Znaleziono 0 artykułów
08.07.2023

Aborcyjny Dream Team rusza w wakacyjną trasę po Polsce

Aborcyjny Patrol

Naszym celem jest mniej wstydu, mniej strachu wobec aborcji, więcej wzajemnej solidarności – mówi Natalia Broniarczyk, jedna z członkiń Aborcyjnego Dream Teamu. Aktywistki wyruszają vanem w trasę po polskich nadmorskich miejscowościach, by edukować na temat aborcji. Aborcyjny Patrol to nie tylko projekt informacyjno-edukacyjny, lecz także manifestacja solidarności z kobietami, które zdecydowały się na przerwanie ciąży.

Skąd wziął się pomysł na Aborcyjny Patrol i wakacyjną trasę?

Tak naprawdę od dawna chciałyśmy ruszyć w Polskę. Miało się to wydarzyć tuż po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, ale czekałyśmy, aż pandemia się uspokoi i będzie można bezpiecznie spotkać się z ludźmi. Zależało nam, żeby docierać do tych, którzy jeszcze nas nie znają. I stąd pomysł na wyjazd w wakacyjne miejsca, gdzie gromadzą się turystki, młode dziewczyny w wieku od 15 do 30 lat, gdyż to jest grupa, która najczęściej do nas pisze. Są naprawdę przerażone wizją niechcianej ciąży i wydaje im się, że w Polsce nic nie można. Bardzo często boją się nawet zapytać o możliwość aborcji, bo słyszą z mediów i od polityków, że w szpitalach nie uzyskają pomocy. Po wyroku sądu w sprawie Justyny Wydrzyńskiej obiecałyśmy w trakcie konferencji prasowej, że taki wyrok odczytujemy jako zaproszenie do jeszcze większego działania i właśnie to robimy.

Jak będzie można was rozpoznać w trasie?

Z pieniędzy, które dostałyśmy z grantu, kupiłyśmy używany samochód.  Stworzyłyśmy grafiki, którymi przyozdobiłyśmy go bardzo kolorowo i radośnie, bo chcemy, żeby to była wakacyjna akcja, jak jedna z wielu, które dzieją się gdzieś obok. Nazwa Aborcyjny Patrol ma zabawnie nawiązywać do serialu „Słoneczny patrol”, bo tak naprawdę pomoc w przypadku niechcianej ciąży jest jak udzielenie pierwszej pomocy.

Kiedy i na jakich trasach będzie można was spotkać?

Pierwsza trasa to jest Trójmiasto, Krynica Morska, Stogi, potrwa od 7 do 11 lipca. Wracamy na 10 dni do Warszawy i następnie jedziemy na Hel. W sierpniu prawdopodobnie pojedziemy na Mazury lub w góry. Na pewno będziemy chciały odwiedzić jak najwięcej turystycznych miejscowości.

W jaki sposób będziecie aktywizować napotkane osoby?

Mamy przygotowane wlepki i ręczniki z naszym numerem, które będzie można dostać. Zawsze staramy się łączyć pomoc w aborcji z normalnym mówieniem o niej, żeby zdjąć z niej stygmat i pokazać kolejnym osobom, że można się gdzieś zwrócić o pomoc, że czekają przyjazne osoby, które nie będą oceniać i wypytywać o powody, nie będą pouczać, ale dadzą informację i potrzebną pomoc. A jednocześnie pokażą, że to jest część naszego życia, bo my wszystkie też miałyśmy aborcje, więc chcemy tym przykładem udowodnić, że nie jesteśmy potworami, które mają się ukrywać i całe życie wstydzić swoich decyzji. Wręcz przeciwnie – jest życie po aborcji i ono może być dobre, fajne, normalne.

Co będzie się działo w trakcie waszych spotkań i gdzie będą się odbywały? Gdzie będzie można was spotkać?

W ciągu dnia będziemy na deptakach przy wejściach na plażę. Będzie nas widać i słychać, bo będziemy mieć mikrofony, będziemy zapraszać, żeby do nas podejść, porozmawiać, wziąć sobie przygotowane gadżety, zadać pytanie, zrobić zdjęcie kodu QR, który prowadzi bezpośrednio do naszej strony. Późnymi popołudniami zamierzamy przenosić się na plażę. Na Instagramie, Facebooku i na TikToku będziemy dawać znać na bieżąco, gdzie jesteśmy.

Co chciałybyście zmienić tą akcją?

Niechciana ciąża jest bardzo często czymś strasznym, natomiast aborcja może być rozwiązaniem tego problemu. I to jest nasza główna motywacja – pokazać, zwłaszcza osobom, które nie mają kogo poprosić o pomoc, wstydzą się powiedzieć swoim bliskim, nawet często chłopakowi, z którym zaszły w ciążę, że nie są w tym zupełnie same i nie muszą przejść przez to doświadczenie bez żadnego wsparcia. Mam nadzieję, że ta kolorowa, wakacyjna, krzykliwa stylistyka, którą przygotowałyśmy, zachęci chociażby do zrobienia zdjęcia numeru telefonu czy adresu e-mail, na który można się odezwać. Wiemy, że niektóre osoby wstydzą się nawet podejść i zapytać, ale zdjęcia można zrobić, zachować w telefonie i na wszelki wypadek mieć. Będziemy też zachęcać do tego, żeby te osoby, które nas spotkają, dzieliły się informacjami z bliskimi kobietami.

Większość kobiet wciąż dokonuje aborcji po kryjomu, a potem same noszą to brzemię. Tymczasem wy wyjeżdżacie w Polskę z głośnym i pogodnym hasłem, że aborcja jest normalna. Jaki jest główny cel tego wyjazdu, jaka jest wasza motywacja?

Wierzymy, że nasza obecność, widoczność już jest jakąś szansą na zmianę. Ostatnio, gdy wyjeżdżałyśmy z Justyną do Brukseli, na lotnisku podeszły do nas trzy różne kobiety, które po prostu podziękowały za to, że kiedyś pomogłyśmy im. To jest niesamowicie wzruszające i to nas motywuje.

Chcemy pokazać, że do nas naprawdę warto zwrócić się po pomoc. Nie jesteśmy jakimiś fałszywymi stronami, jak np. SOS Fundacji Pro Life, tylko naprawdę jesteśmy żywymi, prawdziwymi ludźmi, którzy będą życzliwi w tym procesie.

Czy trasa Aborcyjnego Patrolu jest w pewnym sensie odpowiedzią na antyaborcyjną ciężarówkę?

Symbolicznie chcemy trochę odebrać przestrzeń ich krzywdzącej narracji, która dominuje w przestrzeni publicznej. Nie będziemy nikomu jeździć pod blokami i opowiadać przez megafon bredni. Chcemy być w tych miejscach, w których są ludzie, ale też dać im wybór na skorzystanie z naszej oferty bądź nie. Nikogo nie będziemy zmuszać do szerzenia naszego przekazu czy obcowania z nim. Zresztą często dostrzegamy u osób, które się do nas zgłaszają, brak zaufania do organizacji pomocowych. Nierzadko słyszymy pytanie, czy wy na pewno pomożecie, czy wy na pewno jesteście bezpieczni, czy to zadziała? Trudniej jest uwierzyć osobie, kiedy ma się z nią kontakt przez internet. Chcemy pokazać, że naprawdę wzięłyśmy tabletki, przeżyłyśmy, jesteśmy przykładem i codziennie pomagamy ok. 107 osobom w aborcji.

Częścią akcji będą też świadectwa osób, które dokonały aborcji z różnych powodów.

Takie akcje miały już miejsce wielokrotnie w Warszawie. To mówienie o aborcji polega na opowiadaniu osobistych historii, każda chętna osoba będzie mogła podzielić się swoją historią, może to zrobić anonimowo, w formie pisemnej, a my przeczytamy te opowieści na plaży. Zauważymy, jak różne są te doświadczenia i kobiety, które miały aborcje, i że możemy się z nimi identyfikować, bo problem może dotyczyć każdej z nas, naszej siostry, przyjaciółki, sąsiadki. Ten problem jest tuż obok.

Niestety, nie wszędzie mówi się o was dobrze i ten przekaz na pewno dociera do wielu miejsc w Polsce. Czy ze względu na ataki pod waszym adresem nie boicie się, że zostaniecie zaatakowane również podczas tych spotkań?

Na pewno taka obawa jest, ale z drugiej strony nasze doświadczenia z siedmiu lat działalności pokazują, że im bardziej jesteśmy bezwstydne i pewne siebie, tym bardziej wstydliwi są nasi przeciwnicy. I to jest nasza główna strategia. Mówienie o swojej aborcji publicznie to bardzo silna broń. To nasza walka ze stygmatyzacją aborcji i ogólnie z patriarchatem, bo to są nierozerwalne rzeczy. O wiele częściej spotykamy się z atakami w internecie niż na żywo. I z takim nastawieniem ruszamy. Spodziewamy się, że spotka nas o wiele więcej miłego niż złego. Mam poczucie, że po tych strasznych historiach, które się wydarzyły w Polsce, po śmierciach tylu kobiet, wiele z nas weźmie sobie ten numer lub naklejkę do portfela czy zrobi sobie zdjęcie do telefonu, na wszelki wypadek, tak, żeby mieć jakieś koło ratunkowe dla siebie czy bliskiej osoby.

Wasze działania przestały dotyczyć tylko niechcianych ciąż, ale też tych chcianych, ale zagrożonych. Jak pomagacie w takich przypadkach?

W takich sytuacjach, kiedy kobieta trafi do szpitala, chcemy pokazać, że w razie zagrożenia też nie jest sama. Jesteśmy w stanie pomóc wyjechać za granicę, opłacić zabieg, zapewnić bardzo dobrą opiekę medyczną w holenderskiej czy w niemieckiej klinice. Nie musisz się martwić o to, jak zostaniesz tam potraktowana, bo my zadbamy, żeby to było dobre doświadczenie medyczne. A jeżeli zostaniesz w szpitalu w Polsce, też zrobimy wszystko, żebyś tu miała dobrą opiekę, włącznie z telefonami do ordynatora, żeby powiedzieć: „Wiemy, że macie pacjentkę w szpitalu, która się boi”. To bardzo pomaga. Ostatnie trzy tygodnie przekonały nas o tym. Po śmierci Doroty z Bochni dzwoniły do nas kobiety z różnych szpitali z całej Polski. Czasem wystarczy uspokoić taką pacjentkę, gdy jesteśmy pewne, że wszystko z nią jest w porządku.

Zawsze chciałyśmy pomagać w radzeniu sobie z niechcianymi ciążami i miałyśmy poczucie, że od pomagania przy tych chcianych, kiedy są wady płodu, zagrożenie życia i zdrowia, są polscy lekarze, ale ostatnie dwa lata pokazały, że nie jest tak. Dlatego musiałyśmy poszerzyć działalność. Ale to dobrze, bo dzięki temu kończymy ze sztucznym podziałem, w którym kobieta w niechcianej ciąży jest uznawana za egoistyczną, nielubiącą dzieci, myślącą o tylko o sobie, a inaczej postrzegana jest kobieta w ciąży chcianej, ale w zagrożeniu – jako ta, której przydarzyło się coś strasznego.

Czyli były te dobre i te złe.

Musimy trzymać się razem i wspierać nawzajem, bo wróg jest gdzie indziej i tym wrogiem jest antyaborcyjne prawo, nieszanujący nas politycy, ale też lekarze, którzy nie chcą stosować istniejącego, pozwalającego im na działanie prawa. O tym też będziemy mówić podczas naszych wyjazdów.

Chcemy przeciwdziałać strachowi, bo zupełnie inaczej rozumiemy obronę życia. Dla nas obrona życia to jest dbanie o osobę w ciąży, tak żeby nie bała się trafić do szpitala, żeby czuła, że opieka, która jej się należy, to opieka przede wszystkim nad nią, ale też nad ciążą, jeżeli ona tej opieki chce. Będziemy nauczać takiego podejścia, dopóki lekarze nie będą wysyłać wyraźnych sygnałów do pacjentek: „Nie musisz przede mną udawać, ponieważ ja cię nie ocenię po tym, co mi powiedziałaś”.

Naszym celem jest mniej wstydu, mniej strachu wobec aborcji, więcej wzajemnej solidarności i myślenia o tym, że to nie my jesteśmy problemem, ale możemy być rozwiązaniem, że my z naszą wiedzą, z tą naklejką w portfelu, z numerem do organizacji pomocowej możemy pomóc sobie i komuś. Dopóki sytuacja się nie zmieni, to trochę wszystkie razem jesteśmy za siebie współodpowiedzialne i musimy się sobą wzajemnie opiekować.

Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się do was kobiety?

Bardzo często dostajemy pytania o antykoncepcję, o to, jak zdobyć receptę na tabletkę dzień po – polecamy kolektyw Dzień Po. Większość kobiet, które się do nas zgłaszają, albo jest przed aborcją i mają pytanie, albo są w trakcie aborcji i nie są pewne, czy wszystko idzie dobrze. Zgłasza się bardzo dużo osób, które jeszcze nawet nie zrobiły testu, ale tak bardzo się boją, że doszukują się symptomów ciąży. Zapewniamy je, że warto zrobić test i, niezależnie od wyniku, będziemy z nimi. Czasem zdarza się, że osoby pytają, jak ukryć aborcję przed rodzicami, mężem, chłopakiem. To jest przykre, że mieszkasz z kimś, komu nie ufasz. To jest często moment, kiedy otwierają się oczy na najbliższą osobę, która na przykład przegląda twój telefon. To zachowanie przemocowe i nazywamy je po imieniu.

Ale czasem to są po prostu przezabawne wiadomości nastolatków, typu: „Dzisiaj powiedziałam na religii księdzu, który mówił o aborcji, że kłamie, że to jest nieprawda i powołałam się na waszą stronę”. Naprawdę to się zmienia. I zwłaszcza te dwa lata po wyroku to czas, kiedy młodzież zobaczyła, że może być inaczej. Dlatego wychodzimy z tym przesłaniem z uśmiechem na twarzy, wokół ludzi spędzających świetne wakacje, bawiących się i jedzących gofry. I może jakaś osoba pod wpływem naszej akcji chociażby powie sama do siebie: „Zrobiłaś dobrze, miałaś prawo, nie musisz się tego wstydzić”.

Ewelina Kołodziej
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Aborcyjny Dream Team rusza w wakacyjną trasę po Polsce
Proszę czekać..
Zamknij