Paryskie doświadczenie Caudalie

Na czym polega „doświadczenie Caudalie”, jakich wyborów dokonywać, by móc mówić o zrównoważonym podejściu do życia, i jak dużo dobrego dla wyglądu skóry można wycisnąć z winorośli? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi znalazłam w Paryżu podczas ekskluzywnego spotkania z założycielami jednej z najsłynniejszych francuskich marek.
Wielokrotnie wyobrażałam sobie ten moment. Po raz pierwszy, gdy dekadę temu jako redaktorka działu urody, zafascynowana francuskim, i w moich oczach tak odmiennym od słowiańskiego, podejściem do dbania o urodę, pochłaniałam publikacje na jego temat, w tym fragmenty książki „The French Beauty Solution: Time-Tested Secrets to Look and Feel Beautiful Inside and Out” autorstwa Mathilde Thomas. Po raz drugi, gdy poznałam markę Caudalie, jej prawdziwie filmową historię i jeden produkt, który od tego czasu zawsze stoi na mojej łazienkowej półce (i podróżuje ze mną w kosmetyczce wersji mini) – Beauty Elixir, czyli rozświetlająca woda winogronowa pachnąca olejkami z rozmarynu, róży i melisy (perfumy o takich nutach? Marzenie!). Po raz kolejny, całkiem niedawno, gdy nagrywając podcast dla Caudalie, ponownie mogłam zanurzyć się w niezwykłą opowieść o pomyśle, pasji, prawdzie i przyrodzie.
Historia marki Caudalie, która zasługuje na filmową ekranizację
Jak bardzo prawdopodobne jest, że współprowadzrnie rodzinnego biznesu z jednej dziedziny zrewolucjonizuje zupełnie inną? To właśnie przypadek Mathilde i Bertranda Thomasów, którzy prowadzą winnicę Smith Haut Lafitte położoną w malowniczym Bordeaux. Choć początkowo zajmowali się wyłącznie szlachetnymi trunkami, los postawił na ich drodze profesora Josepha Vercauterena, dyrektora laboratorium Uniwersytetu Farmacji w Bordeaux, który potwierdził, że z winogron można wycisnąć dużo więcej – pestki z winogron wykorzystać w kosmetykach, bo znajdują się w nich najsilniejsze z antyoksydantów, czyli polifenole. Tak zaczyna się opowieść o kosmetykach bogatych w najsilniejsze antyoksydanty, które w 1995 roku powstały pod nazwą Caudalie (w języku francuskim to jednostka, którą mierzy się czas, przez jaki smak wina pozostaje w ustach po degustacji).

Rozsmakowani życiem Mathilde i Bertrand Thomasowie
Trzy dekady później w portfolio marki znajduje się aż 10 różnych linii. Wszystkie swoje składniki czerpią z winnej natury – od bogatej w resweratrol Resveratrol Lift przez Vinoperfect opartej na winiferynie po korzystającej z biowody winogronowej VinoHydra. Przez lata ani Mathilde, ani jej mąż Bertrand nie stracili wiary w swój projekt, a dzięki konsekwencji dziś wiedzą, że wyprzedzili trend w holistycznym dbaniu o skórę za pomocą synergii nauki i natury. Znakiem tego jest kolekcja Premier Cru okraszona aż trzema patentami, która po raz pierwszy pojawiła się na sklepowych półkach w 2009 roku. To jej relaunch i rozszerzenie o nowe produkty było moim powodem wyjazdu do Paryża.
Premiera Premier Cru inna niż wszystkie
Choć spotkanie z marką wyobrażałam sobie zawsze jako wizytę w Bordeaux i udział w winobraniu, zaproszenie do stolicy Francji okazało się nie mniej ciekawym doświadczeniem. Z jednego powodu: Mathilde i Bertrand postanowili zaprosić kameralne grono dziennikarzy z całej Europy na lunch… we własnym mieszkaniu. Czy można bliżej poznać twórców marki, niż znajdując się w ich najbardziej prywatnym „zamku”?
Gdy grupą pojawiliśmy się na miejscu, Bertrand akurat dojeżdżał. Przeprosił nas za minutowe spóźnienie i… odstawił elektryczną hulajnogę do specjalnej komórki na dziedzińcu kamienicy, do której za chwilę mieliśmy wejść. Caudalie od 2012 roku jest członkiem Stowarzyszenia 1% dla Planety, oddając Ziemi to, co traci, również w wyniku produkcji kosmetyków, o czym szczerze mówił Bertrand. W kontekście innych życiowych wyborów, jakim jest chociażby rezygnacja z samochodu, słowa te wybrzmiały wyjątkowo autentycznie.
Mathilde czekała na nas w apartamencie, który zachwycał przemyślanymi designerskimi detalami, ale i wrażeniem przytulnego, domowego ciepła. Choć weszliśmy do kamienicy w samym centrum Paryża, za oknem widać było mały ogródek z imponującym swą wielkością drzewem. Lunch odbył się w pomieszczeniu, w którym ściany miały kolor – nie inaczej – bordowego wina, a za winietki na stołach robiły szklane fioletowe słoiczki nowego kremu Premier Cru, na których wykaligrafowane było imię każdego gościa.
Mathilde z dumą opowiadała o nowej linii, w której powstanie została zaangażowana Harvard Medical School. Premier Cru przestawiła jako „patent na długowieczność”, na który składa się zapobieganie zmarszczkom, przebarwieniom i utracie objętości skóry. W składzie kosmetyków znajduje się oczywiście resweratrol, opatentowana winiferyna i nowy składnik, jakim jest ekstrakt z drzewa różanego. Wisienką, a w zasadzie winogronem na torcie, jest ogłoszenie nowej ambasadorki linii, choć właściwiej byłoby użyć określenia „wieloletniej przyjaciółki marki” – aktorki Kelly Rutherford, która jako promotorka dojrzałego piękna, pozostająca w zgodzie z upływającym czasem, właśnie przeżywa swoja drugą, zawodową młodość.
Zanim na stole pojawił się wieńczący spotkanie deser, Bertrand odpowiedział na pytanie o prowadzenie marki w duchu zrównoważonego rozwoju – w końcu szklane słoiczki, które zostały nam podarowane, nie bez powodu były puste. Caudalie obydwa kremy z serii Premier Cru (wersję podstawową i o bogatej, wypełnionej ceramidami konsystencji) oferuje w specjalnych kapsułkach, czyli ekologicznych opakowaniach do ponownego uzupełniania. – Całe życie staraliśmy się prowadzić zrównoważoną markę, choć zdajemy sobie sprawę, że teraz jest to po prostu modne, więc warto byłoby się tym chwalić. Nigdy nie chcieliśmy budować na tym swojej strategii, a wszelkie działania wynikają wyłącznie z naszych przekonań i stylu życia. Choć robimy dużo, to wciąż jest jeszcze wiele do zrobienia. Opakowania typu refill to tylko jeden z kroków – powiedział Bertrand przy aprobacie Mathilde.

Spa we francuskim stylu jako butikowe doświadczenie
Ostatnim punktem paryskiego programu było „Caudalie experience”, czyli doświadczenie spa, z którego również słynie marka (masaż twarzy zmrożonymi winogronami, gdyby ujrzał światło dzienne, a w zasadzie obiektywy telefonów w 2025 roku, natychmiast stałby się wiralem). I tu kolejne zaskoczenie. Gabinety, do których zostaliśmy zaproszeni, to nie marmurowe przestrzenie w hotelowych podziemiach, a dwa kameralne pomieszczenia, które znajdują się nad szkatułkowym butikiem marki w najmodniejszej obecnie dzielnicy Paryża Le Marais. Wchodząc po wąskich, stromych i drewnianych schodach na specjalnie zaaranżowane poddasze, miałam wrażenie niezwykłej intymności, co przełożyło się na moje odczucia podczas totalnie relaksującego zabiegu. Oprócz tego, że mogłam spróbować wszystkich kosmetyków z linii Premier Cru (serum, kremu pod oczy, kremu), specjalistka wykonała mi peeling skóry kosmetykiem z pokruszonymi pestkami migdałów i nałożyła chłodną maseczkę, która kontrastowała z gorącymi kompresami. Każdy etap poprzedzał opad mgiełki z beauty Elixiru, więc jako hard userka tego kosmetyku byłam w siódmym niebie.
To był mój drugi zabieg Caudalie w życiu i jeden z niewielu razy, kiedy po wszystkim miałam tak rozświetloną i wypoczętą, a jednocześnie napiętą i zblurowaną skórę, że nie chciałam już nakładać makijażu. Wychodząc, spojrzałam w lustrze na swoje lekko potargane od masażu skóry głowy włosy i pomyślałam, że wystarczyłaby tylko czerwona szminka, by każdy mijający mnie na ulicach Paryża myślał, że jestem jego rodowitą mieszkanką. To właśnie słynne french beauty solution, o którym tak dużo czytałam.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.