Do kultowych produkcji z dawnych lat powracamy z sentymentu, a nowe oglądamy po to, by trzymać rękę na pulsie. Seriale o dorastaniu wcale nie są zarezerwowane dla rówieśników głównych bohaterów. Wręcz przeciwnie, często więcej przyjemności dostarczają tym, którzy już dawno zdali maturę.
Odbycie podróży sentymentalnej jeszcze nigdy nie było tak proste. Wystarczy włączyć jedną z platform streamingowych, by w jej bogatej ofercie odnaleźć skarby z przeszłości. Seriale, na których się wychowaliśmy, te, które nauczyły nas stylu, a także te, do których powracamy cyklicznie co kilka lat. Wybraliśmy kilkanaście ponadczasowych produkcji, spośród których co najmniej kilka doczeka się w najbliższym czasie (albo już się doczekało!) nowych wersji. Maraton czas, start!
„Plotkara” (2007-2012)
Możemy się założyć, że kto jeszcze nie zna „Gossip Girl”, płynnie przejdzie od seansu netfliksowego hitu „Ty” do projekcji produkcji sprzed dekady. Seriale łączą odtwórca głównej roli, Penn Badgley, nowojorska scenografia oraz równie nieprawdopodobna, co wciągająca fabuła. Pięknych, młodych i bogatych z Upper East Side najlepiej podsumował twórca opisu na Netfliksie. „Te dzieciaki podkładają sobie świnie. Bez końca”. A w międzyczasie Blair (uwaga, opaski znowu w modzie!) i Serena (od pierwszej sceny było wiadomo, że Blake Lively zostanie gwiazdą wielkiego formatu), Dan, Nate i Chuck zakochują się i zdradzają, przebierają w ciuchy od Chanel, Diora i Gucci, a zamiast do szkoły chodzą na pełne przepychu przyjęcia. Czy uczniowie prywatnych szkół na Manhattanie naprawdę tak żyją? A kogo to obchodzi, skoro serialowa rzeczywistość jest o niebo lepsza.
„Moje tak zwane życie” (1994-1995)
Zdjęcie tej produkcji z anteny po jednym sezonie jest jednym z największych skandali w historii telewizji. Nigdy już nie dowiemy się, czy Angela (Claire Danes na długo przed „Homeland”, a na krótko przed „Romeo + Julia”) wybrała niegrzecznego Jordana (Jared Leto z 30 Seconds to Mars) czy chłopaka z sąsiedztwa, Briana. Na zawsze zapamiętamy jednak obszerne dżinsy, kwieciste sukienki, flanelowe koszule i martensy bohaterek „Mojego tak zwanego życia”. I ich problemy z tożsamością seksualną, uzależnieniem i, zwyczajnie, brakiem akceptacji u rówieśników. Nie miały za tło penthouse'ów na Upper East Side ani willi w Beverly Hills. Bo tu naprawdę wszystko było jak w życiu. Zwyczajnie niezwyczajnie.
„Buffy, postrach wampirów” (1997-2003)
Gdyby nie nastoletnia pogromczyni wampirów (Sarah Michelle Gellar), która zakochuje się w jednym z nich (David Boreanaz), nie mielibyśmy zapewne „Zmierzchu”, „Czystej krwi”, ani „Pamiętników wampirów”. Z perspektywy czasu uważany za jeden z najbardziej feministycznych seriali przełomu wieków, „Buffy” pokazaywał bohaterkę nieustraszoną, upartą i ciekawą świata. I nie trzeba psychonalityka, żeby zrozumieć, że jej walka z potworami tak naprawdę pokazywała starcie z wewnętrznymi demonami. Na tym przecież polega dorastanie.
„Skins” (2007-2013)
Wystarczyłoby powiedzieć, że brytyjska produkcja, niepokorna jak rock and roll, dała światu plejadę gwiazd: Nicholasa Houlta, Kayę Scodelario, Hannę Murray, Deva Patela, Jacka O'Connella i Josepha Dempsiego. Ale ofiarowała nam jeszcze więcej. Lekcję angielskiego przeklinania, rekapitulację najboleśniejszych chwil dorastania i wgląd w zawiłą psychikę nastolatków, którzy czasami wydają się mocniej stąpać po ziemi po alkoholu i narkotykach, niż przed ich użyciem.
„Trzynaście powodów” (od 2017 roku)
Pierwszy sezon serialu zrealizowanego na podstawie powieści Jaya Ashera, w którego produkcji maczała palce Selena Gomez, wzbudził kontrowersje. Opowieść o nastoletniej Hannie Baker (odkrycie kina, Katherine Langford), która odbiera sobie życie, a potem tłumaczy „13 powodów” tej decyzji, posądzano o tworzenie romantycznego obrazu samobójstwa. Niczym Werter dla pokolenia Z. Ale dla dzieciaków i ich rodziców serial stał się punktem wyjścia do odbycia tych najtrudniejszych rozmów – o seksie, o narkotykach, o przemocy. I chwała netfliksowej produkcji za to, że udało jej się zbudować pomost między pokoleniami. Oby tak dalej!
„Cudowne lata” (1988-1993)
Oglądając dzisiaj serial o Kevinie i jego przyjaciołach z amerykańskich przedmieść, odczuwamy podwójną nostalgię. Za przedstawionymi na ekranie latami 60., a także za przełomem lat 80. i 90., gdy produkcja po raz pierwszy trafiła na ekrany. Serial oparto na prostym pomyśle: dorosły Kevin wspomina swoje szczenięce lata – z sentymentem, ale bez sentymentalizmu. A my razem z nim czujemy nostalgię za czasami, ludźmi i miejscami, które już nigdy nie powrócą. Chociaż w przypadku polskich widzów magicznym miejscem z przeszłości będzie raczej trzepak z podwórka na blokowisku, a nie podmiejski lasek, w którym Kevin i Winnie wymienili pierwszy pocałunek.
„Grown-ish” (od 2018 roku)
Najświeższy towar w zestawieniu. Zoey (jedna z najbardziej wpływowych nastolatek na świecie, Yara Shahidi) z „Black-ish” poszła na studia. I poznała co najmniej trzech chłopaków, którzy jej się podobają, oraz co najmniej trzy przyjaciółki, z którymi musi skonfrontować swoje poglądy. A jeszcze radzi sobie z zajęciami, telefonami od zatroskanych rodziców i pierwszymi doświadczeniami z alkoholem, narkotykami i seksem. Wszystko to przyprawione zostało w serialu Kenyi Barrisa refleksją na temat dorastania w epoce mediów społecznościowych, gdy nic nie uchodzi uwadze innych. Kto powiedział, że łatwo być młodym?
„Luzaki i kujony” (1999-2000)
Nie znacie serialu, który tak jak „Moje tak zwane życie”, przepadł niestety w odmętach dziejów? Z pewnością znacie aktorów, którzy w nim debiutowali. Jamesa Franco, Lindę Cardellini (ostatnio „Green Book”), Setha Rogena, Jasona Segela i Busy Phillipps przedstawiać nie trzeba. Tym bardziej warto cofnąć się w czasie do epoki grunge'u, żeby pośmiać się z tego, co sami przeżyliśmy. Bo przecież każdy z nas czuł się „luzakiem” albo „kujonem”. A już na pewno – doświadczył bycia wyrzutkiem.
„Życie na fali” (2003-2007)
Jedyny z najpopularniejszych seriali dla nastolatków, którego rebootu jeszcze nie zaplanowano. To jawna niesprawiedliwość. Wznowienie należy się „The OC” chociażby dlatego, że ostatni sezon był za krótki. I dlatego, że chcielibyśmy jeszcze raz oglądać Ryana (Ben McKenzie z „Gotham”) w białym podkoszulku. I świętować z rodziną Cohenów ekumeniczne święto Chrismukkah. „Życiu na fali”, które starało się odświeżyć sprawdzony przepis – Kalifornia plus piękni ludzie plus niepiękne problemy – było od takiego „Beverly Hills” o niebo bardziej bezpretensjonalne. Nie mówiąc już o tym, że wszystkim Adamom Brodym tego świata pozwoliło wierzyć, że zdobędą Rachel Bilson. Dowcipem, intelektem i ciepłem, a nie rozbudowaną muskulaturą.
„Słodkie kłamstewka” (2010-2017)
Właśnie rusza spin-off serialu o pięciu „ślicznych małych kłamczuszkach”. W „The Perfectionists” wystąpią co najmniej dwie aktorki znane z pierwowzoru, a Shay Mitchell, czyli Emily można oglądać w serialu „Ty”. Przez siedem sezonów razem z przyjaciółkami, Hanną, Arią, Spencer i Alison krzywdziły i były krzywdzone, uciekały i goniły, manipulowały i były wykorzystywane. Wielopiętrowa intryga, której niezmiennym motywem przewodnim pozostawała zemsta, u swego podłoża miała opowieść o dziewczynach. Ich zawiłe emocje doprowadzały do tego, że przyjaciele stawali się wrogami, kochankowie stalkerami, a rodzice mordercami. Cóż, w Rosewood wszystko się mogło zdarzyć.
„Pamiętniki wampirów” (2009-2017)
Na szczęście „Pamiętniki” nigdy tak naprawdę się nie kończą. Powstały już dwa seriale oparte na postaciach z serialu – „The Originals”, a teraz także „Dziedzictwo”. Tak jak w przypadku wcześniejszej „Buffy”, twórczyni serialu, Julie Plec, wymyślając wszechświat zaludniony przez czarownice, wampiry i wilkołaki, starała się opowiedzieć o codziennym doświadczeniu dorastających ludzi. A że przybrali na ekranie nieśmiertelne (a więc nieludzko piękne) powłoki, tym przyjemniej dla widza.
„Beverly Hills 902010” (1990-2000)
Dopiero co ogłoszono, że najważniejszy serial lat 90. doczeka się kontynuacji. Brenda i Brandon, Kelly i Dylan, Donna i David znów spędzać będą długie godziny na rozmowach o uczuciach. A przy okazji wplątywać się w narkotyki, przygodny seks, a nawet działalność przestępczą. A nie, przepraszamy, to była inna epoka. Twórcy serialu opowiedzą nam teraz, jak najsłynniejsi nastolatkowie telewizji poradzili sobie z dorosłością.
„Jezioro marzeń” (1998-2003)
Trudno powiedzieć, kto jest dziś większą gwiazdą. James Van Der Beek w kolejnych sitcomach gra... siebie, Katie Holmes jest jedną z najczęściej fotografowanych kobiet świata, Joshua Jackson w „The Affair” mistrzowsko gra męża i ojca, a Michelle Williams to aktorka na miarę Oscara. Ale na przełomie wieków byli tylko grupką hollywoodzkich żółtodziobów, którzy dostali szansę życia. Role romantycznego reżysera Dawsona, spryciarza o gołębim sercu, Paceya, dziewczyny z sąsiedztwa Joey i bad girl z wielkiego miasta Jen uczyniły z nich supergwiazdy. A widzom „Jezioro marzeń” pozwoliło bezkarnie płakać w poduszkę. Niby nad problemami bohaterów, ale tak naprawdę także nad swoimi, całkiem do filmowych podobnymi.
„Kochane kłopoty” (2000-2007)
Nikt nie mówi tak szybko jak Lorelei i jej nastoletnia córka, Rory, mieszkające w malutkim Stars Hollow. Fanki serialu trzy lata temu mogły się nacieszyć powrotem produkcji. Nowa odsłona „Gilmore Girls” zdradziła, że teraz to Rory będzie musiała sprawdzić się w roli matki. Czy weźmie przykład ze swojej? Lorelei z pewnością udało się wychować dziecko na samodzielne, ambitne i przebojowe. A ci, którzy ich relację oglądali z drugiej strony ekranu, zazdrościli. Bo nie z każdą mamą można pogadać o pierwszych pocałunkach.
„Veronica Mars” (2004-2007)
Hurra! Najsprytniejsza młoda detektyw powróci już niedługo. A kto ma dosyć czekania, może na bieżąco oglądać Kristen Bell w „Dobrym miejscu”. Lepiej być nie może. Tego Veronica o swoim życiu powiedzieć nie mogła. Musiała nie tylko poradzić sobie z tragiczną śmiercią swojej przyjaciółki, ale także pomóc swojemu ojcu, detektywowi, rozwikłać tajemnicę jej morderstwa. A to wszystko w ramach zajęć pozalekcyjnych. Szacun!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.