Boimy się nowego, tak twierdzą psychologowie. Ale czasem nie ma wyjścia, tak jak teraz. To konieczność.
„Nienawiść jest substancją ulatniającą się powoli, jest lepem na rozczarowanych, niezdolnych, wyprzedzonych w wyścigu życiowym, ambitnych i chciwych” – pisała w 1933 roku na łamach „Wiadomości Literackich” Maria Morska. Pisała w męskim przebraniu Mariusza Dawna, być może sądząc, że będzie lepiej słyszalna.
Minął niemal wiek. Nad Wisłą czuję podobny swąd nagonki i znajome lekceważenie głosu osób noszących spódnice. I pytam za publicystką, która nie żyje od lat, co jest gorsze: „nienawiść, którą się karmią i poją, czy to potworne ubóstwo umysłowe, w jakim każą się nam obracać?”.
Ostatnio w moich snach zamieszkał wąż. Śliski gad pełznący nieuchronnie w moją stronę z kąta mieszkania. Powtarzający się kadr. Wzmagający lęk. Wertuję kolejne słowniki: wąż w domu – niebezpieczeństwo, ale też przemiana. Symbol zagrożenia i zmiany.
Lęk przed zmianą stoi wysoko na liście człowieczych zagrożeń. W detalu znaczy na przykład rozwód lub przeprowadzkę, czyli rozstanie z tym, co oswojone. Boimy się nowego, tak twierdzą psychologowie. Ale czasem nie ma wyjścia, tak jak teraz. To polityczna konieczność. W obronie własnej, by móc oddychać w państwie prawa i tolerancji. Agresję, chamstwo, zamordyzm i szczucie – znamy, teraz trzeba nam wrócić do normalności. Już raz się za mojego życia spełniło marzenie, w stoczni w 1980 roku, w etosie solidarności. Etosie, który jak wiele innych został nam odebrany. Więcej nawet, zbrukany i przeformatowany zgodnie z obowiązującą obecnie ideologią.
Nic nie jest nam dane na zawsze. Wiem, banał. Trzeba pracować nad demokracją, podobnie jak nad utrzymaniem każdego związku. Pracować nad sobą i pielęgnować więzi. Dbać o ideały, które mają tendencję do powszednienia i więdnięcia. I miłość, i przyjaźń trzeba żywić. Codzienność je osłabia, zużywa, wyczerpuje. W końcu niszczy. Trzeba pracować nad demokracją, jak nad sobą. Żeby nie zmarnieć, nie zgłupieć. I nie zobojętnieć.
Co jest wężem w naszym domu? To, czego się boimy, czy to, czym nas straszą, by wywołać lęk? Łatwiej rządzić i manipulować tymi, którzy się boją. Przywołać lub powołać wroga: Niemca, Żyda, Ukraińca, OBCEGO. Tego kogoś, kto rzekomo z nienawiści do Polski i Polaków ograbi ją z cnoty i upokorzy.
W życiu politycznym używane są słowa nienawistnej propagandy i już nie wiem, kogo i za co nimi obrzucamy. Kto posługuje się batem Putina i Hitlera i przeciwko komu? W imię jakiej dobrej sprawy? Jeszcze nie pali się książek, ale już piętnuje ludzi sztuki i kultury za nieposłuszeństwo i nieprawomyślność. Kto jest czyim wrogiem i dlaczego tak musi być w moim kraju nad Wisłą i Odrą?
Świat wyszedł z formy. Mój pokryty rdzawymi liśćmi kasztanowiec zaczął właśnie kwitnąć. Wrześniowe noce były cieplejsze niż lipcowe, Europa gorętsza niż kraje zwykle słynące z żaru. Bociany spóźniają się z odlotem. Pełnia goni pełnię, a towarzyszące jej objawy potęgują niepokój. Zamęt w przyrodzie jest odbiciem społeczno-politycznego bałaganu codzienności. Wojna w Ukrainie, gdzie stale giną ludzie, niegodziwości na zielonej polsko-białoruskiej granicy, katastrofa klimatyczna… Pokłady zła, granaty zła, wybuchające stale pod nogami miny. I jeszcze totalny bałagan na własnym podwórku podsycany przedwyborczym gazem łzawiącym. Wszechobecna agresja i szczucie z byle powodu i w imię narodowych wartości.
Wychowałam się na romantycznej wizji świata. Romantyczna miłość i bohaterskie powstania, wszystko lub nic, życie oddawane za ojczyznę, poświęcane dla honoru, dla „sprawy” – to budowało moje młodzieńcze sumienie. „Pochodzę z ojczyzny Konradów”, mawiałam z dumą. Z czasem przestało mnie to uskrzydlać. Z racji wieku lub może skali, z jaką rozdmuchano narodowe szaleństwo. Dziś czuję się ofiarą przemocy, gwałtu biało-czerwonej propagandy niszczącej człowieka i pozbawiającej go instynktu samozachowawczego. Narodowy bęben, w który bije się ostatnio z przytupem, tratuje po drodze słabszych i tych, którzy odmawiają uczestnictwa. Wyklucza takich, którym winniśmy pomoc i opiekę. Szydzi z innych, bo nie pasują. Zabrano nam przez ostatnie lata nie tylko nadzieję, lecz także solidarność. Nam, którzy ją stworzyliśmy i która była naszą siłą. Czy da się ją odzyskać?
Stałam się wbrew ideałom młodości pozytywistką wierzącą w edukację, wzajemne kształcenie się i doskonalenie. Nie chcę już zrywów, nie chcę pomników, poświęceń i bohaterszczyzny. Wystarczy mi życie w zwyczajnym kraju, w którym każdy jest u siebie. Bo dla każdego jest miejsce. W domu, którego nie zatruwa pogarda.
Grzechem XXI wieku jest chwiejność. Brak moralnego kręgosłupa, egotyzm i egomania. Pycha wiedzy i wszechmocy na glinianych nogach z przeceny.
Dajmy sobie głos, my, kobiety, obywatelki lepszego świata, weźmy sprawy w swoje ręce. Wybierzmy mądrze i z uśmiechem. Z troską. Pod kolorowymi sztandarami, nie brunatnymi złowieszczo niosącymi nienawiść (i niemoc). Niech nas nie przerazi zmiana. Jest jedynym wyjściem.
Odchodzą wielcy i ważni, gasną autorytety. Trzeba się przygotować na niesienie świata na własnych barkach. Nieuniknione stało się przesunięcie w sztafecie pokoleń. Bunt na nic tu się nie zda. Czy jeszcze nam się chce walczyć o swoje, przecież już się nawalczyliśmy!? To nie jest kwestia wyboru, powtarzam raz jeszcze, to konieczność. W nasze powszednie wartości wpisana jest prawość, uczciwość zobowiązań wobec innych i świata, odpowiedzialność. Dlatego nie wolno się poddać. Hanna Krall powiedziała o swoim zmarłym mężu, dziennikarzu Jerzym Szperkowiczu: „człowiek, który był Polską zatroskany”. Nigdy nie dość takich ludzi.
„Oddaj głos, odmień los” – głosił jeden z transparentów na Marszu Miliona Serc. Ta odmiana jest niezbędna.
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020), przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukazała się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby nie przestały istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.