Nowa kolekcja Tomasza Armady „Równorodność”
Najpierw była wciąż trwająca wystawa w Muzeum Etnograficznym. Teraz projektant Tomasz Armada pokazuje kolekcję „Równorodność”. Jak ubrania zaprojektowane dla muzeum sprawdzają się poza galeryjnym kontekstem?
– Od początku chciałem, żeby eksponaty, które przygotowałem na wystawę, zafunkcjonowały jako kolekcja – mówi Tomasz Armada. – „Równorodność” miała zaistnieć najpierw na pokazie mody. Miała zaśpiewać Maryla Rodowicz, na wybiegu pojawić się ciekawe osobowości. Sytuacja zmieniała się jednak dynamicznie, codziennie trzeba było coś odwoływać.
W związku z pandemicznymi ograniczeniami pokaz się nie odbył, a ubrania, choć od początku projektowane także na sylwetkę, zamknięto w ekspozycji. Wystawa „Równorodność”, ciekawa i efektowna, nie odbiła się zasłużonym echem. Wciąż można zobaczyć ją w warszawskim Muzeum Etnograficznym, również online. Muzeum zamieściło w sieci cztery oprowadzania – jedno przygotował Armada, kolejne: kuratorka Agata Pyzik, etnolog Patryk Pawelczyk i antropolożka dr Ewa Klekot.
„Równorodność” Tomasza Armady: Nietypowa sesja Karoliny Wojtas
Armada czuł potrzebę, żeby o „Równorodności” przypomnieć, ale także zmienić kontekst prezentowanych tam tkaninowych obiektów. – Bałem się, że ta kolekcja pokryje się muzealnym kurzem, podjąłem więc ostatnią próbę reanimacji tych projektów – mówi. Z fotografką Karoliną Wojtas wspólnie zdecydowali, by w roli modeli obsadzić pracowników Muzeum Etnograficznego. – Dla mnie było to dość oczywiste. Wcześniejsze kolekcje prezentowałem na znajomych w Łodzi oraz na rodzinie w Końskich, skąd pochodzę, i w Modliszewicach. Naturalne było więc także to, że kolekcję, która powstała na zamówienie muzeum, powinni zaprezentować ludzie związani z tą instytucją – mówi. Tak na zdjęcia trafiły główna księgowa, praktykantka, kierowniczka działu promocji i inni.
Ta sesja to dowód na to, że podwieszone pod sufitem, czasem kilkumetrowe sylwetki to rzeczy do noszenia. – Brałem to pod uwagę przy projektowaniu. Przemyślałem nie tylko warstwę symboliczną, ale i konstrukcję. Spodnie z superdługimi nogawkami mają w stosownych miejscach otwory i tak dalej. Na wystawie te projekty są wyabstrahowaną symboliczną formą. Ogląda się je inaczej niż na człowieku. Osobiście silniej reaguję na tę drugą formę – opowiada.
Kolekcja „Równorodność”: 13 stereotypowych wizerunków
Inspiracje do „Równorodności” Armada czerpał z różnych źródeł – od awangardowego teatru, sztuki XVII wieku, sarmatyzmu i kultury huculszczyzny, po malarstwo Zofii Stryjeńskiej. Każda sylwetka ma złożoną podszewkę narracyjną. Te ubrania to persony, w sumie 13 ludzkich typów, a raczej stereotypowych wizerunków Polaków.
Armada świadomie użył tkanin wysokiej jakości, jak tych najgorszych, które rozpadają się w dotyku. Poddaje tym samym kontemplacji nie tylko rys postaci, ale i jej stosunek do mody. Są w tej kolekcji kroje, które nie trzymają formy. Naelektryzowane śliskie dresówki i mechacące się polary służą refleksji nad konfekcją i zubożeniem współczesnego krawiectwa. Wszechstronne dzianiny pokazują bylejakość mody na każdą okazję, niepalne materiały robocze obśmiewają trend na noszenie odzieży surwiwalowej w miejskim kontekście, pokrzywowe płótno nawiązuje do ubiorów wojennych i więźniarskich, a lakierowane ekoskóry podkreślają nienaturalność i chęć do generycznego poprawiania urody.
Tomasz Armada: Ta sesja to był karnawał
Typy ludzkie pokazane przez Armadę to karykatury – ich zadaniem jest zarysować i obśmiać nasze uleganie stereotypom, tendencję, by wszystkich wkładać w szuflady negatywnych skojarzeń. Pytam Armadę, jak to jest przebrać pracowników muzeum za emerytkę w swetrze z wstawką z gazetki z dyskontu albo za fajnopolaka, którego fatalnej jakości korporacyjno-siłowniany ubiór oblepiają cytaty motywacyjne.
– Ta sesja była ciekawym eksperymentem – mówi, choć nie potrafi do końca wyjaśnić, jaką refleksję wyniósł z planu. – Dziwne było to, że część z naszych bohaterów po założeniu tych ubrań automatycznie wchodziło rolę przypisanej mu persony. To ciekawe, bo cel tej wystawy był odwrotny, miała te stereotypy burzyć, nie utrwalać – mruczy, ciągle zastanawiając się, jaki z tej historii morał. – Najważniejszy był dla mnie sam proces. Dla ludzi oderwanych od świata mody rzeczywistość sesji zdjęciowej to sytuacja zupełnie niezwykła. Zawsze jestem ciekaw, co proponują, gdzie chcą zapozować, jak się w tym ubraniu poruszają. Ta sesja to był zupełny karnawał.