Kilka lat temu Zofia Krawiec wywołała burzę w polskim świecie sztuki. Jako krytyczka i kuratorka, a także autorka książki „Miłosny performans”, założyła na Instagramie profil Nuerotic Girl. Publikowała na nim śmiałe zdjęcia. Teraz najchętniej fotografuje swoje stopy, ale idzie o krok dalej, sprzedaje zdjęcia i rajstopy w sieci, nawiązuje kontakt z fetyszystami.
Zgromadziła wokół siebie duże grono dziewczyn, które tak jak ona chcą wyzwolić się spod męskiego spojrzenia, społecznych nakazów i norm. Zofii nie powstrzymał anonimowy internetowy hejt ani uszczypliwe środowiskowe komentarze. Życie w sieci potraktowała jako narzędzie pracy twórczej – o doświadczeniach instagramerki pisała teksty, włączała je w projekty artystyczne i wystawy.
Ostatnio na swoim koncie na Instagramie bada erotyczne fantazje wokół stóp.
Doceniasz swoje stopy?
To jest akurat ta część ciała, z którą nigdy nie miałam większego problemu. Ponad 20 lat temu dostałam od mojej matki chrzestnej złoty dziecięcy pierścionek, był za mały, więc założyłam go na palec u stopy i pasował idealnie. Od tamtego czasu nie ściągnęłam go nawet na jeden dzień.
Słyszałaś czasem komplementy, że twoje stopy są piękne?
Tak, ale dopiero Instagram uświadomił mi, jak bardzo stopy mogą być dla niektórych osób pociągające i że są fetyszem erotycznym.
Bo internet jest dobrym narzędziem badawczym. Publikujesz coś i natychmiast dostajesz reakcję. Czasami ktoś odczytuje twoje zdjęcie w sposób nie do przewidzenia dla ciebie samej.
Kiedy wrzuciłam na swoje konto przypadkowe zdjęcia, na której były stopy i to wcale nie na pierwszym planie, uruchomiłam tak zwanych stópkarzy. Kilka razy dziennie dostawałam zaczepki w stylu: „Czy mogę Ci wymasować stopy?”, „Czy mogę Ci służyć?”, „Czy mógłbym czyścić i porządkować Twoje buty?”. Ale też prośby o wysłanie zdjęć stóp. Czy wręcz propozycje pieniędzy za takie zdjęcia.
Zdecydowałaś się na to?
Tak. Uznałam, że to ciekawy eksperyment – sprzedać zdjęcie stóp i dostać za to kasę, nie pokazując przy tym nagości. Poza tym bardzo lubię próbować nowych rzeczy. Michał Witkowski mówił o takich sytuacjach „przyda się do literatury” i to jest też moja postawa – badaczki. Staram się być otwarta. Nie oceniać, ani nie zakładać niczego z góry. Im starsza jestem, tym cześciej mam poczucie, że wielu rzeczy po prostu nie wiem. Konsultowałam też sprzedaż zdjęć z psycholożką. Powiedziała, że jeżeli czuję, że nie przekraczam przy tym swoich granic, to czemu nie.
Znałaś mężczyzn, którzy pisali do ciebie wiadomości?
Nie znałam. Część z nich ukrywała się za anonimowymi kontami, co dobrze pokazuje, jak wstydzą się swojej stópkarskiej fantazji. Kiedy nie odpowiadałam na ich wiadomości – bo było ich za dużo albo nie miałam nastroju – szanowali tę ciszę. A czasem nawet mnie przepraszali, sądząc, że jestem obrażona.
Bardzo interesuje mnie, czego się wstydzimy. I dlaczego jako społeczeństwo wstydzimy się fetyszu, a nie na przykład tego, że tuż obok nas cierpią i umierają ludzie, a my nie potrafimy albo nie możemy tego zmienić. Na granicy polsko-białoruskiej trwa przecież kryzys humanitarny.
Bo fetyszystów wciąż często uważa się za dewiantów.
To silny temat tabu, pewnie spuścizna XIX w., kiedy stawiano ich obok nekrofilów, pedofilów. Fetyszystów piętnował nawet Freud, nazywając ich „nienormalnymi dewiantami”. Według niego stopa miała symbolizować fallusa. A fetyszyzm stóp miał „chronić” mężczyzn przed homoseksualizmem. Ale wiadomo, że Freud był mizoginem i homofobem. Dziś takie teorie mogą tylko śmieszyć, choć temat wciąż nie został dobrze poznany, a fetyszyzm wciąż traktowany jest jak tabu.
Tymczasem skala reakcji na Instagramie pozwala mi przypuszczać, że to zjawisko jest powszechne. Zresztą, zaczęłam teraz dostrzegać, jak mocno stopy są obecne w popkulturze jako motyw erotyczny – na przykład scena malowania paznokci u nóg otwierająca „Lolitę” Stanleya Kubricka albo masaż stóp w „Pulp Fiction”, zresztą w wielu filmach Tarantino.
Treść wiadomości, które przytaczasz, wydaje się łączyć traktowanie stóp jako fetyszu z uległością. Czy tak jest?
Na początku wydawało mi się to oczywiste – gest obmywania stóp, jak Jezusowi, to przecież symbol uniżenia. Ktoś klęka przed tobą, dotyka tylko tej części ciała, która styka się z ziemią, z najbrudniejszą powierzchnią. Ale w praktyce okazuje się, że ta relacja uległości, dominacji i fetyszyzmu stóp jest – jak to w życiu – dużo bardziej skomplikowana i zniuansowana.
Opowiedz o tym.
W pewnym momencie ktoś zaproponował, że kupi moje rajstopy.
To było mocniejsze niż sprzedaż zdjęcia, ale wciąż nie miałam poczucia, że będzie dla mnie zagrażające. Pomyślałam, że jest to historia jak z greckiego mitu o Midasie, który czego nie dotknął, zamieniał to w złoto. Moje stopy miały zmieniać wszystko w złotówki.
Zgodziłam się, myśląc, że to prosta sprawa: po imprezie ściągnę utytłane rajty i zamiast do kosza na śmieci wrzucę do koperty. Zrobione. Nic bardziej mylnego. Zaczęłam dostawać konkretne wytyczne – rajstopy miały mieć określoną grubość, odcień, markę i rozmiar. Dostawałam po kilkadziesiąt e-maili dziennie ze wskazaniami.
Zmęczona presją chciałam się wycofać, ale kupujący nalegał i zaproponował wreszcie, że podeśle właściwe rajstopy kurierem. Po wszystkim napisał, że konkretny rodzaj był dla niego kluczowy, bo nosi je żona, a on planuje rajstopy podmienić.
Nie wiem, czy to było konsensualne i uzgodnione w tej parze. Czy ją kręciło to, że partner podrzuca jej cudze rajstopy. W każdym razie, zobaczyłam w nim zdalnego dominatora.
Poczułaś się wykorzystywana?
On był po prostu strasznie namolny. Od początku wiedziałam, że bycie obiektem obsesji nie oznacza realnego zainteresowania mną. Byłam obiektem emocjonalnej fiksacji, ograniczającej się do stóp.
Może na chwilę dostałam władzę nad czyjąś rozkoszą, ale mnie ta gra nie kręciła. Bez więzi emocjonalnej cała sytuacja okazała się czysto techniczna – robisz zdjęcie stopom, z takim samym napięciem, jak ładnym widokom na wycieczce. Wysyłasz rajstopy pocztą, zamiast wyrzucać je do śmieci. Czułam, że sytuacja jest neutralna, do momentu kiedy przeczytałam o żonie. Wikłanie mnie w cudzą relację to było za dużo.
Czy badałaś zjawisko szerzej? Czy znasz kogoś, kto sprzedaje swoje ubrania albo bieliznę w sieci?
Tak, okazało się, że jest sporo takich dziewczyn, a niektóre to moje koleżanki. Ich praca to niestety ciężki chleb. Fetysze w sieci mogą być bardzo tanie. Znajomi, w ramach anegdoty, przysyłali mi strony, na których takie rzeczy dostępne są za kilkadziesiąt złotych.
Ale są też inne korzyści. Osoby, którym zdarzyło się sprzedać swoje używane majtki, opowiadały mi o tym, jako o zabawie i przełamaniu tabu.
Czy to może być doświadczenie emancypacyjne? Postawa, która mówi: „Nie będę już grzeczną dziewczynką, która wstydzi się swojej seksualności. Mogę być obiektem erotycznym, czerpać z tego przyjemność i jakieś zyski”?
Pewnie też. Virginie Despentes w „Teorii King Konga” opisywała swoje doświadczenia pracy seksualnej i rzuciła ciekawą obserwację – że im bardziej kupczyła swoim ciałem, tym mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że należy ono tylko do niej, że dysponuje nim na własnych zasadach. Przez pracę seksualną jej seksualność w żaden sposób nie wytraca się.
Sprzedałaś rajstopy, a wcześniej zdjęcie stóp – obiekty erotyczne. Czy czujesz, że zostałaś pracownicą seksualną?
Dla mnie to było ćwiczenie. Chciałam poznać wstyd. Swój i innych osób. Wstyd, który pojawia się od razu, więc musisz z nim pracować, oswajać i zrzucać go. Interesuje mnie, jak seksualność splata się z hipokryzją społeczną. Chcę rozwalać kłamliwe i szkodliwe narracje, które prowadzą do polaryzowania świata, a nie do poznawania go. Chcę wcielać w życie zasadę „robię to, co chcę, idę za tym, co mnie interesuje, nie boję się poznawać nowych rzeczy”.
Sprzedawanie przedmiotów erotycznych jest pracą seksualną, ale ja sprzedałam zdjęcie stóp dwa lata temu i rajstopy rok później, więc myślę, że nazwaniem mnie pracownicą seksualną byłoby nadużyciem. Wiem, ze praca seksualna jest teraz tematem skupiającym uwagę, ale nie chcę zawłaszczać tej tożsamości. Zrobiłam coś dla adrenaliny, a wiem, że wiele pracownic i pracowników seksualnych zależy od takiej pracy ekonomicznie. Oni na co dzień mierzą się ze stygmatyzacją społeczną i ponoszą wszystkie tego konsekwencje — zdrowotne, prawne, społeczne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.