Adam Bałdych o konkursie BMW Welt Jazz
BMW Group od 50 lat angażuje się w działania na rzecz kultury jako partner Guggenheim Museum czy Tate Modern. Dzięki BMW Art Club powstają projekty łączące technologię, sztukę nowych mediów, muzykę klasyczną i jazzową. Ze skrzypkiem Adamem Bałdychem spotkaliśmy się w Monachium podczas finału konkursu BMW Welt Jazz, w którym Adam Bałdych Quartet zajął drugie miejsce i zdobył nagrodę publiczności.
Jak wam się gra w kwartecie?
Świetnie. Każdego z członków zespołu poznałem wcześniej na scenie podczas jam sessions czy koncertów. Reprezentujemy różne osobowości, więc każdy z nas trochę przeciąga muzykę w innym kierunku, jednocześnie doskonale się rozumiemy. Jesteśmy jednym organizmem.
Na ile ważne jest miejsce, w którym koncertujecie?
Staramy się współgrać z brzmieniem sali. W monachijskim Gasteig [centrum kulturalne mieszczące m.in. filharmonię – red.] jest bardzo długi pogłos, który wymaga zastanowienia. Gdy gramy w małej sali, publiczność jest blisko, więc łatwiej nawiązać z nią kontakt. Im sala większa, tym trudniej skupić na sobie uwagę widowni. W muzyce jazzowej fajne jest to, że możemy reagować na zachowania słuchaczy. Widzimy, jak przeżywają naszą muzykę, i próbujemy wejść z nimi w dialog.
Widziałam, jak zniszczyłeś smyczek podczas koncertu. Często ci się to zdarza?
Rzeczywiście bywają występy, podczas których mój smyczek niemal eksploduje. Pod koniec koncertu musimy dać z siebie wszystko – wtedy smyczek idzie na straty. Gdy jesteśmy na scenie, emocje sięgają zenitu. Tego nie da się kontrolować.
Jak zacząłeś przygodę z muzyką?
Gdy miałem dziewięć lat, moja siostra, która sama chciała grać, zaciągnęła mnie do szkoły muzycznej. Cztery lata później odkryłem jazz i improwizację. To mnie pochłonęło. Teraz wiem, że warto inspirować dzieci do grania. Może – tak jak w moim przypadku – okaże się, że jest to ich wielka pasja.
Udział w BMW World Jazz potraktowaliście jak wyzwanie zawodowe?
Jako dzieci często jeździliśmy na konkursy jazzowe, teraz praktycznie nam się to nie zdarza. Uczestnictwo w BMW World Jazz to jednak coś wyjątkowego – konkurs jest tak prestiżowy, że zespoły, które biorą w nim udział, rywalizują bez względu na etap swojej kariery. Potraktowaliśmy to jako doświadczenie. Niełatwe, bo mieliśmy do dyspozycji tylko 45 minut, a nie półtorej godziny, a właśnie tyle zwykle trwa koncert. Wszystko, co chcieliśmy przekazać publiczności, musiało być skompresowane.
Jak budować napięcie w czasie koncertu?
Emocje muszą być tak zaplanowane, by pokazać właściwy nam język, a ten jest bogaty: od poszukiwań nowych terenów do utworów pełnych energii. Myślimy przede wszystkim nad formą. Planując koncert, staramy się tak dobrać kompozycje, by za każdym razem wnosiły coś nowego. Następnie bardzo naturalnie przechodzimy od jednego punktu do drugiego. Staramy się przeciągnąć słuchaczy w miejsca, które zaplanowaliśmy. To jak wtedy, gdy czytasz dobrą książkę – narracja musi mieć swój szczyt i zostawiać refleksję. Koncert ma być dla słuchacza holistycznym przeżyciem, a nie tylko przechodzeniem od utworu do utworu.
Ile jest w waszej muzyce improwizacji?
Sporo, w większości to, co gramy, jest improwizacją na bazie tematów, czyli wariacją na temat. Istnieje ogromna różnica między stylem pracy osób, które – grając muzykę klasyczną – starają się w najlepszy możliwy sposób zinterpretować dzieło jakiegoś kompozytora, a tych, które grają jazz. Ta muzyka jest idealna, gdy masz w sobie pasję kreatora. Ona jest tu i teraz, ty ją tworzysz.
Kto jest dla was największą jazzową inspiracją?
Miles Davis, który przez wiele lat wyznaczał nowe gatunki i style w muzyce jazzowej, a tak naprawdę cały czas był sobą. Zmieniała się estetyka, a on potrafił zaskakiwać nowymi, świeżymi utworami. Ciągle poszukiwał i eksperymentował. Gdy słucha się Davisa, widać, że wszystko kręci się wokół niego, ale on sam jest tym, kim był od początku. Zawsze nam to imponowało, próbujemy za tym podążać, choć nasza estetyka jest zupełnie odmienna.
A co was najbardziej rozwija?
Wspólne spędzanie czasu na koncertach. Wczoraj rozmawialiśmy do późna o muzyce i życiu. W muzyce potrzebne jest głębokie zaufanie, które przenosi się na dźwięki. Jeśli go brakuje, nie podejmuje się ryzyka, a w naszym przypadku właśnie to ryzyko wyzwala najpiękniejsze emocje. Więc wspólne spędzanie czasu i poczucie braterstwa jest kluczowe – równie ważne, jak wspólna próba czy sound check.
A jak przyjęliście fakt, że nie zwyciężyliście?
Ze spokojem. Przecież zostaliśmy wyłonieni spośród setek europejskich uznanych zespołów. Wybór zwycięzcy [został nim Peter Gall Quintet] to subiektywna decyzja jury, zaś nam przypadła nagroda publiczności, która jest najistotniejsza. Gdy w Monachium stajesz do finału z zespołem pochodzącym z tego miasta, a widownia mimo wszystko głosuje na ciebie, wiesz, że to prawdziwe.
Teraz wracamy do pracy – jesienią ukaże się nasz nowy album wydany przez jedną z najważniejszych wytwórni jazzowych Europy, ACT Music z Berlina, z którą współpracuję od 10 lat. Jak Paryż jest światową stolicą mody, tak Niemcy są fonograficznym centrum Europy.
Polski oddział BMW w ramach strategii BMW Drives Culture jest partnerem m.in. Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie i Filharmonii Szczecińskiej. Dzięki organizowanym od 12 lat koncertom BMW Jazz Club polska publiczność mogła oceniać umiejętności zarówno czołowych jazzmanów, jak i wschodzących gwiazd tej muzyki, takich jak Adam Bałdych, o którym nieraz jeszcze usłyszymy, ponieważ dopiero się rozkręca.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.