania i podziwu. My często mamy poczucie, że to nas, kobiety należy adorować. Mężczyzna też potrzebuje usłyszeć: „Ale ci się udało”, „Jestem z ciebie dumna”, „Jesteś fantastycznym facetem”, „Lubię z tobą rozmawiać”. Gdybym miała ująć to poetycko, to bym powiedziała, że dusze kobiet i mężczyzn są one utkane z trochę innej materii.
Jednak aż 73 proc. mężczyzn szuka poza związkiem jedynie seksu.
I pytanie, co oni rozumieją przez seks. Czy to ma być czysta fizjologiczna czynność, czy też wchodzi w to mimo wszystko zaangażowanie emocjonalne, którego częścią jest czułość, obecność, nawet jeśli ona się wyraża przez seks z drugą kobietę. Tam jest przecież gra wstępna, uwodzenie, wzajemna atrakcyjność.
Patrząc też na to z drugiej strony – jedna czwarta nie szuka jedynie seksu. To nie jest tak mało.
A spójrzmy na to jeszcze inaczej. Załóżmy, że przychodzi do mnie mój partner i proponuje mi otwarty związek. Czyli w zasadzie mogę mieć 73 proc. pewności, że on chce zaspokoić tylko swoje potrzeby seksualne i nie zaangażuje się emocjonalnie poza związkiem, więc do mnie wróci.
To dość przewrotne spojrzenie. Mężczyzna tak samo może się zauroczyć, zakochać. Ja bym nie ryzykowała.
Kobiety jako przyczynę zdrady podają: wyrwanie z nudnej rzeczywistości, potrzebę bliskości, a także wsparcia i szacunku. Czyli jeżeli ja bym zaproponowała mojemu partnerowi otwarty związek, to raczej znaczyłoby, że szukam poza związkiem czegoś zupełnie innego i on nie powinien być już taki spokojny. On ten seks poza związkiem łatwiej znajdzie. Ja bliskości będę musiała szukać dłużej i wytrwalej. Ale jeśli znajdę, to z dużym prawdopodobieństwem odejdę.
Masz rację, choć coraz częściej zdarza się też tak, że kobiety nie odchodzą do innego mężczyzny. One odchodzą od tego konkretnego mężczyzny. Kobiety rzeczywiście szukają głównie wsparcia, bliskości, przyjaźni i jeśli ich nie znajdują w związku, to mogą szukać dalej. Moje pytanie brzmi: czy szukają tego dojrzale?
Co to znaczy dojrzale, w tym kontekście?
To znaczy, czy nie powielają błędów wyniesionych z domów rodzinnych, które mogły przyczynić się do porażki w ich związku i czy w kolejny wejdą mądrzejsze o tę porażkę. Czy wyciągną z tego naukę.
Kiedy stajemy się samodzielne życiowo, osiągamy gotowość pełnienia określonych funkcji, zawodowych i rodzinnych. Często pracuję z kobietami lepiej wykształconymi, które świetnie sobie radzą finansowo. Ich poczucie wartości w przestrzeni zawodowej jest bardzo wysokie, ale nie ma nic wspólnego z ich poczuciem atrakcyjności i wartości w domu.
Jako dziewczynki te kobiety były świetnymi uczennicami, a w domu ojciec ustawiał ich matkę i je w rządku. I one żyją w rozdwojeniu. W pracy stoją wyprostowane, są z siebie zadowolone, spełnione, mają poczucie własnej wartości i ważności, a w domu siedzą w kącie, jak małe dziewczynki. Obawiam się, że takie kobiety mogłyby zgodzić się wbrew sobie na układ otwarty, bo nie mają narzędzia, żeby się sprzeciwić. Tak jak ani ich matka, ani one nie sprzeciwiały się w domu rodzinnym.
Mężczyzna też potrzebuje usłyszeć: „Ale ci się udało”, „Jestem z ciebie dumna”, „Jesteś fantastycznym facetem”, „Lubię z tobą rozmawiać”
To ważne, czego nauczyliśmy się w domu, co przekazali nam rodzice, jak traktowali nas i siebie. Jeśli rodzice będą od nas oczekiwali bezwzględnego posłuszeństwa, to później będziemy podświadomie szukali takiego właśnie partnera, bo to znamy. I bez względu na to jak bardzo będziemy chcieli uciec od tego schematu, jest duże prawdopodobieństwo, że go powielimy.
Czasem nie rozumiemy, dlaczego, jeśli ojciec kobiety pił, to ona wiąże się z kimś uzależnionym od alkoholu, przemocowym. A dzieje się tak dlatego, że ona wyszła z domu z walizką pełną narzędzi „jak być” niezbędną do funkcjonowania w takim właśnie środowisku. Poza tym miłość kojarzy się jej z dawaniem, opiekowaniem się, wiarą, że jak da z siebie wszystko, to w zamian dostanie nagrodę: uznanie i szacunek. Ale na ogół tego nie dostaje, bo druga strona przyzwyczajona jest do brania.
A czy mężczyźni i kobiety traktują zdradę inaczej, czy też zdrada nie ma płci?
Mężczyźni są równie mocno zazdrośni, jak kobiety, właśnie dlatego śmiem wątpić, czy mężczyźni tak chętnie proponują swoim partnerkom otwarte związki. Gdy widzimy jakąś intymność naszego partnera poza związkiem, czujemy zazdrość. Intymność wyrażoną chociażby częstymi SMS-ami, czatowaniem, spotkaniami. Większości z nas zapala się wówczas czerwona lampka, bez względu na płeć. Tam nie musi być aktu seksualnego. Chodzi o sferę, która według partnera powinna należeć się tylko jemu i o poczucie zdrady emocjonalnej.
Jeśli wysyłamy komuś zdjęcia w samej bieliźnie, to dla większości par to nie będą przecież tylko zdjęcia. Tłumaczenie, że to nic takiego, nikogo nie przekona. Zdrada dla każdego z nas polega na czymś trochę innym, ale jeśli na to spojrzymy globalnie, to wszyscy czujemy, że wysyłanie rozbieranych zdjęć czy częste SMS-y nie są OK.
Różnica, którą bym wskazała, polega głównie na tym, że kobiety częściej zostają po zdradzie w związku niż mężczyźni.
Z czego to wynika?
Choćby z tego, że kobiecie z powodów ekonomicznych trudniej sobie wyobrazić prowadzenia życia rodzinnego w pojedynkę. Przyczyną może być także troska o dzieci – kobieta nie chce, aby dzieci wychowywały się w domu bez ojca. Poza tym w wielu rodzinach rozwód nadal jest traktowany jak coś złego i decyzje kobiety są przez jej - ważne dla niej otoczenie - piętnowane.
Kobiety częściej przychodzą też po pomoc do psychoterapeutów, są w stanie głęboko nad sobą pracować, żeby zrozumieć, dlaczego znalazło się w ich związku miejsce na tą drugą. Kobiety są również bardziej gotowe usłyszeć z ust mężczyzny, który ją zdradził, co takiego uwolniło miejsce na kochankę.
Przepracowanie zdrady nie polega na tym, że osoba, która została zdradzona kiedykolwiek o tym zapomni. Zdrada będzie już zawsze obecna, jak śpiący policjant na drodze. Jednak dzięki terapii to mnie będzie kłuło od czasu do czasu, ale nie będzie już krwawiło.
Głębokie przepracowanie zdrady bywa oczyszczające dla związku, jeśli nie jest on patologiczny na innych płaszczyznach. Nie ma w nim uzależnienia, a zdrada pojawia się raz, a nie jest stałym elementem związku. Nie można też oczekiwać, że partner będzie nas bezustannie przepraszał.
Zdrada może związkiem tak wstrząsać, że pomimo poczucia, że nie jest on już dla nas tak ważny, to w momencie uświadomienia sobie, że możemy go stracić, automatycznie zyskujemy świadomość, że jesteśmy dla siebie ważni. Ta świadomość jest często motorem, który pcha nas na terapię. Chcemy przepracować przeszłość i żyć dalej razem, pomimo blizn.
Tak trudno wybaczyć?
Jestem głęboką przeciwniczką proszenia o wybaczenie i wymuszania tego wybaczenia na partnerze. Wybaczanie jest procesem, a nie pojedynczą deklaracją. Jedna rozmowa tego nie załatwi. Bo do nas i tak będą wracały obrazy, fakty, treść SMS. I nie możemy chować tego w sobie, tylko dlatego, że już ustaliliśmy, że sobie wybaczamy. Wychodzenie ze zdrady trwa często bardzo długo i wymaga nie tylko szczerości z obu stron, wymaga gotowości nie tylko do mówienia, ale przede wszystkim odwagi słuchania. Celem jest odkrycie, co leżało u źródła naszej zdrady. Bo jeśli tego nie znajdziemy, to zostaje potencjał do powtórki. Albo do rozpadu związku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.