Nie poznaję ludzi, niekiedy, coraz częściej znajomych, dających się porwać bezwzględności linczu. Uzbrojonych w moc-przemoc internetu, który godzi boleśnie, śmiertelnie czasami. Piszą „podłość”, „nikczemność” – kim są? Kto może sobie pozwalać na takie oceny innych?
Wierę Gran, żydowską śpiewaczkę, zniszczyło słowo. Napiętnowana po wojnie za rzekomą kolaborację z gestapo i inne niepopełnione, a na pewno nieudowodnione przewiny, nigdy nie odzyskała równowagi. Nie podniosła się spod brzemienia pomówień „sztafety oszczerców”.
Jej historii nie da się, niestety, zamknąć w skrzyni z napisem „przeszłość”. Podobne warianty takich czy innych oskarżeń rosną echem i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Kiedyś mi się zdawało, że opisanie ich mechanizmu pozwoli go rozbroić, a przynajmniej ustrzec przed uderzeniem. Myliłam się. Rozwój technologii nadaje człowieczej naturze niestosowne nagłośnienie. Pozwala przyglądać się z bliska igrzyskom nienawiści, a nawet brać w nich udział.
„W czasie okupacji niemieckiej w okresie od 1941 roku do sierpnia 1943 w getcie w Warszawie utrzymywała stosunki towarzyskie z osobami, które były jawnymi agentami gestapo, przez co dopuściła się czynu przestępczego przewidzianego w artykule…”
[Zagląda do drugiego dokumentu].
„Szanowny pan prokurator. Uprzejmie proszę o przeprowadzenie dochodzenia w związku z publicznie mi postawionymi zarzutami zbrodni współpracy z Niemcami”.
W.: Ty coś do mnie mówisz? Nie? A jakbym słyszała twój głos. I ciągnij za łańcuszek delikatnie. Bo ci wszystko spadnie na fryzurę. Skądinąd – taką sobie.
O.: „Akcja oszczerstw prowadzona przez ludzi niegodziwych i niepoparta żadnymi dowodami ma za zadanie doprowadzenie mnie do utraty możliwości pracy zarobkowej, a co za tym idzie do ruiny materialnej i śmierci cywilnej. Na potwierdzenie mojej niewinności załączam…”*
Słowa w dobie internetu wydają się zabijać szybciej niż dawniej. Rażą mocniej i skuteczniej. Nowoczesne media, wymyślone po to, by skrócić dystans i sięgać gwiazd, powodują również, jak niemal wszystko inne, skutki uboczne. Potęgują skalę poruszanych spraw, rozpowszechniają informację, plotkę, pomówienie w ciągu chwili. A tym samym wzmagają skuteczność linczu.
Dosięgać słowem jest dziś łatwiej niż kiedykolwiek. Komunikat wrzucany w nomen omen sieć błyskawicznie przenika jej krwiobieg, wypełnia wszystkie tkanki i zaczyna żyć własnym życiem. Momentalnie staje się wszędzie słyszalny i obecny. Pulsuje pogłosem znaczeń i interpretacji. I zaciska siecią. Unieruchamia. Obezwładnia.
Celuje w nieprzyjaciela, kimkolwiek jest, ale siła rażenia niszczy też wszystko, co po drodze. Oszczerstwa, kalumnie, złe słowa bryzgają szeroko i ochlapują szczodrzej, niż było w planie. Zarażają trucizną.
O.: „Na wyżej wymienioną był wydany wyrok władz podziemnych, który nie został jednak wykonany z powodu niemożności ustalenia jej miejsca zamieszkania…”
W.: Bzdura. Przecież codziennie byłam na widoku, w „Sztuce”. Wiesz, kto to ośmielił się napisać?
O.: Podpis jest nieczytelny. Raczej.
Na X (dawnym Twitterze), Instagramie, Facebooku piętnowani są niegodziwcy różnej maści, łapówkarze, oszuści i przemocowcy, ale nie tylko. Osądzani za czyny popełnione i niepopełnione, udowodnione lub sugerowane, za zachowania haniebne lub tylko wykraczające poza czyjeś rozumienie normy. Wszyscy oni podlegają tym samym prawom internetu – bezwzględnego rozliczenia ze strony oburzonych internautów. Obserwuję te kolejne burze, nadciągające i odchodzące równie gwałtownie, i zastanawiam się, skąd w nas, mieszkańcach sytej planety, tyle bezinteresownej nienawiści? Wiera Gran, którą zniszczono, powtarzała, że woli zwierzęta od ludzi. W czworonogach nie było właśnie tego genu niszczenia innych, bez dania racji, wyłącznie dla zaspokojenia własnych niedoborów.
Internet przez swoją zuchwałą siłę anonimowości ośmiela niegodziwców i nienawistników, by ulżyli swoim skrytym potrzebom. Nareszcie czują się w prawie pouczać, strofować, ganić i rozliczać. Bo oni wiedzą najlepiej. Za rzeczywiste lub wyobrażone przewiny. Za insynuacje i przypuszczenia. Za relacje z jednej strony. „Bo ja bym tak nie zrobił” – zniszczyć zatem. „Bo cóż to za fochy” – opluć.
Ostatnie czasy dają prawo, nie wiem, jak to się dzieje i którymi kanałami, do zabierania głosu w każdej sprawie. Do ferowania wyroków bez najmniejszej wątpliwości, by być w kursie dzieła, by zaistnieć, zaznaczyć swoją obecność. Wyroków ostrych, bolesnych, bezlitosnych. Tak, potrafię sobie po chwili przetłumaczyć, że świadczą o autorach, nie o adresatach, tych słów. Potrafię, pod warunkiem że sama nie jestem ich adresatką. Nie poznaję ludzi, niekiedy, coraz częściej znajomych, dających się porwać bezwzględności linczu. Przykładających doń rękę, jakby byli uprawnieni. Uzbrojonych w moc-przemoc internetu, który wydaje się nakryty czapką niewidką, a tymczasem godzi boleśnie, śmiertelnie czasami. Używają słów ze słownika pojęć szlachetnych à rebours. Sędziowie bez teki, z własnego nadania. Piszą „podłość”, „nikczemność” – kim są? Kto może sobie pozwalać na takie oceny innych? Jakim prawem? Nigdy bym tego nie umiała, nawet podzielając wątpliwości wobec piętnowanego człowieka lub sprawy.
Mieć opinię, krytykować, wyrazić swoje zdanie – internet ośmiela, zachęca, przewrotnie daje prawo. Jak? Dlaczego? Którędy?
O.: „Express Wieczorny”: „Wiera Gran uniewinniona. Osiemnasty stycznia tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego roku”.
W.: Hola, hola. Jeszcze daleka droga do takich tryumfów. Tu sobie przeczytaj.
O.: „Życie Warszawy”: „Co zaśpiewa przed sądem obywatelskim Wiera Gran ”? „Wieczór”: „Aksamitny głos gwiazdy milczy”.
W.: I tu.
O.: Też „Wieczór”: „Czy Wiera Gran zdradziła?”
W.: Myślisz, że ciekawiła ich odpowiedź na te pytania? Jak wygrywałam proces za procesem, to nie było o tym ani słowa, albo najwyżej jakieś wredne sugestie, że już oni swoje wiedzą.
Brzydzą mnie te przetaczające się przez media społecznościowe samosądy. Iluż sędziów i katów mam wśród znajomych, jak potrafią piętnować innych. Skąd to poczucie moralnej wyższości, kategoryczność wydawanych ocen, wreszcie pychy, która je napędza? Wszyscy tacy święci, wszyscy bez skazy? Skąd w ludziach przemożna potrzeba rzucania kamieniem w słabszych, w tych, którym powinęła się noga. W błądzących także, winnych też, ale czy należy ich na pniu ukamienować? Złe słowo zabija. Zabija szybciej niż dotychczas.
* Cytaty pochodzą ze sztuki „WIERA” Agaty Tuszyńskiej i Jerzego Żurka, której prapremierowe czytanie odbędzie się 29 stycznia w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Wierę Gran zagra Grażyna Barszczewska, a dziennikarkę Olę – Eliza Rycembel. Reżyseria: Magdalena Łazarkiewicz. Czytaniu towarzyszy przesłanie #słowoktórezabija.
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020), przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukazała się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby nie przestały istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.