Inspirując się retrospektywą „Jean Paul Gaultier: From A to Z” na EXPO 2020 w Dubaju, przypominamy najważniejsze inspiracje, kolekcje i trendy wykreowane przez francuskiego projektanta.
Ponad dekadę temu w jednej z recenzji dla „The New York Timesa” Suzy Menkes pisała, że Jean Paul Gaultier z projektanta stał się skarbem narodowym. – Narodowym? Zapewne. Międzynarodowym? Bez wątpienia! – dopowiada Thierry-Maxime Loriot, kurator najnowszej retrospektywy enfant terrible świata mody. Wystawa „Jean Paul Gaultier: From A to Z” zadebiutowała w Pawilonie Francji podczas targów EXPO 2020 w Dubaju. – Wybór Jeana Paula Gaultiera na reprezentanta Francji był czymś oczywistym, bo jego inkluzywny i uniwersalny język trafia do wszystkich – tłumaczy Loriot. Ekspozycja została zaaranżowana zgodnie z tytułem – w porządku alfabetycznym. Pod kolejnymi literami kryją się kluczowe motywy, źródła inspiracji oraz przełomowe momenty w karierze projektanta.
A jak atelier, C jak ciało
Nie ukończył akademii sztuk pięknych ani szkoły projektowania. Jego talent odkryła sąsiadka ilustratorka, a następnie sam Pierre Cardin. W 1976 roku Gaultier otworzył w Paryżu atelier i od razu poczuł, że różni się od innych. – Problem z francuskimi projektantami polega na tym, że wielu z nich wzoruje się na starych mistrzach couture. Tworzą piękne stroje, jakimi były one zawsze. Nie chcą przełamać tradycji – mówił. Misji zburzenia lub przynajmniej nadszarpnięcia starego porządku podjął się osobiście. – Myślenie o ubiorze jest dla mnie bardziej ekscytujące niż konstruowanie go. W modzie interesuje mnie szczególnie to, jak wcielić moje pomysły w życie – wyznał Gaultier. Swoje wizje przelewa na papier. Lekkość jego kreski, biegłość i finezja rysunku są hipnotyzujące. Nic więc dziwnego, że w studiu otaczał go wianuszek doświadczonych krawców i szwaczek. Jak twierdzi, każda osoba pomagająca mu szyć zostawia w kreacji cząstkę siebie. Choć w 2020 roku, po 50 latach twórczej aktywności, projektant ogłosił przejście na emeryturę, to wciąż widuje się go w pracowni w Palais du Prolétariat, gdzie współpracuje z młodymi talentami, takimi jak Glenn Martens czy Chitose Abe.
– Nie ma jednego piękna. Są go całe tuziny! Te słowa Gaultiera stawały się rzeczywistością zwłaszcza na pokazach. Jesienną kolekcję na rok 1995 prezentowały Claudia Huidobro i Estelle Lefébure – obie w zaawansowanej ciąży. W finale show z 2011 roku wystąpiła Beth Ditto z zespołu Gossip, a trzy lata później drag queen Conchita Wurst. Po wybiegu przechadzali się profesjonalni modele i przypadkowe osoby przyuważone na ulicy, ludzie o nietuzinkowych twarzach, rozmaitych kształtach figury, odcieniach karnacji i w każdym wieku. Wychodząc z założenia, że ludzkie ciała nie pochodzą z jednej sztancy, designer celebrował ich różnorodność. Liczył się temperament, stan ducha, je ne sais quoi. Do muz Gaultiera należą choćby Carmen Dell’Orefice, Rossy de Palma, Tanel Bedrossiantz, Yvette Horner czy Dita von Teese – postacie niezwykle atrakcyjne dzięki swojej odmienności. – Ktoś, kto czuje się szczęśliwy we własnej skórze i żyje w zgodzie ze sobą, zachęca innych do tego samego – mawia projektant.
G jak gorset, H jak Hermès
W dzieciństwie, buszując w babcinej szafie niczym w dżungli, Jean Paul dokonał przełomowego odkrycia dla swojej przyszłej profesji. W gąszczu tkanin odnalazł gorset, reklamowany przez paryskie żurnale z lat 50. XX wieku jako „cud upiększający sylwetkę”. Zaintrygowany jego konstrukcją kilkulatek nakleił na pluszowego misia biustonosz, wycinając z gazety dwa stożki. Tak oto narodził się cone bra, jeden z najbardziej rozpoznawalnych wynalazków mody XX wieku. W ciągu lat spiczasty gorset przyjmował rozmaite formy: napierśnika z metalu, uprzęży, sprężyn pokrytych aksamitem czy rzeźbiarskiego motyla. Zamiast kryć się pod warstwami ubrań, zjawiał się manifestacyjnie jako odzienie wierzchnie. W ten najsłynniejszy, ze złotej satyny, ubrała się Madonna w 1990 roku podczas trasy koncertowej „Blond Ambition”. – Jedynie nakaz zakładania gorsetu jest opresyjny. Dzisiaj kobiety same decydują, czy chcą go nosić, czy nie – mówiła piosenkarka. – Kiedy pozbawi się go pierwotnej funkcji, staje się symbolem siły i seksualnej wolności. Paradoksalnie, za sprawą Francuza gorset z krępującego imadła, które wciskało ciała kobiet w sztywne kanony, zmienił się w przejaw nonkonformizmu, emancypacji i seksapilu.
W 2003 roku Gaultiera mianowano dyrektorem artystycznym Hermès. Zastąpił na tym stanowisku byłego asystenta, Martina Margielę, którego odważne, intelektualne eksperymenty nie przyjęły się w eleganckiej, ale już nieco zaśniedziałej marce. Założony w 1837 roku dom mody, słynący z rymarskiego rzemiosła i luksusowego kaletnictwa, trafił w ręce designera o duszy punka. – Moja mama skrapiała się perfumami Calèche i przez ten zapach Hermès był obecny w moim życiu od dzieciństwa – wspominał Gaultier. Francuz zmienił klasyczną garderobę jeździecką (bryczesy, oficerki, a nawet szpicrutę) w modne akcesoria. Z wielobarwnych jedwabnych apaszek szył zwiewne suknie, a z miękkiej jak masło skóry kroił garsonki i gorsety. Legendarną torebkę „Kelly” obił pluszem i krokodylą skórą, a razem z Jean Claude’em Elleną skomponował zapach „Terre d’ Hermès”. Enfant terrible mody dodał leciwej marce szczypty pikanterii, zachowując szacunek dla jej tradycji. W ciągu siedmiu lat Gaultier tchnął w Hermès nowoczesnego ducha, przyczyniając się do wzrostu dochodów o 45 procent.
M jak marinière, P jak płeć
Należy do standardowego umundurowania francuskich marynarzy. Uwielbiali ją Pablo Picasso, Coco Chanel i Brigitte Bardot. Występowała w pantomimie Marcela Marceau i filmie „Querelle” Rainera W. Fassbindera. Mowa o marinière – bluzce w biało-niebieskie poziome pręgi, która na stałe weszła do kanonu garderoby Francuzów. – Od zawsze lubiłem graficzno-architektoniczny aspekt marynarskich pasków. Pasują do wszystkiego i nigdy nie wyjdą z mody – mówił Jean Paul. Po raz pierwszy marinière zaistniała na wybiegu w jego debiutanckim pokazie w 1977 roku. Na piedestał wyniosła ją natomiast wiosenno-letnia kolekcja „L’Homme-objet” (1984). Od tamtej pory biało-błękitne pasy pokrywały wszystko: sukienki z piór i cekinów, suknie ślubne, spódnice maxi, T-shirty, parasolki czy flakony perfum „Le Male”. Tak jak „szokujący róż” utożsamiany jest z Elsą Schiaparelli, a złota Meduza z domem Versace, tak marynistyczny motyw stał się znakiem rozpoznawczym estetyki Gaultiera.
Gdy ze zdziwieniem wypytywano go o męskie spódnice lub smokingi z wszytym gorsetem, Gaultier odpowiadał często, że tkaniny nie mają płci. W 1985 roku potwierdził tę tezę kolekcją „Une garde-robe pour deux” (dosł. garderoba dla dwojga), w której kobiety i mężczyźni nosili te same ubrania. – Męska kobieta nigdy specjalnie nie wywoływała skandalu. Uznaje się ją raczej za ekscentryczną. Co innego zniewieściały mężczyzna, który od razu jest piętnowany. Te kody i klisze nie przystają już do naszych czasów – mówił Gaultier. Całą karierę poświęcił walce ze stereotypami i konwencjami. Współpracował z tymi, dla których płeć to konstrukt, ignorowanymi do tej pory przez świat mody: Andreją Pejić, Miss Fame czy Inès Rau. Gdy na wybiegach królowała hipermęskość, on z szelmowskim uśmiechem ubierał modeli w brokaty i krynoliny. Kobiecość natomiast rozumiał jako postawę, która może obyć się bez sukienek i wysokich szpilek.
T jak tatuaż, V jak voyage
„Zdumiewająca wizja wielokulturowej harmonii”, tak amerykański „Vogue” podsumował „Les Tatouages”, kolekcję wiosna–lato 1994. Źródłem inspiracji dla Gaultiera okazał się konwent tatuatorów w Londynie. Projektant postanowił przenieść feerię rysunków z ciała na tkaniny. Korzystając z iluzjonistycznego zabiegu trompe l’oeil, nadrukował na ubrania mozaikę różnorodnych wzorów: punkowych bazgrołów, symboli religijnych, barwnych ornamentów, renesansowych rycin, buddyjskich mandali czy ezoterycznych znaków. Pokrył nimi błyszczące jedwabie i półprzezroczyste tiule. – Zależało mu na realistycznym efekcie, jakby tatuaże były rzeczywiście na skórze. Chciał zwieść oko – wyjaśnia Loriot. Dodatkowo, modele nosili kolczyki nawiązujące do etnicznej biżuterii z różnych stron świata. „Tatuatorska” kolekcja pozostawiła po sobie ślad. Jej echo pobrzmiewało w późniejszych projektach Comme des Garçons, Louis Vuitton, Vetements czy ukraińskiej marki TTSWTRS .
W filmie „Prêt-à-Porter” Roberta Altmana, którego akcja toczy się w trakcie prawdziwego tygodnia mody w Paryżu w 1994 roku, został uwieczniony fragment pokazu Gaultiera „Le Grand Voyage”. Tytułowa wielka podróż, odbywająca się przy dźwiękach gardłowego śpiewu, wiodła przez Syberię, Tybet i Chiny. Na kolekcję składały się sztuczne futra i kożuchy, buty na drewnianych platformach i „tatuowane” topy. W kolejnych latach moda francuskiego projektanta czerpała wzorce ze strojów ludowych Chin, Hiszpanii, Meksyku czy kontynentu afrykańskiego. Dziś o tego rodzaju inspiracjach dyskutowalibyśmy w kontekście przywłaszczenia kulturowego. Tymczasem Gaultier, łącząc ze sobą różnorakie motywy etniczne w jedną transgraniczną krzyżówkę, starał się zobrazować globalną wioskę i dowartościować artystyczne dziedzictwa poszczególnych kultur. Stworzył własny świat, „planetę JPG” i jak sam przyznawał, „ubrania to paszport pozwalający podróżować moim pomysłom”.
Wystawę „Jean Paul Gaultier: From A to Z” można oglądać w Pawilonie Francji na EXPO 2020 w Dubaju od 31 marca 2022.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.