Mieszkanie z widokiem na ścisłe centrum Rajmund Ziemski nazwał schronem. Tu tworzył do ostatnich dni. Dziś historyczna pracownia malarza otwiera się dla zwiedzających. O historii miejsca rozmawiamy z Katarzyną Ziemską z Fundacji Rajmunda Ziemskiego, Ziemski Art.
Aleje Jerozolimskie, czyli powiew nowoczesności retro
Adres pracowni wydaje się niezwykły. Oddany do użytku w 1959 roku Antycedet był jednym z tych budynków, które miały tworzyć tożsamość powojennej Warszawy. Przeszklone witryny w parterze po zmierzchu rozświetlały się neonami. Część z nich należała do Baru Praha – pierwszego samoobsługowego baru w Polsce. Prasa donosiła, że to nowoczesne miejsce może przyjąć jednocześnie nawet 400 osób. Przestronne wnętrze z modnymi mozaikami przechodziło w patio na wewnętrznym dziedzińcu.
Nazwa „Bar Praha” nie była przypadkowa – architekt Jan Bogusławski miał nadać ją budynkowi na pamiątkę swojej wizyty w Pradze czeskiej. Tam na żywo obserwował funkcjonowanie pierwowzoru szybkiej restauracji – nowego krzyku mody.
Wyższe kondygnacje budynku zajmowały mieszkania. Na ostatnim, szóstym piętrze, w myśl budowania nowego,„bezklasowego” społeczeństwa, zaplanowano pracownie dla artystów. Okna rozciągnięte na dwie kondygnacje zapewniały idealne światło do pracy. Nikt nie przejmował się jeszcze szumem Alej Jerozolimskich, bo samochody należały do ekstrawagancji, ale widok stąd zawsze był spektakularny: modernistyczny budynek Smyka, w tle dachy przedwojennych kamienic, obok Cedet czy nieistniejący już pawilon Chemii. – Rajmund zamieszkał tu w roku 1972, kiedy miał już ugruntowaną pozycję – mówi Katarzyna Ziemska, obchodząc rzędy płócien, stosy rysunków, wyciśnięte tubki farb czy słoiki z ciasno upakowanymi pędzlami.
Między uczelnią a pracownią. Codzienność Ziemskiego
– W latach 90., przed przejściem na emeryturę, wstawał zazwyczaj między siódmą o ósmą rano. Jadł śniadanie. Potem było malowanie – godzina, czasem dłużej. Dwa razy w tygodniu szedł do Akademii Sztuki Pięknych w Warszawie, gdzie prowadził własną pracownię malarską. Tam, w towarzystwie swojego asystenta – Wojciecha Cieśniewskiego, przeprowadzał korekty i spotykał się ze studentami – relacjonuje Ziemska, rekonstruując codzienność brata stryjecznego swojego męża na podstawie relacji zebranych od przyjaciół artysty, jego studentów czy zmarłej przed dwoma laty siostry Krystyny.
– Korekty Rajmunda to nie były chaotyczne uwagi. To były miniwykłady o filozofii tworzenia, o podążaniu za ideą. Cenne wskazówki dotyczące malowania, ale też postawy artystycznej. On sam zdecydował się oddać pracy twórczej. Nie założył rodziny, mimo różnych planów nie wyjechał za granicę. Przez całe życie był związany z uczelnią, z której wyrósł. Myślę, że bardzo cenił sobie skupienie. Lubił ciszę. Pracownia była jego schronem, w którym czuł się najlepiej – mówi i dodaje, że mimo samotnego mieszkania i rygoru pracy Ziemski był towarzyski. – Po uczelni chodził czasem do Europejskiego na kawę albo na obiad do malarki Teresy Panasiuk, z którą przez lata był związany. W SPATiF-ie albo w Czytelniku spotykał się ze swoimi kolegami artystami. Potem wracał i malował, codziennie, często nocami. Nie było dnia bez tworzenia.
Plakaty wystaw, które sam przyczepił do ściany – w warszawskim Krzywym Kole w 1960 roku czy dwa lata później, w Galerii Sztuki Współczesnej w Lublinie. czy w Galerie Simone van Dormael – przypominają o momencie rozkwitu. O czasie, kiedy zaraz po debiucie na słynnej wystawie w Arsenale w 1955 roku Ziemski objawił się jako kolorysta i twórca charakterystycznych bezludnych pejzaży (wszystkie jego prace od roku 1960 mają tytuł „Pejzaż”).
– Ja jednak twierdzę, podobnie jak przyjaciel Ziemskiego – Stefan Gierowski – że Rajmund był malarzem lat 90. Wtedy pojawiają się większe płaszczyzny, mocniejsze kontrasty, coraz bardziej wyraźne znaki. Rajmund rezygnuje z detalu na rzecz mocnego gestu malarskiego i zdecydowanego koloru. Te obrazy mają zupełnie nową energię – tłumaczy Katarzyna, po czym dodaje, że okolicznością zmiany języka były postępująca cukrzyca i związana z nią utrata wzroku. – Rajmund był świadomy tego procesu od lat 80. Leczył się, został nawet zoperowany w Szwecji, ale zmian nie udało się powstrzymać. Z opublikowanych wspomnień profesora Gierowskiego wiem, że zastanawiał się nad swoją przyszłością i rozważał różne media, ale w końcu sam przed sobą stwierdził, że jego droga to malarstwo. Zaakceptował to, że ono po prostu się zmieni, i konsekwentnie, z odwagą i determinacją, zaczął podążać w innym kierunku. Według mnie ta zmiana jest zachwycająca.
Przez ponad pół wieku Ziemski mieszka i pracuje w „Schronie”
Pracownia Ziemskiego, w której dziś znajduje większość płócien artysty, wciąż niesie opowieść o codziennym życiu malarza: stosy dokumentów i książek czy wieża z pudełek po cygarach – wyczekiwanych prezentów od rodziny z Wiednia. –Ziemski uwielbiał cygara, tak bardzo, że kroił je nożem na mniejsze kawałki i delektował się nimi do momentu, aż nie parzyły mu palców – wspomina Katarzyna. – Ten chaos przedmiotów jest tylko pozorny. Rajmund poruszał się po tej przestrzeni doskonale, nawet kiedy już ledwo widział. Każda rzecz miała swoje przypisane miejsce. Każdy z gości swój stały fotel.
W ostatnich latach życia właściwie nie opuszczał mieszkania, które nazywał żartobliwie „Schronem”. Mógł w nim funkcjonować tylko dzięki stałej opiece siostry Krystyny, która po przejściu na emeryturę wprowadziła się do pracowni i czuwała nad bratem. Obraz Matki Boskiej, zawieszony nad materacem na antresoli, to symboliczna pozostałość po niej.
Fundacja Rajmunda Ziemskiego – Ziemski Art otwiera historyczną pracownię dla publiczności
– Myślę, że Rajmund, choć możemy myśleć o nim przez pryzmat samotności czy choroby, czuł się spełniony jako człowiek i artysta. Był samotny z wyboru, na swój sposób szczęśliwy. Mimo ogromnego uznania i pozycji, jaką osiągnął, pozostał niezwykle skromnym człowiekiem – mówi Katarzyna i przywołuje scenę z 2004 roku, kiedy do pracowni w Alejach Jerozolimskich przybył ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski, żeby wręczyć schorowanemu Ziemskiemu Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. – Rajmund nie miał już sił, żeby stać samodzielnie. W trakcie dekoracji mój mąż podtrzymywał go za ramię, stojąc z boku. Wszyscy byli wzruszeni, Rajmund miał łzy w oczach – relacjonuje Katarzyna.
Był typem artysty, który mimo przeciwności malował do końca. Dosłownie, do ostatniego dnia. Odszedł w wieku 75 lat, w swojej pracowni. – Staramy się nie zmieniać tu niczego. Nie usunęliśmy suchych kwiatów, stoją tak, jak stały. Nie pomalowaliśmy sufitu, bo w tych zaciekach jest coś… z „Rajmundowych” pejzaży. Jeśli coś się tu zmienia, to tylko widok za oknem – mówi Katarzyna i dodaje, że historyczna pracownia jest otwarte zarówno dla badaczy, jak i zwykłych zwiedzających, którzy mogą umówić się na oglądanie. Zresztą misja fundacji jest szeroka. Poza trzymaniem pieczy nad dorobkiem artysty – potwierdzaniem autentyczności prac, archiwizacją i digitalizacją spuścizny i wypożyczaniem obrazów na wciąż odbywające się wystawy – Katarzyna realizuje też program kameralnych wydarzeń w pracowni. – To spotkania wokół sztuki Ziemskiego i dyskusje. Zależy nam na tym, żeby panował tu cały czas twórczy ferment, żeby odbiorcy mieli żywy kontakt ze sztuką Ziemskiego, żeby poznali artystę, który stoi za tajemniczymi pejzażami emocji – podkreśla Katarzyna.
Na wizytę w pracowni Rajmunda Ziemskiego można umówić się kontaktując się z fundacją.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.