Ukraiński artysta, żyjący pomiędzy Polską a Berlinem, wnikliwie bada współczesną historię w tej części świata. Jego wystawa we Wrocławiu jest jak opowieść o ścieraniu się dobra i zła, światła i ciemności, sił demokracji i brutalnego autorytaryzmu.
Zanim Yuriy Biley pojedzie na weneckie Biennale, by wraz z pozostałymi członkami kolektywu Open Group wypełnić swoją sztuką polski pawilon, po drodze zatrzymuje się we Wrocławiu. Tu opowie, jak widzi dziś nasz kawałek Europy i historyczno-polityczne procesy, którym ona podlega i którym podlegamy także my. Polem obserwacji są trzy kraje: rodzinna Ukraina Bileya, Polska, w której artysta mieszka od 2015 r., i Niemcy, gdzie coraz częściej pracuje i tworzy. To nad nimi wisi złowrogi cień „Gwiazdy Śmierci”, czyli Rosji – kiedyś carskiej i sowieckiej, teraz putinowskiej – i jej przemocowych praktyk politycznych, które przyniosły wojnę.
– Wpływ Związku Radzieckiego i propagandy komunistycznej jest w każdym z tych krajów odmienny – zauważa artysta. – To jest jak gradient czerni, który się nasila: im dalej na wschód, tym mocniejszy jest wpływ Rosji. W Ukrainie to już czysty koncentrat – zastosowano tam wszelkie techniki wpływu, których można było użyć. Obecna Rosja przejęła je od Związku Radzieckiego i kontynuuje bez pardonu. Do 2014 r., kiedy to Rosjanie zaatakowali Krym, wypróbowali już wszystkiego: agentów, propagandę w przestrzeni publicznej, fałszywki w internecie itp. Co jednak nie zadziałało, skoro rozpętali w końcu wojnę. Bo wojna to ostateczne rozwiązanie.
Polska, Niemcy, Ukraina na wystawie „Europa II”
– To wystawa o przesuwaniu się granic demokracji i wolności, które niekoniecznie nakładają się na granice geograficzne – mówi kuratorka wystawy we wrocławskiej galerii BWA Studio, Marta Czyż. – Yuriy opowiada o tych procesach, korzystając z historycznych materiałów wizualnych – od lat 60. po 90. XX w. Osadza je w kontekście aktualnej sytuacji geopolitycznej, w której znaleźliśmy się w 2022 r., wraz z napaścią Rosji na Ukrainę i pełnoskalową wojną na tamtych terenach.
Na wystawę „Europa II” składają się trzy osobne projekty – umieszczone w odrębnych salach, używające różnych technik pracy z obrazem, ale powiązane tematycznie. Od niemieckiej „Wolności dla wszystkich” przez polską „Wartość tych słów zależy również od Ciebie” po najnowszą, niepokazywaną dotąd „Malowniczą Ukrainę”.
Yuriy mówi o potrójnej ekspozycji tak: – Te kraje to trzy różne drogi, trzy przykłady tego, jak można dążyć do niepodległości i demokracji. Ale ja spoglądam na nie z moich osobistych dwóch perspektyw: wewnętrznej i zewnętrznej. Na Ukrainę patrzę w tym momencie już z zewnątrz, a byłem w środku, pół swojego świadomego życia tam przeżyłem, znam wszystkie tamtejsze procesy. Na Polskę kiedyś patrzyłem z zewnątrz, a teraz patrzę od wewnątrz, także na Niemcy w przeszłości – z zewnątrz, obecnie już bardziej od wewnątrz, bo mieszkam częściowo w Berlinie. Chodzi o moje pierwotne powiązania z tymi krajami i odwrócenie stosunku do nich w wyniku migracji.
„Wolność dla wszystkich”, czyli hasła z Berlina
Na wystawę wchodzimy przez „salę niemiecką”. – Tu dotykamy historii podzielonych Niemiec – opowiada kuratorka. – Kiedy po zaostrzeniu zimnej wojny pojawił się mur, w Berlinie Zachodnim ludzie wychodzili na ulicę i protestowali z wolnościowymi hasłami na transparentach.
Artysta wykorzystuje archiwalne zdjęcia z lat 1955-1968 z kolekcji Stadtmuseum Berlin, autorstwa dziennikarza Rolfa Goetzego. Dokumentował on najważniejsze wydarzenia Berlina Zachodniego, wizyty światowych głów państw, ale i na przykład wielkie pierwszomajowe demonstracje solidarności z oddzielonymi murem współobywatelami. Stawiano gigantyczne konstrukcje z billboardami, na których widniały napisy: „Wolność dla wszystkich”, „Człowiek jest najważniejszy”, „Wolność nie zna murów” czy „Jedność, pokój, wolność”. Biley przeskalował te zdjęcia i proszkowanym węglem wyciemnił tło, by podkreślić jedynie same hasła. A w pracach, w których się pojawia słowo „Berlin”, podmienił je na nazwy miast ukraińskich.
– Sięgnąłem po hasła przychodzące wtedy z Zachodu, z którymi się zgadzam i które, jak uważam, nie postarzały się od lat 60. – wyjaśnia Biley. – Oczywiście one były uwikłane w politykę aliantów w Zachodnim Berlinie, a dążenia do wolności, uniwersalności, demokracji itd. pojawiały się też w ramach przepracowywania niemieckiej winy za II wojnę światową. To nie przypadek, że wieszano je na imponujących konstrukcjach, niczym wyjętych z koncertu Rammsteina. Z drugiej strony, we Wschodnim Berlinie na Alexanderplatz pojawiały się wtedy bliźniacze komunistyczne wiece i banery. To się wzajemnie nakręcało. Jednak w 1989 r. mur padł i te wolnościowe hasła pokazują, że to ci, którzy je nieśli na sztandarach, w końcu zwyciężyli.
Polska, w której Yuriy Biley chciałby mieszkać
W kolejnej sali Biley przechodzi do lat 70. w Polsce i pokazuje fotografie Hasiora, na których wprowadza swoje znaczące korekty, wchodząc w swoisty dialog z polskim artystą, ale i z historią.
– Hasior realizował wtedy projekt „Poezja przydrożna”, w ramach którego fotografował PRL-owskie hasła z przestrzeni miejskiej i wiejskiej – wyjaśnia Marta. – Yuriy bierze te hasła i podmienia np. jedno słowo, by nadać komunistycznej propagandzie całkiem współczesny, progresywny charakter, zabierający głos w sprawach dziś dla nas ważnych.
I tak, przy użyciu cyfrowego kolażu, hasło „Polak potrafi” zmienia się w feministyczny manifest „Polka potrafi”. Zaś slogan „Niech żyje pokój i przyjaźń między narodami, niech żyje i umacnia się braterska przyjaźń narodów Polski i ZSRR” staje się zdaniem zanurzonym w duchu ekologicznej ponadgatunkowej wspólnoty: „Niech żyje pokój i przyjaźń między istotami, niech żyje i umacnia się braterska przyjaźń wszystkich gatunków”. Biley dostrzega, że tamte hasła naprawdę mogą być nazwane poezją, bo dają się przekształcać i nie są sztywne jak traktaty Marksa. A to dlatego, jak mówi, że w Polsce było jednak więcej wolności niż na ziemiach położonych dalej na wschód.
– Kiedy zajmuję się Hasiorem, biorę na warsztat język propagandy i rzeczywiście robię swoją propagandę – kontynuuje Yuriy. – Zastanawiam się, jak by wyglądała Polska, gdyby te hasła były wtedy takie, jak moje. Na ile bylibyśmy teraz „do przodu” z wieloma sprawami. Mielibyśmy na przykład feminatywy, prawa kobiet, ludzie, by się martwili o ziemię, a nie o to, żeby ta ziemia dała więcej. Czyli mówię tu o jakiejś Polsce straconej, wyobrażonej, a może o Polsce przyszłości. Takiej, w której chciałbym mieszkać.
„Malownicza Ukraina”, kraj z radzieckich pocztówek
Tytuł „Malownicza Ukraina” pochodzi z nieukończonego cyklu akwafort Tarasa Szewczenki, XIX-wiecznego ukraińskiego wieszcza. – Co ważne, Szewczenko żył jako wolny człowiek zaledwie dziewięć lat – opowiada kuratorka. – Najpierw był chłopem pańszczyźnianym bez statusu wolnego człowieka, w pewnym momencie został wykupiony, ale potem przez większość życia przebywał w łagrach i w więzieniu pod zarzutem spiskowania przeciwko władzy carskiej. Yuriy nawiązuje do jego dzieła w symboliczny sposób, spoglądając na Ukrainę pokazywaną w radzieckich albumach i na pocztówkach.
Kiedy demokratyczne idee z zachodu wkraczają głębiej na wschód, wtedy Związek Radziecki oporuje mocniej i rozwija wszystkie – znane nam do dzisiaj z putinowskiej Rosji – metody propagandowe.
– Dlatego w tym cyklu pracuję już z propagandą bezpośrednią – mówi Biley. – To wielkie albumy o Ukrainie, wydawane co roku w Moskwie lub Kijowie. Do tego wychodziły też albumy z poszczególnych miast z zestawami pocztówek. Tam jest cała narracja o wymyślonej przez radzieckich ideologów historii Ukrainy i o tym, jak Związek Radziecki jest potężny. Wszystko to w trzech językach – rosyjskim, ukraińskim i angielskim. Od razu także dla zagranicy, żeby widzieli, jak jest w Sowietach pięknie.
Podobnie jak dwa wcześniejsze cykle Bileya także „Malownicza Ukraina” jest projektem otwartym, który artysta chce kontynuować w kolejnych latach. Podzielił materiał na pięć podtematów. Pojawiają się w nich na przykład niezliczone pomniki Puszkina („obsadzili Puszkinami całą Ukrainę” – mówi), usuwane już od lat pomniki Lenina czy niezwykle istotne propagandowo pomniki braterstwa broni i żołnierza wyzwoliciela.
– Związek Radziecki stawiał je nie jako pomniki II wojny światowej, tylko jako pamiątkę Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – wyjaśnia artysta. – Bo dla Rosjan wojna miała miejsce w latach 1941-45. W tym cyklu opowiadam o tym, jak można wymyślić sobie swoją wojnę w wojnie, po to, żeby ukryć np. to, że na początku w 1939 r. Związek Radziecki stał u boku Hitlera.
Wśród pomników, które artysta wziął na warsztat, jest też ten najbardziej osobisty, z jego rodzinnych stron. To pomnik Ukraina Wyzwolicielom na granicy Ukrainy i Słowacji we wsi Seńkiwka w obwodzie czernihowskim.
– Ten pomnik zawiera w sobie podwójne kłamstwo Związku Radzieckiego – mówi. – Po pierwsze te siostry w istocie nie pałają do siebie miłością, wręcz przeciwnie. Po drugie, to monument wystawiony oficjalnie żołnierzom, którzy wyzwolili spod hitlerowskiej okupacji ostatni kawałek ziemi Związku Radzieckiego. Tymczasem wtedy, w 1945 r., kiedy oni go „wyzwalali”, była to wciąż formalnie Czechosłowacja, która potem przymusowo musiała oddać te ziemie Sowietom. A oni włączyli je w obręb radzieckiej Ukrainy. Jest to więc pomnik kłamstwa totalnego, częściowo zburzony w 2022 r.
Ukraiński artysta zadaje pytania o demokrację
W „Malowniczej Ukrainie” Biley pokazuje, jak można wymyślić nową historię, by zjednoczyć naród przez wspólną traumę. – Ważne jest, że w tych wizerunkach pracuję z techniką cyjanotypii – dodaje. – Przez naświetlanie światłem UV obraz się zaciemnia, kształty giną w półmroku. To mityczny moment pomiędzy nocą a dniem, kiedy wszystko pogrąża się w ciemnoniebieskiej poświacie, niczego nie widać wyraźnie i nie wiadomo, co się dzieje.
A Marta precyzuje: – Yuriy tego nie dopowiada, ale ten półmrok jest przede wszystkim pożegnaniem z zafałszowaną historią i narracją. Z drugiej strony jest on też nadzieją na „wyjaśnienie” i „oświecenie”.
Cała scenografia wystawy (autorstwa Huberta Kielana) jest oparta właśnie na grze światła i cienia. Podobnie jak wspaniałe plakaty zapowiadające wrocławską ekspozycję, autorstwa Oli Jasionowskiej. Yuriy Biley pokazuje Ukrainę w półmroku, z „wygaszoną” historią, która już nie jest aktualna, a Jasionowska używa w swojej grafice symbolu słońca świecącego zza horyzontu umownej Europy.
– Nie wiemy, czy to moment wschodu, czy raczej zachodu „słońca wolności” nad Europą, a zwłaszcza nad pogrążoną w wojnie Ukrainą – mówi Biley. – Dlatego słowo „Europa” pisane łacinką umieściliśmy na górze, a cyrylicą – na dole. W kwestii przynależności do wolnej, demokratycznej wspólnoty w Niemczech się udało, w Polsce się udało, a teraz Ukraina jest w tym decydującym momencie. Albo wyjdzie z półmroku, albo w nim przepadnie. Dlatego to jest ostatnia, najciemniejsza sala, która zostawia nas w niepewności. Naprawdę nie wiemy, co będzie dalej.
„EUROPA II”, Yuriy Biley, kuratorka: Marta Czyż, BWA STUDIO we Wrocławiu, wystawa czynna do 16 czerwca 2024 roku
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.