Prawdopodobnie nie trafiłabym na ten film, gdyby nie Renate Reinsve – wschodząca gwiazda norweskiego kina, która za rolę w „Najgorszym człowieku na świecie” dostała nagrodę dla najlepszej aktorki na festiwalu filmowym Cannes. Za „Nieumarłych” powinna dostać kolejną.
Co się stało, to się nie odstanie – a co jeśli się jednak odstanie?
Pewnej kobiecie umarło dziecko i chciała je wskrzesić, poszła więc do Buddy zapytać o radę. Polecił jej zebrać ziarna gorczycy na miksturę, która dziecko ożywi, ale matka musi je zebrać wyłącznie z tych domów, których mieszkańcom nikt nie umarł. Biedna kobieta obeszła całą okolicę, w końcu cały region, odkrywając, że taki dom nie istnieje. Nie wróciła już do Buddy, ujrzała siebie jako część wielkiej ludzkiej rzeki. Wtedy była w stanie swojego synka pochować.
Starszemu mężczyźnie umarł wnuczek – to już scena z filmu „Nieumarli”. Widzimy, jak siedzi sam w mieszkaniu i pali papierosa. Wychodzi z bloku do identycznego budynku naprzeciwko, tam mieszka jego córka. Milczą o tym, co się stało. Najwyraźniej trwa to już jakiś czas, choć funkcjonują, nie potrafią się otrząsnąć. Nagle wnuczek wraca.
Drugi wątek układanki rozwijają kościste, pomarszczone ręce. Z czułością składają serwetkę na twarzy kobiety w trumnie. Była partnerką tej, która nie jest w stanie płakać. Kościół jest pusty. Zmarła zostaje odprowadzona. Na pogrzebie nie ma nikogo. W domu pełnym antyków wdowa odkłada słuchawkę dzwoniącego telefonu. Wybiera ciszę. Wtem jej ukochana zjawia się: jak gdyby nigdy nic siedzi w fotelu.
Jest jeszcze trzeci wątek, z którego składają się „Nieumarli”. Wesoła rodzinka: mama, tata i dwoje dojrzewających dzieci kochają się, wygłupiają i pokazują sobie środkowy palec. Ojciec jest początkującym stand-uperem, w czym reszta familii mu kibicuje. Poza tym standard: córka podkrada matce fajki, zmuszona zostać w domu i zająć się bratem. Matka jedzie w sekrecie po prezent na urodziny chłopca. Ma wypadek. W szpitalu budzi się ze śmierci, wcale nie klinicznej. Bliscy będą z nią świętować?
W płynnej przestrzeni między życiem a śmiercią toczy się akcja filmu „Nieumarli”, który można nazwać horrorem o zombie, gdyby nie to, że inicjatywa wskrzeszenia jest po stronie osób w żałobie. To oni tak bardzo tęsknią za zmarłymi, że mimochodem wyciągają ich z zaświatów. Śmierć nigdy nie jest końcem w tym sensie, że sprawy trwają długo po ustaniu czyjegoś pulsu i oddechu. Nie zdążyliśmy się pożegnać, czegoś powiedzieć zmarłym? To mamy szansę zobaczyć, co z tego wyniknie – taki punkt wyjścia stawia reżyserka Thea Hvistendahl w swoim debiucie, który premierę miał w międzynarodowym konkursie tegorocznego festiwalu w Sundance.
Jedną z głównych ról w filmie „Nieumarli” gra Renate Reinsve, nowa skandynawska gwiazda, która ma już na koncie nagrodę na festiwalu w Cannes
Prawdopodobnie nie trafiłabym na „Nieumarłych”, gdyby nie Renate Reinsve – wschodząca gwiazda norweskiego kina. Nie da się zapomnieć, jak biegła przez miasto w „Najgorszym człowieku na świecie” (2021), by pocałować chłopaka, gdy cały świat stanął. Jej postać uosabiała tyle sprzecznych tęsknot – za szaleństwem i stabilizacją, za zrobieniem furory i domowością, za przygodą, na jaką nikt się nie odważył, a zarazem poczuciem ulgi w relacjach z rodziną. Dlaczego wiążemy się z tym kimś, a nie z kimś innym? Podejmujemy akurat te życiowe decyzje? Joachim Trier w przewrotnym romansie poruszył temat niedojrzałości z wyboru, a może i bez wyjścia. Renate Reinsve za tę rolę dostała na festiwalu filmowym w Cannes nagrodę dla najlepszej aktorki. Okazała się objawieniem.
Okrągła dziecięca buzia z ujmującym uśmiechem i dołeczkami, piwne, magnetyczne oczy, w których łatwo się zakochać, sprawiają, że aktorka dostaje role amantek. Nieprzewidywalnych, słodkich i niebezpiecznych jednocześnie. Bardzo szczupła sylwetka modelki, wysoki wzrost i styl poza ekranem każe w niej widzieć nową ikonę stylu. Jej bohaterki noszą ciekawą biżuterię – dające się zapamiętać masywne kolczyki, pierścionki. Na długich nogach często mają kozaki. Ukazywana zarówno w dużych zbliżeniach, jak i w całej figurze, wydaje się adresatką listów miłosnych od autorów współczesnego kina.
Aktualnie można ją zobaczyć w serialu Apple+ „Uznany za niewinnego” u boku Jake’a Gyllenhaala. Obecna we wspomnieniach jest powidokiem marzeń, które wylewają się z pamięci głównego bohatera – prokuratora, który był związany erotycznie ze swoją współpracowniczką, teraz odnalezioną zamordowaną i widać, że torturowaną. Czy ją zabił? Co ich łączyło? To stanie się przedmiotem procesu w sądzie. Reinsve uosabia niewinność, figlarność, odwagę i psotę, posuniętą tak daleko, że staje się niebezpieczna. Migawki namiętnego seksu między kochankami wprowadzają do śledztwa ciężar wrogiego napięcia. Uznana za niewinną jest właśnie jej bohaterka – idealna projekcja męskich pragnień.
Podobną figurę buduje w amerykańskim „A Different Man”, gdzie partneruje jej Sebastian Stan, za co otrzymał nagrodę na Berlinale. Reinsve gra kuszącą sąsiadkę nudziarza, na którego nikt nie zwraca uwagi. Sądzi on, że to kwestia jego choroby – cierpi na nerwiakowłókniakowatość, przez co jego twarz przypomina tę z „Człowieka słonia” (1980) Davida Lyncha. Ponieważ mężczyzna czuje się skazany na życiową klęskę, podejmuje próbę terapii, sądząc, że przystojna twarz zjedna sąsiadkę i pozwoli mu na aktorską karierę. Tymczasem – mimo zmiany wyglądu – wciąż nie potrafi kierować swoim życiem. Reinsve przechodzi od funkcji trofeum, postrzeganej w ten sposób w męskich zapasach, przez wyrachowaną manipulantkę, która karmi się władzą, aż do osoby, która świadomie obiera taki, a nie inny styl życia. Okazuje się kimś zupełnie innym, niż postrzegaliśmy ją na początku filmu. Zmiennokształtność to atut Reinsve.
Trzecia produkcja, w jakiej aktualnie można ją zobaczyć, to „Armand” w reżyserii wnuka Ingmara Bergmana – nazywa się Halfdan Ullmann Tøndel i początkowo ukrywał rodzinne koligacje, ale po pokazie w Cannes i nagrodzie Złotej Kamery, zaczęto nazywać go następcą sławnego dziadka. Obsadził Renatę Reinsve w głównej roli matki-aktorki, która w trybie pilnym zostaje wezwana do szkoły syna w sprawie incydentu, który zdarzył się między chłopcami. Pytania o to, czy dziecko postępuje tak, jak zostało wychowane, a zatem rodzic odpowiada za jego czyny, zostaje zderzone z wizją autonomii, przysługującą każdemu niezależnie od wieku. Czy matka będzie bronić dziecka bez względu na wszystko? A może sąd dotyczy naprawdę wyzwolonej kobiety, samotnie wychowującej dziecko, która ma czelność żyć również sama dla siebie? Jej styl życia – publiczny, bo wykonuje pracę aktorki – intymność, bo była w związku z obecnym na sali mężczyzną – zostaje wzięty pod lupę rady rodziców i nauczycieli. Bo pewnie to ona jest winna temu, że dzieci zachowują się nie tak, jak byśmy chcieli. W kulminacyjnym momencie bohaterka Reinsve dostaje niepowstrzymanego ataku śmiechu. Rechocze tak długo, że głupawka przemienia się w spazm i trzęsawkę. Zagrała to dla efektu czy uwolniła emocje przez konfrontację z publiczną oceną? Jej bohaterka budzi wiele sprzecznych uczuć i pozwala przyjrzeć się temu, jak niemal bezwiednie krytykujemy kobiety, które nie spełniają oczekiwań i nie stoi za nimi partner jak cerber. To autorefleksyjna rola Reinsve jako aktorki, która służy też za lustro dla widza.
Mogłabym jeszcze zatrzymać się przy „Another End”, tytule również obecnym teraz w polskich kinach – melodramacie s.f. w którym Reinsve gra zmarłą ukochaną Gaela Garcíi Bernala, przywróconą jako hologram w ramach programu Aeternum. To jednak film tak nieudany, że nawet jej rola niewiele pomaga. Patrząc w szerszej skali, wyobrażam sobie, że za parę, paręnaście lat aktorka będzie jak Mads Mikkelsen czy Trine Dyrholm – grać w ambitnych produkcjach skandynawskich, nie tracąc z oczu Hollywood.
Zombie horror „Nieumarli” to opowieść o żałobie
W „Nieumarłych” Reinsve prawie nic nie mówi. Gra szklistym spojrzeniem, wiecznie czerwonym nosem, twarzą spuchniętą od płaczu. Jej bohaterka pakuje żywność w stołówkowej kuchni. Owija folią spożywczą posiłki, by się nie zepsuły. Ta sama folia jednak może służyć za narzędzie horroru. Psucie się jedzenia (nadgniłe jabłka, gotowe posiłki, które trzeba wyrzucić) oraz inne rozkładające się organiczne resztki – choćby na wpół zwiędłe róże stojące w wazonie – uosabiają zmarłych, którzy wyszli z grobów. Konwencji zombie horroru użyto, by opowiedzieć o żałobie. Bohaterka Reinsve to matka, która początkowo nie wierzy w swoje szczęście, że syn zmartwychwstał, próbuje rozmawiać, bawić się z odzyskanym synem. Widzi, że to jednak nie działa, i próbuje dostosować się do tego, jaki on teraz jest. Zrozumieć duszę zombie. W jednej ze scen leży na dnie łodzi pośrodku jeziora, jakby Charon utknął w połowie Styksu. Przepłynie czy nie, zawożąc zmarłego do Hadesu – musimy sami sobie wyobrazić.
Podobnych tropów w „Nieumarłych” jest więcej – starsza kobieta parkuje auto na wpół w garażu, tak że deszcz leje na nią połowicznie. Różnica między cerą osoby, która jeszcze oddycha, a tej, co wyszła spod płyty nagrobnej, jest wyraźna, gdy tańczą – policzek przy policzku. Najciekawsze są normalne czynności, w które żywi próbują wikłać zmarłych. Jak wygląda wanna po kąpieli zombie, możemy sobie wyobrazić. Podobnie jak zombie reaguje, gdy wpycha mu się do ust tost posmarowany masłem. Jeśli to horror, to taki, na którym trudno się bać. Straszne sceny to chyba te zwyczajne właśnie. Że zmarli to potwory, orientujemy się dopiero, gdy okazują się nie czuć granicy, gdzie kończy się życie. Jak mocno można ścisnąć, żeby nie udusić? „Kocham cię, czy tego chcesz, czy nie” – brzmi jak groźba. Podsumowuje też uczucia, jakie osoby w żałobie żywią do tych, którzy odeszli.
Dlaczego tak trudno pożegnać nam się ze zmarłymi?
Musielibyśmy się pogodzić ze śmiercią jako zasadą rzeczywistości, a to, póki żyjemy, wydaje się nie do przejścia. Dlatego Zaduszki, Święto Zmarłych, łączą różne rodzaje upamiętnienia. Jedni wolą wspominać w domu, inni na cmentarzu, ktoś pójdzie do lasu albo się spotka z rodziną lub zrobi to, czego zmarły by chciał (oznacza to nieskończoną liczbę pomysłów). Wolność przeżywania straty na swój własny sposób jest po stronie tych, którzy zostali. To oni rządzą pamięcią o zmarłym. Bywa, że relacje z daną osobą znacznie się poprawiają po jej śmierci albo wręcz przeciwnie: wywlekają na wierzch sprawy, których nie było widać za życia. Proces, jaki przechodzi żyjący, jest o nim zamiast o osobie, do której był przywiązany.
W „Nieumarłych” trupy pozwalają się kochać. Przyjmują miłość, ale do pewnego momentu. Ojciec stand-uper (Anders Danielsen Lie – znany zarówno jako główny aktor z „Oslo, 31 sierpnia”, jak i „Najgorszego człowieka na świecie”, ale prywatnie również praktykujący chirurg-internista) mówi do dzieci, że jego matka też kiedyś zmarła, ale na szczęście nie wróciła. Spełnienie się żałobnej fantazji to właściwy horror tego filmu. Co z tego, że można jeszcze raz się przytulić, uczcić, coś wyznać. Zmarli stają się instrumentem żyjących, zniewoleni przez oczekiwania, formułowane wobec nich nawet po zgonie, nie mogą w spokoju odejść. Potworami stają się, gdy ktoś zmusza ich do życia. Wtedy muszą być asertywni, w końcu są granice życia po śmierci.
Film dobitnie pokazuje, gdzie iluzja się kończy. Nasi zmarli są ok, ale co zrobić z obcymi? Po awarii prądu w Oslo stało się coś niewytłumaczalnego – trupy masowo wstają z grobów i zagrażają bezpieczeństwu. Wiadomo, że zombie nie da się zabić, choć to właśnie próbujemy robić. Ocalając tych, których nie umiemy puścić, nie rozumiemy, że miłość jest możliwa właśnie dlatego, że i ty się skończysz i ja się skończę.
Nawet jeśli z ziaren gorczycy uzbiera się słoik musztardy, lepiej jej nie jeść, jest trująca.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.